Slayers Fans

Odwiedź nas na http://slayers-fans-society.blogspot.co.uk/


#1 2013-01-20 17:15:55

 Rinsey

Kapłan Mazoku

Zarejestrowany: 2011-08-23
Posty: 265
Punktów :   

Rezonans

Hej:) Ostatnio napisałam coś takiego. Ostrzegam tylko, że jest to świat alternatywny i głównym wątkiem jest LZ, ale FX też się znajdzie Jak będziecie mieć chwilę, to powiedzcie mi co o tym myślicie. Byłabym bardzo wdzięczna



Rozdział 1

Spadające gwiazdy

Jego oczy, jak przez całe jego krótkie i pozbawione jakiegokolwiek sensu życie, spoglądały w niebo. Sklepienie o barwie aksamitnej czerni było pokryte morzem gwiazd. Dla przeciętnego obserwatora był to olśniewający widok. Setki, a nawet tysiące jasnych punkcików wywoływały błogie rozluźnienie, a czasem nawet i minutę refleksji nad pięknem tego okrutnego świata. Jednak dla młodego, niespełna piętnastoletniego chłopaka był to znienawidzony obraz. Jego umysł nie był w stanie docenić piękna nocnego pejzażu, ponieważ od dnia swoich narodzin był przeklęty. Tak jak poprzednio jego ojciec. Tak jak wcześniej jego dziadek. Właśnie przez to nie mógł znaleźć dla siebie miejsca w tym znienawidzonym życiu. Z całego serca nie znosił klątwy, jaką został obarczony jako dziecko. Śmiać mu się chciało, jak tylko ktoś się dziwił, że chłopak posiadający taki „dar”, może być niezadowolony ze swojego losu. A prawda była taka, że chciał widzieć swoją przyszłość w świetle promieni słonecznych, a nie w chłodnym blasku księżyca. I właśnie tego dnia okazało się, że młodzieniec miał rację. Nie było by go tutaj, gdyby nie jego przekleństwo.

- Gadaj! Gdzie spadnie następna Ayn?! -wrzasnął mu do ucha potężny mężczyzna trzymając go za boleśnie wykręcone do tyłu ręce. Chłopak nawet nie próbował się wyrwać. Wiedział, że napastnik był dla niego zbyt silny. Jak ciało drobnego, chudego wyrostka mogło się równać z masą wyrośniętego, umięśnionego, dorosłego człowieka?

- Nie wiem... -oznajmił zmęczonym tonem chłopak. Już dawno postanowił z tym skończyć. Przed nastaniem tego wieczora nie zamierzał patrzeć w gwieździste niebo nigdy więcej. Szybko się okazało, że rzeczywistość przedstawiała się inaczej, niż to sobie zaplanował.

- Wydaje mi się, że kłamiesz, chłopcze. -odezwał się nowy głos. Jego drugi oprawca w przeciwieństwie do rosłego dryblasa, był szczupłym, chociaż równie wysokim osobnikiem przemawiającym niskim, chłodnym basem. Gdyby tylko chłopak mógł ujrzeć jego schowaną pod kapturem twarz, mógłby zauważyć złote, niebezpiecznie zwężone tęczówki. - Wydzielasz aurę wyjątkowo uzdolnionego Hoshigari, a nawet gdyby tak nie było, mam zeznania całej wioski, która była świadkiem, że zlokalizowałeś poprzednią Ayn o tak drobnej mocy, że inni Hoshigari nawet jej nie wyczuli.

Wyczuwał jego aurę? Chociaż poświęcał całą swoją samokontrolę, aby ją stłumić? I nazwał go Hoshigari? To nie było tutejsze określenie na Opiekunów Gwiazd. To musiał być…

- Czy Equeshan tak proszą o wyświadczenie przysługi? -spytał ostro chłopak. Niestety, fakt, że nie przeszedł jeszcze mutacji sprawiał, że jego wypowiedzi bynajmniej nie brzmiała groźnie.

- No, no, jestem pod wrażeniem. Znasz określenie Strażników spoza swojego wymiaru. Ale się pomyliłeś. -W tym momencie mężczyzna pokazał dryblasowi znaczący gest ręką, w rezultacie czego chłopak został zanurzony w całości w lodowatym jeziorze, nad którym przez cały czas trzymał go potężny napastnik. Opiekun Gwiazd zaczął nieporadnie machać nogami. Jego ręce, wciąż unieruchomione przez oprawcę, boleśnie wbijały mu się w plecy. Usiłował wstrzymać oddech, ale płuca szybko zaczęły się domagać tlenu. Po minucie, zdającej się trwać całą wieczności, chłopaka wyjęto z zimnej wody. Gdy młodzieniec się krztusił, łapiąc zbawienne powietrze, zakapturzony kontynuował swoją wypowiedź. -Nie jesteśmy Equeshan. Daleko nam do tych mięczaków. Nie jesteśmy tacy mili jak oni, więc dobrze ci radzę, wlepiaj gały w to niebo i gadaj, gdzie spadnie najbliższa Ayn.

Hoshigari, zwani również Opiekunami Gwiazd słynęli z nietypowej zdolności. Gwiazdy układały się dla nich w mgliste mapy, dzięki którym można było odnaleźć coś niezwykle cennego…

- Czy jak to zrobię, puścicie mnie wolno? -spytał słabo chłopak.

- Naturalnie. -odparł dryblas. Opiekun Gwiazd był za bardzo otumaniony, aby zweryfikować, czy za tą odpowiedzią kryła się ironia. Nie patrząc na swoich ciemiężców powiedział zrezygnowanym głosem:

- W świecie Varney, w mieście o nazwie Atlas, w okolicach niewielkiego jeziora.

Po tych słowach nastąpiła chwila ciszy.

- Spojrzałeś w niebo tylko raz. Nawet nie wszedłeś w sławetny trans. Myślisz, że ot tak ci uwierzymy?! -warknął dryblas potrząsając chłopakiem, który był przekonany, że za chwilę ponownie wyląduje w lodowatym jeziorze. Już miał nabrać więcej powietrza w płuca, gdy rozległ się bas zakapturzonego osobnika.

- Mały mówi prawdę. Nie wyczuwam w nim kłamstwa. Faktycznie jest niesamowicie zdolny.

- Nie jestem zdolny. -wydukał młodzieniec. Nigdy nie czuł się komfortowo, gdy ktoś chwalił ten znienawidzony dar. -Po prostu energia tej Ayn jest tak wielka, że każdy ćwierć Opiekun Gwiazd by ją wyczuł.

- Naprawdę mi imponujesz, chłopcze. Hashney puść go.

Dryblas bez chwili wahania opuścił chłopaka na ziemię. Młodzieniec zachwiał się, lecz szybko udało mu się zachować równowagę. Zaczął masować obolałe nadgarstki i spojrzał na szczuplejszego z przeciwników, który z niewiadomych przyczyn wydawał mu się być o wiele groźniejszy.

- Ze względu na twój niesamowity talent, spotka cię zaszczyt. Zanim odpowiesz mi na pytanie, które zaraz usłyszysz, dobrze się zastanów. Od tej odpowiedzi będzie zależeć twoja przyszłość. Czy chciałbyś się do nas przyłączyć? -spytał mężczyzna.

Opiekun Gwiazd próbował przyjrzeć się twarzy przeciwnika, jednak bez skutku. Słabe światło gwiazd i księżyca oraz kaptur uniemożliwiały mu jakąkolwiek bliższą obserwację przeciwnika. Oczywiście, jego wygląd nijak by nie wpłynął na jego decyzję. Już dawno postanowił, że nie będzie wiódł życia Hoshigari, lecz młodzieńca mimowolnie zaintrygował fakt, że dwójka przybyszów nie należy do tajemniczych Equeshan.

- Kim jesteście?

- Nie ty zadajesz pytania, śmieciu! -wrzasnął dryblas, robiąc krok w stronę chłopaka, który instynktownie zrobił parę kroków w tył. Jego partner natychmiast go powstrzymał gestem ręki.

- Odpowiedz na moje pytanie. Czy chciałbyś się do nas przyłączyć? -powtórzył zakapturzony.

- Nie, nie interesuje mnie to, co chcecie zrobić z tą ogromną Ayn, która być może stanie się nawet Ayneres. Nie chcę być Opiekunem Gwiazd. -odparł zrezygnowany chłopak. Czuł strach, ale nie taki, aby zgadzać się w ciemno na coś, co, jak miał przeczucie, nie było dobre.

- Rozumiem. -odparł spokojnie szczupły napastnik przed uniesieniem do góry jednej ręki. Zanim chłopak zdążył krzyknąć, z palca zakapturzonego osobnika wydobyła się cieniutka wiązka ciemnej energii, która w ułamku sekundy przebiła serce Opiekuna Gwiazd. Oczy młodzieńca na jedną chwilę spojrzały raz jeszcze w znienawidzony, gwiaździsty nieboskłon, gdy jego ciało nienaturalnie wygięło się do tyłu. Upadł na plecy, czując rozdzierający ból w okolicach klatki piersiowej. Jednym z ostatnich dźwięków zanotowanych przez jego świadomość był cichy trzask towarzyszący czyjejś teleportacji. Uśmiechnął się po raz ostatni ironicznie. Dopiero w chwili śmierci ujrzał zamiast kolejnej wizji zwyczajne nocne niebo pełne gwiazd. W jego ostatniej myśli pojawiło się przekonanie, że gwiaździsty nieboskłon jest naprawdę piękny.


***


Hoshi’mei -wielkie święto organizowane 13 sierpnia w Atlas było przez wielu, obok Świąt Zimowych, najbardziej wyczekiwanym dniem w roku. Ze względu na geograficzne położenie miasta właśnie tego dnia można było doświadczyć jednego z najpiękniejszych spektakli natury, jakich można doświadczyć -pokazu spadających gwiazd. Co roku idealnie czyste niebo stawało się tłem dla setek mijających kulę ziemską meteorytów, tworzących cieszące oczy widowisko. Niektórzy meteorolodzy dziwili się, że nad morzem, gdzie zwykle panowała nieprzewidywalność pogodowa, przez całe lata nie zanotowano deszczu, czy jakiekolwiek zachmurzenia w czasie tej jednej doby. Zwolennicy nadprzyrodzonych teorii utrzymywali, że jest to czas, kiedy możliwe jest otwarcie portalu do innego świata. Natomiast większość ignorowała te absurdalnie brzmiące bajeczki i po prostu cieszyła się festiwalem wyprawianym na cześć cudu natury.

Lina Inverse nieco poirytowana odwróciła plakietkę z napisem „Otwarte”, tak aby od zewnętrznej strony drzwi było widoczne słowo „Zamknięte”. Wszyscy w Atlas mieli dzisiaj wolne, a ona jedna musiała siedzieć w sklepie niemalże do zmroku. Jednakże nie można było się temu dziwić. Hoshi’mei było nie tylko okazją to obserwacji wieczornego nieba, ale i do napicia się dobrego wina, a gdzie ludzie mogli zakupić swój trunek, jak nie w winiarni? A skoro rudowłosa dziewczyna miała niekwestionowanie najlepsze wyniki sprzedaży, to najbardziej opłacało się wyznaczyć właśnie ją do świątecznego dyżuru. Lekkie zdenerwowanie Liny nie oznaczało, że nie lubiła swojej pracy. Pochodziła z Zefilli, sławnego na cały kontynent miasta produkującego wina. Od małego, chociaż mogło być to nieco niezgodne z prawem, była uczona wartości prawdziwego szlachetnego trunku, a jako że dodatkowo po rodzicach odziedziczyła kupiecką żyłkę, to etat w winiarni był dla niej idealną pracą dorywczą na czas studiów w Atlas.

Rudowłosa miesiąc wcześniej dowiedziała się, że dostała się na prestiżowy uniwersytet Dra’mattana na kierunek „Historia i archeologia” i nie chcąc marnować ani chwili, skorzystała z okazji i w trybie błyskawicznym znalazła sympatyczne mieszkanko w południowej części miasta oraz podjęła pracę w znanej winiarni. W tak szybkiej wyprowadzce na pewno nie chodziło o to, że była to dla niej szansa wyzwolenia się spod terroru jej starszej siostry Luny. No może trochę… Nie oznaczało to, że Lina nie kochała swojej siostry. W zasadzie żywiła ona do swojego jedynego rodzeństwa nieco skrajne uczucia. Z jednej strony Luna była dla niej niekwestionowanym autorytetem, a z drugiej rudowłosa bała się panicznie tej wysokiej, ciemnowłosej kobiety. W każdym razie młoda studentka z radością rozpoczęła życie w nowym mieście i pomimo poirytowania ciężkim dniem pracy, była bardzo zadowolona na tę chwilę z obecnego stanu rzeczy.

Jako wzorowy pracownik, Lina zamknęła kasę po przeliczeniu czy ilość pieniędzy zgadza się z listą sprzedanych butelek. Gdy poszła się przebrać na zaplecze, szybko poczuła, że cała złość na właścicielkę sklepu jej mija. Na małym stoliku stało jedno z najlepszych win tuż obok kartki z napisem: „Miłego Hoshi’mei. Całuje Niss”. No dobra, chyba zostawanie w sklepie w Hoshi’mei nie jest takie złe… -pomyślała Lina. Nissmenia Walney była ekscentryczną, nieco pulchną panią w średnim wieku. Nieraz doprowadzała swoją najnowszą pracowniczkę do szału, lecz pomimo pozornej wrogości obie kobiety zapałały do siebie sympatią. Ponieważ szefowa nie znosiła swojego imienia, kazała się wszystkim zwracać so siebie Niss. Nie do końca pasowało to do jej wieku, ale była to ostatnia rzecz, jaką się właścicielka sklepu przejmowała. Tak samo, jak nie miało to dla niej większego znaczenia, że poinformowała Linę zaledwie dobę wcześniej, że winiarnia będzie jednak otwarta w świąteczny dzień.

Rudowłosa z uśmiechem zdjęła firmowy uniform i założyła lekką, dżinsową kurtkę. Na tak ciepły wieczór nie potrzebowała niczego innego. Wzięła dużą, workowatą torebkę po wcześniejszym włożeniu do niej butelki szlachetnego trunku i opuściła sklep. Zaczynało się zmierzchać, gdy Lina szła drogą prowadzącą do jej mieszkania. Spojrzała na zegarek. Była 21:30, nie miała zbyt wiele czasu, aby przygotować się do wyjścia. Jej współlokatorka Eria, nieco pulchna dziewczyna z dobrotliwym wyrazem twarzy, zaproponowała jej wspólne wyjście na plażę jej znajomymi, aby uczcić Hoshi’mei. Grupa miała się spotkać o 21, a rudowłosa miała dołączyć zaraz po pracy.

Gdy tylko weszła do mieszkania, zdjęła buty i walnęła się na fotel. Po chwili obdarzyła swoją torbę chciwym spojrzeniem.

- O nie, nie będę się tobą z nikim dzielić. -powiedziała do nie zgłaszającej żadnego sprzeciwu kawałka płótna, po czym wstała, wyciągnęła butelkę wina, przyniosła kieliszek oraz otwieracz z kuchni i już po chwili raczyła się cudownym smakiem i aromatem półwytrawnego, białego wina, które zachwycało delikatną słodyczą pochodzącą jedynie z winogron.

O tak, teraz Lina Inverse czuła się naprawdę szczęśliwa.

Gdy jednak jej kieliszek opustoszał, spojrzała raz jeszcze na zegarek, który wskazywał godzinę 22. Westchnęła i podniosła się niechętnie z fotela. W końcu obiecała Erii, że się pojawi. Wzięła kilka rzeczy z szafy i już po chwili oglądała się w lustrze. Do ciemnych dżinsów włożyła czerwoną, ściśle przylegającą do jej szczupłej i niewysokiej sylwetki, oraz rezonującą z jej ognistymi tęczówkami bluzkę. Po poprawieniu lekkiego makijażu nałożyła czarną przepaskę i swoją ulubioną dżinsową kurtkę. Usatysfakcjonowana, włożyła kupiony wcześniej lampion do torby i opuściła mieszkanie szybkim krokiem, aby zdążyć na główną część obchodów Hoshi’mei.

Była w połowie drogi, gdy jej uwagę przykuł niesamowity blask. Spojrzała w niebo. Widziała najpiękniejszą spadającą gwiazdę, jaką kiedykolwiek ujrzały jej oczy. Stała jak urzeczona, zapomniawszy, że się gdziekolwiek śpieszy. Niecodzienność tego zjawiska dotarła do niej dopiero po chwili. Spadający meteoryt wydawał się być coraz bliżej ziemi. Zbliżająca się jasność było coraz większa i większa, aż w końcu w odległości niespełna kilkuset metrów od niej rozległa się eksplozja oślepiającego światła. Lina odruchowo zasłoniła oczy. Jak tylko ponownie nastała ciemność przerywana jedynie przez delikatny blask gwiazd, księżyca i spadających meteorytów, czerwonooka opuściła dłoń, którą wcześniej się zakryła. Szybko oceniła, że ta kometa, czy cokolwiek to było, musiała wylądować niedaleko pobliskiego jeziora u podnóża góry Yujin. Dziewczyna, nie namyślając się długo, ruszyła właśnie w tamtym kierunku. Ciekawość sprawiła, że zupełnie zapomniała, że jeszcze kilka minut wcześniej gdzieś się bardzo śpieszyła.

Nie napotkawszy żywej duszy, szybko dotarła na miejsce. Zaintrygowana stanęła w miejscu, gdy ujrzała cel swoich poszukiwań. Pomiędzy niewielkim jeziorem i dosyć wysoką górą, na niewielkiej polance stała dziewczynka jaśniejąca delikatnym blaskiem. Była zupełnie naga. Jedynie długie włosy osłaniały jej przyszłe wdzięki. Eteryczna istota wydawała się być tak delikatna, tak krucha, że najmniejszy kontakt cielesny mógłby spowodować jej zniknięcie. Zjawiskowe dziecko nie zdawało się przejmować przybyciem obserwatora. Nie zaszczyciwszy jej jednym spojrzeniem, zaczęła tańczyć w rytm nieznanej muzyki.

Lina stała jak urzeczona. Nigdy w życiu nie widziała, czegoś tak pięknego. Gracja każdego ruchu dziewczynki, której towarzyszyła delikatna aura ciepłego światła, sprawiała, że rudowłosa nie mogła oderwać od niej wzroku.

Niestety, tak jak niespodziewanie zaczął się nieziemski spektakl, tak zupełnie nieoczekiwanie się zakończył, gdy na łące pojawił się niewiadomo skąd zakapturzony osobnik.

- Miał rację, to Ayneres. -Lina usłyszała chłodny bas. - I to o jakiej mocy. -Wciąż mówił do siebie.

Widząc nowo przybyłego, dziecko zakończyło swój taniec. Jej twarz zastygła w niemym przerażeniu, a jej usta nie wydały nawet najmniejszego dźwięku. Dziewczynka zaczęła się rozpaczliwie cofać, spoglądając z lękiem na nieznajomego.

- Chodź ze mną dobrowolnie, Ayneres. Albo cię do tego zmuszę. Wiem, że mnie rozumiesz. Wiesz również, że nie masz żadnych szans. -Jego głos był niesamowity. Chłodny i zmysłowy jednocześnie. Zdawał się wprowadzać świetlistą istotę w trans.

Lina obserwowała rozgrywającą się przed jej oczami scenę z bezpiecznej odległości. Gdyby tylko milczała, nic by się nie stało. Mężczyzna był tak zaaferowany dziewczynką, że nie zwracał najmniejszej uwagi na osoby trzecie. Gdy później rudowłosa wspominała tę chwilę nie rozumiała, co ją tknęło, aby jednak się odezwać.

- Zostaw to dziecko w spokoju. -powiedziała niskim, klarownym głosem. W jednej chwili dziewczynka otrząsnęła się z transu i w okamgnieniu znalazła się za Liną, tuląc się kurczowo do jej pleców.

Właśnie w tym momencie, nowo przybyły na nią spojrzał.

- Nie mieszaj się w nie swoje sprawy, śmiertelniku. -zagrzmiał.

- Czego chcesz od tego dziecka? -spytała.

- To nie jest twoja sprawa. Jeżeli będziesz mi się sprzeciwiać, zginiesz. -zagroził.

Zanim Lina zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, poczuła, że świetliste stworzenie ciągnie ją za rękaw. Zdezorientowana dziewczyna spojrzała na małą, kruchą istotkę, która tylko się uśmiechnęła i złapała ją za dłonie. To, co wydarzyło się chwilę później, wydawało się trwać dosłownie ułamek sekundy. Ponownie rozległa się eksplozja jasnego, ciepłego światła, które o dziwo tym razem nie oślepiało rudowłosej. Gdy powróciła ciemność, czerwonooka ujrzała przeźroczystą postać małej dziewczynki, otoczonej niezwykle słabą aurą.

- Co ty zrobiłaś? -szepnęła Lina, w odpowiedzi na co dziecko uśmiechnęło się po raz ostatni i zupełnie zniknęło. Dziewczyna poczuła, że uginają się pod nią kolana. Co się tutaj, do cholery, stało?

Zakapturzony osobnik stał oniemiały, nie mogąc uwierzyć w to, czego stał się świadkiem. Ayneres z własnej, nieprzymuszonej woli wniknęła w ciało śmiertelniczki. Postąpił krok w stronę zszokowanej dziewczyny. Jeszcze nic nie było stracone. Jeżeli zabije tę dziewczynę, moc Ayneres powinna wciąż być do odzyskania.

- Mówiłem ci, abyś nie mieszała się w nieswoje sprawy. -powiedział grobowym tonem zakapturzony mężczyzna. -Teraz nie mam wyboru. -Z jego rękawa wydobyła się długa klinga. -Muszę cię zabić.

Odbite od srebrzystego ostrza światło księżyca, sprawiło, że Lina otrząsnęła się z pierwszego szoku. Wstała z wielkim trudem i zaczęła się powoli cofać, obserwując uważnie przeciwnika.

- Proszę, proszę. Cóż za ciekawe widowisko. -Nagle rozległ się ironiczny głos. Pozostała dwójka zareagowała identycznie, wpatrując się w ciemność, z której dochodził nowy dźwięk. Lina nie usłyszała jego kroków nawet w momencie, gdy zaczęła dostrzegać sylwetkę ubranego na szaro mężczyzny w masce osłaniającej wszystko poza intensywnie niebieskimi oczami, widocznymi tylko ze względu na stosunkowo mocne światło księżyca.

- Twoja szansa na zdobycie mocy Ayneres minęła. -Nowo przybyły zwrócił się do zakapturzonego osobnika.

- Myślisz, że jakiś trzeciorzędny Equeshan może mi mówić co mam robić? -odparł ze złością.

Lina była pewna, że jak tylko nowo przybyły usłyszał te słowa, uśmiechnął się pod nosem.

- To naprawdę mój szczęśliwy dzień. Utrę nosa mądrzącemu się gnojkowi i zdobędę kilka nowych informacji o waszej grupie. -Powiedziawszy te słowa niebieskooki dobył własnego miecza i zaczął podchodzić do przeciwnika.

Jak tylko dziewczyna usłyszała szczęknięcie metalu o metal, stwierdziła, że to już chyba czas, aby się zwijać. Gdyby tylko udałoby się jej niepostrzeżenie wymknąć, może udałoby jej się trafić na obchody Hoshi’mei. To był tylko koszmar senny, z którego się obudzi jak tylko trafi nad morze, gdzie miała mieć miejsce główna atrakcja tego wieczoru. Zanim jednak zdołała zrobić więcej niż jeden krok, poczuła nagle silny ból w klatce piersiowej. Miała wrażenie jakby ktoś zapalił w jej wnętrzu olbrzymią pochodnię. Z trudem złapała głębszy oddech i pomijając przymus oddalania się jak najdalej z tego miejsca, oparła się o drzewo. Za chwilę ten dziwny atak na pewno minie…

Nagle na całą okolicę rozległ się wrzask zakapturzonego mężczyzny.

- Kim ty u licha jesteś? -załkał. Jeżeli wzrok nie mylił Liny, ten, który jej wcześniej groził, klęczał bezbronny na ziemi.

- Ziemio, bądź posłuszna mej woli. -Do uszu dziewczyny doszła cicha inkantacja. Z ziemi zaczęły się wydobywać liczne pędy, które zaczęły oplatać swoją ofiarę.

- Żywioł ziemi? -spytał przerażony zakapturzony mężczyzna. Na próżno można by szukać w jego głosie wcześniejszej pewności siebie. Strach był jedyną emocją dominującą w jego tonie. - Jesteś Szarym Wilkiem?

- Możliwe. A teraz śpij niespokojnym snem. -Rozległ się chłodny, choć melodyjny tenor niebieskookiego.

Potem nastała cisza. Lina wiedziała, że zamaskowany mężczyzna zbliża się do niej. Skoro nie słyszała jego wcześniejszych kroków, to mogła mieć pewność, że pomimo panującej dźwiękowej pustki, właśnie do niej podchodzi. Czy ona miała być jego następną ofiarą? Jeżeli z taką łatwością poradził sobie z pierwszym napastnikiem, ona sama nie miała żadnych szans. Zwłaszcza, że porażające ciepło w jej klatce piersiowej skutecznie uniemożliwiało jej jakikolwiek gwałtowniejszy ruch.

- Już czujesz ból? -Głos należący do zwycięscy pojedynku rozległ się tuż nad jej głową. Nie mogła pozbyć się wrażenia, że w jego tonie zaniknął wcześniejszy sarkazm.

- A co ci do tego? -odparła opryskliwie. -Skoro mnie zaraz zabijesz, to chyba wszystko jedno, co nie?

- A niby czemu miałbym cię zabijać?

- Właśnie to chciał zrobić twój poprzednik. - Zaczęła mówić nieco poirytowana, ze musi tłumaczyć tak oczywiste rzeczy. -A skoro przybyłeś tutaj zaraz po tym jak wniknęła we mnie ta… Jak ją nazywacie? Ayneres? To chyba ta moc ciebie tutaj przywiodła, co nie? A skoro ona ciebie tu przywiodła, to właśnie ona musi być twoim prawdziwym celem. No chyba, że dorabiasz sobie ratując damy z opresji, to zwracam honor. -Zakończyła sarkastycznie.

Mężczyzna zmierzył ją szafirowym spojrzeniem.

- Muszę ci przyznać, że gadane to ty masz. Pomyślunku też ci nie brakuje, ale nie masz do końca racji. Owszem, zależy mi na mocy Ayneres, która wniknęła w ciebie, ale nie muszę cię z tego powodu zabijać. Są milsze sposoby na odzyskanie tej mocy.

- Niby jakie? -spytała nieufnie dziewczyna.

- Ekstrakcja. Ale nie mogę tego zrobić tutaj, zwłaszcza, ze lada chwila mogą się pojawić jego towarzysze.

- To wciąż nie brzmi zbyt optymistycznie. -skomentowała sceptycznie.

- Wciąż jest to lepsza opcja niż zabijanie ciebie, nie uważasz? -zauważył nieco rozbawiony.

- Czyli co zamierzasz teraz ze mną zrobić? -odpowiedziała pytaniem.

- Póki co nie jest to pytanie, co ja zamierzam, tylko co ty zamierzasz.

- A co to za różnica? Nawet jakbym ci powiedziała, że nie mam zamiaru się nigdzie stąd ruszać, chyba nie za bardzo mam możliwość postawić na swoim.

- Przy przekraczaniu granicy wymiarów różnica jest ogromna. Fakt, czy zgadzasz się na to dobrowolnie czy jesteś zmuszana, znacząco wpływa nie tylko na jakość teleportacji, ale i na twoje samopoczucie w wymiarze docelowym.

Słysząc to Lina się uśmiechnęła. Ten sen zaczynał być zupełnie powalony. Świetliste dziewczynki, wojownicy walczący mieczami rodem ze średniowiecza zamiast pistoletami, władza nad ziemią, a teraz podróż do innego wymiaru. Niss na pewno musiała jej coś dolać do tego wina. Coś naprawdę mocnego, gdyż nigdy w życiu nie doświadczyła tak realistycznej mary nocnej wzbogacanej dodatkowo przeraźliwym gorącem w płucach.

Dziewczyna podniosła się z trudem, łapiąc się za klatkę piersiową. Również niełatwo jej było wziąć kolejny oddech.

- No dobra, czyli jak udam się z tobą do twojego wymiaru i poddam się tej ekstrakcji, będę mogła wrócić do mojego wymiaru, tak?

- Tak.

- No to ruszajmy.

- Przyznaję, że nie spodziewałem się, że tak szybko się na to zgodzisz. -rzekł ponownie świdrując ją swoim przenikliwym, szafirowym spojrzeniem.

- Chcę aby ten sen już się skończył i tyle, czaisz?

- Sen? -spytał nieco zaskoczony.

- Uhm. -odparła ze znudzeniem dziewczyna.

- Uważasz, że to wszystko to twój sen? -dopytywał z niedowierzaniem.

- Uhm.

Nastała chwila ciszy.

- No dobra. W sumie jest mi to nawet na rękę. Może się nawet obędzie bez modyfikacji pamięci. -Westchnął i wyciągnął do niej dłoń. Dziewczyna najpierw spojrzała na niego nieufnie, po czym z wahaniem podała mu własną rękę. Mężczyzna chwilę później przyłożył dwa palce do ust i wypowiedział kilka słów w nieznanym Linie języku. W rezultacie tej czynności przed dwójką pojawiło się okrągłe zakrzywienie przestrzeni. Zaraz potem niebieskooki ruszył w stronę przejścia, ciągnąc za sobą rudowłosą. Czerwonooka odwróciła się za siebie rzucając ostatnie spojrzenie na swój świat, po czym pochłonęła ją ciemność.


***


Gdy tylko powróciła jej świadomość, poczuła palący ból. Miała wrażenie, że całe jej ciało trawi szkarłatny płomień. Chociaż miała wrażenie, że leży na zimnym marmurze, nijak nie wpływało to na straszliwe przekonanie, że zaraz spłonie żywcem. Jak z oddali dobiegł ją znajomy głos.

- Filia, do cholery, pośpiesz się z tą ekstrakcją! Moc Ayneres zaczyna szaleć!

- Ekstrakcja jest niemożliwa. -odpowiedział mu głos młodej, zaniepokojonej kobiety.

Ayneres? Ekstrakcja? Wydawało jej się, że już gdzieś słyszała te pojęcia, ale ten nieznośny ból uniemożliwiał jej wszelkie próby skupienia myśli.

- Gdzie ja jestem? -powiedziała z trudem uchylając lekko powieki. Tuż nad sobą ujrzała mężczyznę o niecodziennym wyglądzie. Lawendowe włosy, twarz o niebieskawym odcieniu i niesamowite, szafirowe tęczówki. Jej umysł ogarniał jedynie poszczególne elementy, lecz w żaden sposób nie mógł złożyć ich w całość.

- To tylko ciąg dalszy tego koszmaru. Pamiętasz? Zaraz się skończy. -odparł pozornie spokojnie, lecz Lina wiedziała, że tak nie będzie. Czuła, że tkwiąca w niej kula żywego ognia zaraz wybuchnie.

- Odsuń… się. -wydyszała. Chwilę później z jej ciała wyzwoliła się ogromna dawka surowej energii. Znajomy mężczyzna musiał błyskawicznie odskoczyć, gdyż znalazł się poza zasięgiem wzroku Liny, która miała wrażenie, że nie zniesie dłużej tych katuszy.

- Filia, co ty wyprawiasz?! -ponownie usłyszała krzyk człowieka o szafirowych oczach.

- Usiłuję założyć blokadę. -Raz jeszcze odpowiedział mu skoncentrowany damski głos.

- Blokadę?! Miałaś wydobyć z niej moc Ayneres!

- Panie Zelgadisie, mówiłam ci już, że ekstrakcja jest niemożliwa!

W pewnym momencie jej cierpienie zupełnie ustało. A wraz z nim zniknęło poczucie świadomości. Wszędzie otaczała ją moc. Tylko ona się liczyła. Nie było ważne kim jest, ani gdzie się znajduje. W przypływie nowej, nieznanej siły uniosła się do góry, co stanowiło dla niej niewymagającą wysiłku błahostkę. Niedaleko stała wysoka blondynka z zamkniętymi oczami ze złożonymi dłońmi. Jak wyglądałoby jej ciało, gdyby zetknęło się z tą cudowną mocą? Dziewczyna wyciągnęła przed siebie rękę. Wydobył się z niej potężny płomień. Zanim jednak trafił on do celu, tuż przed młodą kobietą rozpostarła się świetlista bariera ochronna. Niezadowolona z takiego stanu rzeczy rudowłosa już miała się przygotować następną falę energii, gdyż tuż przed nią pojawił się mężczyzna. Jego szafirowe spojrzenie spotkało się z jej płomiennymi tęczówkami, a sekundę później czerwonooka poczuła jego dłoń na swojej głowie.

W jednej chwili otaczająca ją moc się ulotniła. W umyśle z powrotem pojawiła się świadomość.

- Co się stało? -spytała wciąż nieco zamroczona.

Mężczyzna szybko wziął rękę i patrząc na stojącą niedaleko blondynkę odpowiedział:

- Myślę, że ona udzieli nam odpowiedzi.

Czerwonooka odruchowo spojrzała we wskazanym przez jego kierunku. Młoda kobieta ubrana w długie, białe szaty była właśnie w trakcie usuwania własnej bariery. Po zakończeniu tej czynności zrobiła kilka kroków w ich stronę. W czasie tej krótkie chwili, Lina poczuła, że otępienie zaczyna ustępować pełnej świadomości. Spojrzała na swoje dłonie. Jeszcze tak niedawno miała wrażenie, że spłonie żywcem, a teraz nie czuła nawet odrobiny tego wewnętrznego ognia. I ten moment, kiedy wydawało jej się, że powinna wyzwolić jak najwięcej tej energii… O co tu chodziło? Czy to był sen? Sen… To słowo stało się hasłem, pod wpływem którego zasypała ją masa obrazów. Hoshi’mei. Spadająca gwiazda. Świetlista dziewczynka. Uśmiechająca się i znikająca po umieszczeniu czegoś w jej wnętrzu. Napastnik. Drugi zamaskowany osobnik. Niebieskie oczy. Portal.

- To byłeś ty! Gdzie ty mnie zabrałeś?! -krzyknęła czerwonooka.

- Jak przestaniesz się wydzierać, to może uzyskamy jakąś odpowiedź. - zauważył chłodno jej rozmówca.

- Uspokójcie się. -wtrąciła się blondynka. -Jak się czujesz? -zwróciła się do rudowłosej, na co dziewczyna się nieco uspokoiła i odparła rzeczowo.

- Już dobrze. Nie czuję już żadnego gorąca.

- Rozumiem. Panie Zelgadisie, nie wiem jak to się stało, ale doszło do fuzji. -Tym razem skierowała swoją wypowiedź do mężczyzny.

- Do fuzji? -spytał z niedowierzaniem. - Filia, co chcesz dokładnie przez to powiedzieć?

- Nie mogę dokonać ekstrakcji, ponieważ moc Ayneres zespoliła się z duszą tej dziewczyny, a fakt, że jej ciało przetrwało taki przepływ mocy oznacza, że ma do niej powinowactwo. Rozumiesz już? -Wbiła w niego swój wzrok.

Na chwilę zapadła głucha cisza.

- Czy możecie łaskawie przestać rozmawiać, jakby mnie tutaj nie było? -wtrąciła poirytowana Lina. -Rozumiem, że to, w co usilnie chciałam wierzyć, że było snem, jest zasraną rzeczywistością, więc może wyjaśnicie mi, co się do cholery tutaj dzieje?! Albo wiecie co, mam to w dupie. Odstawcie mnie do domu i zapomnijmy o tym, co się wydarzyło, dobra?

- Przykro mi, ale obawiam się, ze jest to niemożliwe. -rzekła łagodnie Filia.

- Niby dlaczego?- warknęła rudowłosa.

- Wniknęła w ciebie Ayneres, moc tak wielka, że jest na chwilę w stanie przyjąć cielesną postać. Normalnie bylibyśmy w stanie wyciągnąć z ciebie tą moc i pozwolić ci wrócić do domu. Ale ta moc się z tobą zintegrowała. Gdybym teraz dokonała ekstrakcji, zginęłabyś. Z drugiej strony nie panujesz nad tą mocą. Gdyby nie blokada Zelgadisa znowu wpadłabyś w szał magii.

- Szał magii? -Tak nazywano ten stan przerażającej pustki, gdzie nie istniało dla niej nic poza tą irracjonalną mocą?

- Tak. Jest to punkt, w którym mag traci kontrolę nad swoją mocą, co prowadzi do jego destrukcji.

Lina milczała przez chwilę, chłonąc nowe informacje.

- Ale skoro ta moc została zablokowana, to chyba już nie stanowię dla siebie i innych zagrożenia, prawda? Więc możecie mnie odesłać z powrotem do Atlas. -powiedziała z nadzieją dziewczyna.

- Niestety, wciąż byłabyś w niebezpieczeństwie. Widzisz, nastały niebezpieczne czasy. Pewna grupa, której członek chciał cię zabić, aby odzyskać moc Ayneres, odnalazłaby cię w okamgnieniu i przejęłaby moc Ayneres, zabijając cię. A nie możemy ryzykować twojego życia… -tłumaczyła spokojnie blondynka

- Nie wciskaj mi kitu. -wpadła jej w zdanie Lina. -Przede wszystkim nie chcecie, aby ta moc dostała się w inne ręce. A skąd mam w ogóle wiedzieć, że nie jesteście od nich gorsi? Może, gdyby nie ta fuzja, już bym była martwa? -spytała podejrzliwie.

- Wydaje mi się, że już ustaliliśmy wcześniej, że gdybym chciał cię zabić, nie sprowadzałbym cię do tego wymiaru. -wtrącił Zelgadis.

Dopiero w tym momencie dziewczyna przyjrzała mu się bliżej. Jego maska opadła ukazując to, co widziała już wcześniej, lecz nie zdołała złożyć strzępków spostrzeżeń w jedną całość. Z pomiędzy jego lawendowych włosów, wyglądających na dosyć sztywne, wyłaniały się długie szpiczaste uszy. Jego twarz o niebieskawym kolorze była pokryta gdzieniegdzie drobnymi kamieniami. Najdziwniejsze było to, że pomimo niecodziennego wyglądu, chłopak wydawał się Linie naprawdę przystojny.

Jak tylko złapała się na tych myślach, lekko się zarumieniła, pokręciła głową i odpowiedziała na zaczepkę.

- Być może, ale wtedy nie myślałam do końca trzeźwo. Wydawało mi się, że to jakiś cholerny sen! Skąd mam wiedzieć, że nie wykorzystałeś chwili mojej słabości?

- Poczekajcie. -wtrąciła Filia, widząc, że Zelgadis już się szykuje do kontynuowania przepychanki słownej. - Zacznijmy może od początku. Jestem Filia Ul Copt, główna kapłanka Ceiphieda w Rejonie Varney. A ty?

Rudowłosa spojrzała na nią nieufnie, lecz nie widziała niczego złego w ujawnieniu swojego imienia.

- Lina Inverse. -odparła krótko.

- Ten stojący obok ciebie gbur to Zelgadis Greywords, najsilniejszy wojownik w naszym Rejonie, jeden z najsilniejszych wojowników spośród wszystkich dwunastu wymiarów.

- Dwunastu wymiarów? Nie to wszystko to jakieś brednie… Może jednak Niss wsypała mi czegoś do tego wina... -Czerwonooka zaczęła mamrotać pod nosem.

- Panno Lino, to jest rzeczywistość. Im szybciej się z tym pogodzisz tym lepiej dla ciebie.

- Chyba muszę usiąść… -powiedziała dziewczyna. Powoli, bardzo powoli zaczęła w nią wsiąkać świadomość, że jest bardzo daleko od domu. Daleko od czegokolwiek, co znała…

Miała ot tak nagle uwierzyć w istnienie innych wymiarów? W istnienie magii? Z drugiej strony istniały tezy, mówiące o równoległych światach. Zwolennicy zdarzeń nadprzyrodzonych wierzyli, że w noc Hoshi’mei możliwe jest pokonanie granicy między wymiarowej. Ale to wszystko nie było poparte żadnymi faktami! Jak to możliwe, że garstka obłąkańców miała rację?! Jeszcze z innego punktu widzenia słowo Ceiphied nie było jej obce. Kiedyś na pewno napatoczyła się na jakąś wzmiankę o pewnym tajemnym, starożytnym kulcie, który podobno przetrwał do czasów obecnych. Lecz jaki wniosek miała z tego wyciągnąć? Miała wierzyć w każde słowo tych ludzi?

Wtedy przypomniała sobie jak to było, kiedy jej ciało trawił płomień. Co więcej, uświadomiła sobie, że wciąż tkwi w niej delikatne ciepło, którego wcześniej nie czuła. Magia była prawdziwa. Tego doświadczyła na własnej skórze. To był racjonalny fakt, na którym mogła się oprzeć. A skoro istniała magia, to czemu nie miałyby istnieć wymiary dla ludzi magicznych?

Zanim się obejrzała zorientowała się, że stoi obok niej stabilne krzesło, na którym z ulgą się usadowiła. To samo zrobiła Filia, zaś Zelgadis zwyczajnie oparł się o ścianę z założonymi rękami i obserwował uważnie obie młode kobiety.

- Czyli gdzie dokładnie jestem? -spytała po dłuższej przerwie Lina.

- W Eques. -opowiedziała od razu Filia. -Istnieje dwanaście równoległych wymiarów, natomiast w samym środku znajduje się Eques, kraina magii i równowagi. Jej mieszkańcami, zwanymi Equeshan są osoby obdarzone magią. Magia to miecz obusieczny. Może być wykorzystywana do budowania i do niszczenia. Do podtrzymywania życia i do jego uprzykrzania. Jest to ogromna odpowiedzialność, dlatego też te osoby, które zostały obdarowane potężną magią mają za obowiązek pilnować równowagi we wszystkich wymiarach. Stąd też niektórzy nazywają nas też Strażnikami.

- W porządku. Załóżmy, że wierzę w to wszystko. Ale tak naprawdę interesuje mnie tylko to, co mam zrobić, abyście pozwolili wrócić mi do mojego świata.

- Musiałabyś nauczyć się kontrolować moc, którą zyskałaś od Ayneres.

Lina popatrzyła się w osłupieniu na blondynkę.

- Jak mam niby tego dokonać?

- Pan Zelgadis będzie cię uczył.

- Że co? -wtrącił się nagle podenerwowany wojownik. -Filia, myślisz, że mam na głowie za mało obowiązków i chcesz mi dołożyć opiekowanie się totalnymi nowicjuszami?!

- Phi. Nawet bym nie chciała, aby mnie uczył taki gbur jak ty. -zaperzyła się Lina. W sumie to Zelgadisa darzyła większym zaufaniem z tej dwójki, nie wspominając już o innych nieznanych jej magach, ale poczuła się nieco urażona jego reakcją na wiadomość, że miałby zostać jej mentorem.

- Wątpię, aby ktoś z tak niewyparzonym językiem jak ty był w stanie się nauczyć ode mnie czegokolwiek. -odpowiedział zjadliwie.

- Hm… czyżbyś twierdził, że jesteś tak beznadziejnym nauczycielem?

- Raczej wątpię w potencjał uczennicy.

- Przestańcie w tej chwili! -wybuchła nagle Filia. Ku zaskoczeniu i rozbawieniu Liny, spod jej długich białych szat wydobył się nagle smoczy ogon zakończony różową kokardką. Blondynka była jednak zbyt zdenerwowana, aby zwrócić uwagę na to, co tak rozbawiło czerwonooką. -Panie Zelgadisie, chyba zapominasz, że tylko twoja bariera może utrzymać tak potężną moc w ryzach, przez co jesteś jedynym kandydatem na nauczyciela panny Liny.

- Jeszcze nie powiedziałam, że chcę się od kogokolwiek uczyć. -burknęła rudowłosa.

Blondynka obdarzyła ją surowym spojrzeniem.

- W takim wypadku musiałabyś zostać tutaj do czasu aż nastanie pokój.

- To znaczy?

- Nie wiem. Ale może to być bardzo, bardzo długo. -oznajmiła dosadnie Filia.

Linę na te słowa przeszedł nieprzyjemny dreszcz.

- Nie dajesz mi żadnego wyboru.

- Nie wydaje mi się, aby to było dla ciebie nieprzyjemne. Uważam, że masz naturalny talent do magii. Co więcej, wydaje mi się to dziwne, że nie urodziłaś się z mocą. - Zmarszczyła brwi i przyłożyła palec do ust. -Może to ten potencjał skłonił Ayneres do wniknięcia w ciebie… - dodała szeptem bardziej sama do siebie niż do pozostałej dwójki.

- Niby na jakiej podstawie stwierdzasz, że mam naturalny talent do magii? -spytała sceptycznie rudowłosa. Nie mogła się pozbyć przekonania, że niebieskooka kobieta chce po prostu odwrócić jej uwagę od faktu, że w praktyce została więźniem tego wymiaru.

- Nawet, jak cię opanował szał magii, twoje ataki były niezwykle precyzyjne i przemyślane. Zwykle moc zaczyna się po prostu wydobywać niepowstrzymanie z ciała. U ciebie wyglądało to inaczej. Otaczała cię nierówna aura, ale skupiałaś moc w konkretne pociski energetyczne. I drugim elementem jest natura żywiołu twojej magii. Tylko najsilniejsi czarodzieje są w stanie władać żywiołami. W twoim przypadku moc niewątpliwie uformowała się w ogień. A to wszystko wydarzyło się przy twoim pierwszym w życiu kontakcie z magią. -Filii ewidentnie minął gniew pod wpływem zachwycania się potencjałem magicznym Liny. -Panie Zelgadisie. -zwróciła się do mężczyzny. -Wydaje mi się, że z panną Liną moglibyście osiągnąć Rezonans.


***


Zapadał już zmrok, gdy z pięknego, lecz ascetycznie urządzonego kościoła, wyszła ostatnia osoba. Ksiądz w podeszłym wieku z dobrotliwym uśmiechem na twarzy żegnał staruszkę, która zanim opuściła świątynię przeżegnała się co najmniej trzykrotnie. Dopiero, gdy jej sylwetka zniknęła z jego pola widzenia, kapłan wyjął zza strojnej fioletowej szaty paczkę papierosów. Po wyciągnięciu jednego z nich, przyłożył używkę do ust i już po chwili wydobywał się z nich ciemny dym o duszącym zapachu.

- Pieprzona dewotka. Tu się przeżegna, tam kit wciśnie, a swoje zrobi, po czym przylatuje do konfesjonału. -powiedział na głos, gładząc się po długich, siwych włosach. Drobne zmarszczki na jego poirytowanej twarzy mogły świadczyć o dojrzałym wieku, jednak żywe zielone oczy wciąż błyszczały nieprzeciętną bystrością.

- To po co tutaj siedzisz, stary dziadzie? -Nagle rozległ się drugi głos. Ksiądz uniósł głowę i spojrzał na mniej więcej dwunastoletnią dziewczynkę o ciemnych oczach, siedzącą na szczycie wykwintnej kolumny, podtrzymującej strop budynku.

- Seruś, zapominasz się! Nie wolno tak mówić do pana Guesha! -Z nikąd pojawił się trzeci głos, nieco piskliwy, chociaż zdecydowanie sympatyczniejszy od wcześniejszego niskiego altu.

- Zamknij się Frena! A poza tym ile razy mówiłam, abyś tak do mnie nie mówiła!

- Seruś, mój ty bezdziurkowcu. -Tuż przed dwunastolatką zmaterializowała się druga panna. -Jestem twoją starszą siostrą. -oznajmiła ze słodkim uśmiechem. -I zawsze będziesz dla mnie małym serkiem topionym, Seruś.

- NA SHABRANIGDO I CEIPHIEDA! NIE JESTEM SEREM! MAM NA IMIĘ SERYA!!! -wydarła się ciemnooka.

Kapłan z rozbawieniem patrzył na dwie siostry, które pomimo więzów krwi różniły się jak ogień i woda. Długie, czarne włosy Seryi rezonowały z jej ciemnymi oczami. Zdobiła ją zwiewna długa sukienka z krótkim rękawkiem o kolorze ognistej czerwieni. Małe usta i lekko zadarty nos były elementami wspólnymi w wyglądzie obu dziewczyn, jednak Frena, przez to, że się więcej uśmiechała w przeciwieństwie do wiecznie naburmuszonego rodzeństwa, wydawała się o wiele sympatyczniejsza. Pogoda wewnętrzna drugiej z sióstr była widoczna w jej ubiorze, ukazując się w postaci spodni w łagodnym pastelowym błękicie dopasowanych do lekkiego, białego topu. Jej krótkie, jasne blond włosy podpięte z jednej strony spinką o kształcie motyla były tego samego koloru co jej oczy.

Guesh westchnął. Naprawdę uwielbiał rodzeństwo Ashley, jednak nie było czasu na beztroskie kłótnie. Mieli zadanie do wykonania.

Pstryknął palcami i na moment otoczyła go delikatna aura, co przyciągnęło uwagę kłócących się sióstr. Ciemnooka ze zdziwieniem spojrzała na młodego, przystojnego mężczyznę po dwudziestce ubranego w czarne spodnie i ciemną bluzkę, który zajął miejsce starego księdza.

- Eee… To ty jednak nie jesteś starym dziadem?

- Właśnie to usiłowałam ci cały czas powiedzieć, pleśniaczku. -wtrąciła z ironicznym i słodkim jednocześnie uśmieszkiem Frena.

- Nie jestem… -Jej siostra wypowiedziała te słowa niemalże warcząc.

- Serya, Frena, chciałbym abyście kogoś poznały. -Guesh wtrącił, zanim nastąpiło wznowienie kłótni. W momencie, gdy uniósł dłoń, po jego prawicy zmaterializowały się dwie sylwetki zdające się podtrzymywać ogromnego mężczyznę. - To samo się tyczy was, moi drodzy. -W chwili, kiedy wypowiedział te słowa cała sala błyskawicznie wypełniła się setkami osób o twarzach skrytych w panującym w świątyni półmroku. Widząc to, Serya rozejrzała się nieco nerwowo.

- Nie wiedziałam, że jest nas aż tyle. -szepnęła.

- To również próbowałam ci powiedzieć, Seruś. -odpowiedziała cicho Frena. Powaga w jej głosie spowodowała, że Serya nawet nie zareagowała na użycie znienawidzonego zdrobnienia jej imienia.

- Jak zapewne wiecie, dokładnie wczoraj, niedaleko stąd, pojawiła się na ziemi Ayneres o wyjątkowo potężnej energii. -Guesh mówił pogodnym tonem, robiąc raz po raz przerwy na zaciągnięcie się papierosem i wydmuchanie dymu. -Jej wyśledzenie zleciłem pewnej parze. Podkreślałem, że jest to zadanie ogromnej wagi. I nadszedł wreszcie ten dzień… I okazało się, że Ayneres trafiła w ręce przeklętych Equeshan. -Dopiero w ostatnim zdaniu pojawił się tak niesamowity chłód w jego tonie, że dwie siostry, które stały najbliżej, gwałtownie się cofnęły. W zielonych, bystrych oczach pojawił się bezlitosny błysk. -Jeden z wyznaczonej przeze mnie dwójki zjawił się na miejscu i nie dał rady. Wróg go najprawdopodobniej unicestwił, gdyż nie znaleźliśmy po nim żadnych śladów, nie licząc echa jego aury magicznej. Ale gdyby jego partner był na miejscu, nie tak by się to skończyło. Jednak nasz drogi Hashney nie pojawił się na scenie tego wieczoru. -Odwrócił się w stronę dwójki zamaskowanych osobników trzymających mocno poobijanego dryblasa. - Gdzie wtedy byłeś, Hashney? Składałeś raport Szaremu Wilkowi?

- Nie, panie. -Zaczął się tłumaczyć potężny mężczyzna. -To nie tak.

- A jednak pod twoją nieobecność pojawił się Szary Wilk, który nie byłby w stanie wyczuć Ayneres tak szybko. Więc jaki z tego wniosek? To ty sprowadziłeś tam Szarego Wilka. -oznajmił lodowatym tonem Guesh.

- Panie, daj mi wytłumaczyć… To nie jest tak jak myślisz.

- Rozkazy naszego Czerwonego Pana były jasne i klarowne. Każdego podejrzanego o zdradę… -Wyciągnął z ust papierosa i przyłożył go do czoła Hashneya, na co mężczyzna zasyczał z bólu. - Mamy unicestwić.

Serya ujrzała malujące się na twarzy skazańca przerażenie. Nie miała pojęcia, co ma o tym wszystkim sądzić. Jeżeli Hashney zdradził, niewątpliwie zasłużył na śmierć, ale co jeśli był on niewinny? Chciała wyrazić na głos swoje przemyślenia, lecz chłód w oczach zazwyczaj przyjaznego Guesha całkowicie ją sparaliżował.

- Panie, błagam! -krzyknął potężny mężczyzna, próbując się wyzwolić z mocnego uścisku towarzyszów broni.

Białowłosy mężczyzna nie odpowiedział. Zamiast tego uniósł gwałtownie jedną rękę. W krótkim czasie Hashney zaczął się dusić. Po paru sekundach jego ciało ogarnęły przedśmiertne drgawki. Minutę później jego ciało zwisło bezwładnie.

- Ostrzegam was, moi drodzy, każdy, kogo będę chociaż podejrzewał o współpracę z Szarym Wilkiem, właśnie tak skończy. -powiedział cicho Guesh. Echo rozniosło jego słowa po całym kościele, a mały podźwięk wzmocnił dobitnie przekaz. -Czerwony Pan wybitnie mnie przed nim ostrzegał, więc oficjalnie nadaję priorytet pozbycia się tego Equeshan.

- A jak niby zamierasz tego dokonać? -Z tłumu rozległ się głęboki, kobiecy głos. Pytanie zostało zadane nadzwyczaj spokojnie, biorąc pod uwagę, że chwilę wcześniej odbyła się mało przyjemna egzekucja.

- Czyżbyś wątpiła w moje metody, moja droga? -zapytał niebezpiecznie łagodnie zielonooki.

- Ależ nie. Nie chcę tylko, abyśmy stracili jednego z najlepszych dowódców naszego ruchu przez nie do końca przemyślane decyzje. -Można było usłyszeć stukot obcasów, po czym w słabym świetle ukazała się sylwetka niezwykle pięknej kobiety. Krągłe kształty podkreśliła długą czarną suknią z dwoma wcięciami na wysokości ud. Długi brązowy warkocz snuł się za właścicielką, gdy ta pokonywała odległość dzielącą ją od przywódcy.

- Jednym słowem wątpisz w moje metody. -przyznał z uśmiechem, patrząc w jej jasnobrązowe oczy.

- No cóż, przed chwilą pośrednio rozkazałeś wszystkim tutaj obecnym upolowanie Szarego Wilka za wszelką cenę. -odparła, odwzajemniając uśmiech. - Co nie tylko sprowadziłoby zagładę na zebraną w tej pięknej świątyni większość, ale również ujawniłoby częściowo nasze plany.

- Mówisz tak, jakbyś dobrze znała Szarego Wilka. -Guesh zaczął się na nią patrzeć z pewnym zainteresowaniem.

- Bo tak też jest. I wiedz, że jest on o wiele bardziej niebezpieczny niż sobie wyobrażasz. Nieostrożność będzie cię kosztować życie.

- Masz zatem jakąś propozycję? -Dowódca spytał z uprzejmą ciekawością. Już dawno zniknęło jego chłodne oblicze, ustępując miejsca miłemu dżentelmenowi.

- Gdybym jej nie miała, nie zabierałabym głosu. -Uśmiechnęła się z wdziękiem.

Guesh patrzył na nią w milczeniu, dokładnie analizując nowe informacje.

- Nie widziałem ciebie tutaj wcześniej. Jak masz na imię, moja droga?

Brązowowłosa piękność obdarzyła go kolejnym uśmiechem.

- Jestem Elsevien.


Led through the mist by the milk-light of moon. All that was lost is revealed
Our long bygone burdens, mere echoes of the spring. But where have we come, and where shall we end?
If dreams can't come true, then why not pretend?

Offline

 

#2 2013-01-28 15:13:29

 Meitsa

Lord Mazoku

Skąd: Scotland/Poland
Zarejestrowany: 2011-05-24
Posty: 2281
Punktów :   
WWW

Re: Rezonans

Musiałam trochę się przespać z recenzją żeby przemyśleć pewne kwestie.
Tematyka spadających gwiazd od razu skojarzyła mi się z tym filmem, dość podobny początek
http://www.filmweb.pl/Gwiezdny.Pyl
Następnie co mnie trochę uderzyło to włożenie Liny do "naszego świata" i jakoś nie zrobiło to na mnie dobrego wrażenia, ale to był tylko początek i jednak wkraczamy w świat fantasy. Nie mam nic do umieszczania bohaterów w naszym świecie pod warunkiem, że postacie i ich relacje są takie same jak w serii.
Dalej. Fabularnie wszystko pasowało, mam nadzieję, że z czasem różne pojęcia i terminy będą bardziej wyjaśnione, bo czytelnik tam samo jak Lina jest skołowany nadmiarem informacji i wychodzi mały chaos.
Zabawne dialogi między siostrami: tutaj chyba ja mam problem, bo mimo, że pleśniaczki i bezdziurkowce same w sobie są oryginalne i śmieszne to mnie jakoś raziły w kontekście całości. Zakładam jednak, że to moje poczucie humoru skrzywiło się, bo w innych rzeczach też widzę tego typu humor, a już tym bardziej postacie czysto komediowe i chyba tak musi być. Musiałby się jeszcze ktoś inny wypowiedzieć w tej kwestii.
Nie jestem pewna czy ujawnianie tylu postaci na raz jest dobrym pomysłem. Mam odczucie przesytu i myślę, że ostatni wątek z Elsevien można by było dać w drugim chapterze, a całość z pierwszej części bardziej rozciągnąć.
Rezonans skojarzył mi się z Soul Eater i jestem ciekawa twojego pomysłu

Oczywiście chcę kontynuację.


Nadworny zboczeniec forumowy <3

Offline

 

#3 2013-02-02 11:48:33

 Rinsey

Kapłan Mazoku

Zarejestrowany: 2011-08-23
Posty: 265
Punktów :   

Re: Rezonans

Co do początku, faktycznie masz rację . Oglądałam ten film dosyć dawno. Na początku chciałam wykorzystać motyw spadającej gwiazdy, który dosyć dobrze powiązał się z zaplanowaną przeze mnie fabułą. I zupełnie nie zwróciłam uwagi na to, że może się to skojarzyć z Gwiezdnym Pyłem...

Umieszczam Slayersów po raz drugi w alternatywnym świecie, ale po raz pierwszy tworzę większy świat, więc wciąż jest mi trochę ciężko wyważyć proporcje. Na pewno zastosuję się do Twojej uwagi i troszkę zwolnię. Lina ma cały świat do poznania, więc wtedy wszystkie nowe pojęcia będą dokładniej tłumaczone.

Ogólnie bardzo dziękuję za konstruktywną opinię:) Drugi rozdział mam prawie skończony, więc jak skończy mi się sesja, skończę go.


Led through the mist by the milk-light of moon. All that was lost is revealed
Our long bygone burdens, mere echoes of the spring. But where have we come, and where shall we end?
If dreams can't come true, then why not pretend?

Offline

 

#4 2013-02-02 23:37:08

Charat

Generał Mazoku

Skąd: Z nienacka
Zarejestrowany: 2011-06-04
Posty: 1325
Punktów :   
WWW

Re: Rezonans

Tylko tak wtrącę, że Gwiezdny Pył jest (moim zdaniem udaną) ekranizacją książki Neila Gaimana. Którą to bardzo polecam, bo trochę się jednak różni od filmowej adaptacji.

Z innych ciekawostek dodam, że motyw spadającej gwiazdy był jeszcze wykorzystany w 'Ruchomym zamku Hauru'. Który, żeby było śmieszniej, też jest udaną ekranizacją książki Diany Wynne Jones. I, żeby było jeszcze śmieszniej, bardzo się różni od wersji filmowej za to ma pewną cechę wspólną z ksiażką Gaimana. Dwójka autorów mianowicie zainspirowała się jeszcze innym tekstem kultury.

W ten pięknie pokrętny sposób Charat usiłuje powiedzieć, że chociaż ten motyw może się kojarzyć, nic nie przemawia za tym by nie można go było przedstawić w nowy, ciekawy sposób.

Co do fica samego w sobie, na razie go tak szybciutko przejrzałam, nie skupiając się na ewentualnych błędach. Świat się zapowiada bardzo ciekawie, mam nadzieję, że wprowadzone terminy i postacie znajdą jakieś swoje wyjaśnienia tudzież rozwinięcia, bo jak na razie natłok informacji jest ogromny. Z drugiej strony, w kilku książkach spotkałam się z podobną techniką; w pierwszym rodziale informacji i akcji jak mrówków, następnie parę wolniejszych rozdziałów na zorientowanie się w świecie i kolejny zalew akcji i informacji w rozdziałach późniejszych. Ryzykowne przedsięwzięcie (czytelnik może się zgubić i zniechęcić na początku), ale może się udać. Czekam na następny rozdział, żeby się przekonać.

Dalej, trochę mnie denerwuje przemieszanie terminów japońskich jak Hoshi'mei z typowo Slayersowymi, ale to akurat jest względne odczucie. Jesli znajdzie to jakieś swoje uzasadnienie gdzieś dalej w ficu, to pewnie przestanie mi przeszkadzać.

No dobra, zobaczymy, jak się to dalej rozwinie. Ciężko coś bliżej powiedzieć o charakterach postaci znanych ze Slayers, bo dużo się dzieje w tekście. Lina mi się wydaje dużo spokojniejsza niż w anime. Równie ciężko jest mi się wypowiedzieć o oryginalnych postaciach. Siostrzyczki nie wiadomo dlaczego przypomniały mi o Czarodziejce z Księżyca i Chibiusie. Chociaż starsza z sióstr w ogóle nie podobna do Usagi.

Cóż, poczekam na następny rozdział. Mam nadzieję, że moje wywody coś pomogły.


You call it nightmare, I call it fun~!
I cut and slash.

Offline

 

#5 2013-02-03 18:12:06

Guenh

Lord Mazoku

Zarejestrowany: 2011-05-23
Posty: 545
Punktów :   

Re: Rezonans

Motyw spadającej gwiazdy był też wykorzystany w grze Diablo III, która zawiera wiele inspiracji pomocnych przy pisaniu opowiadań fantasy (szczególnie autorzy skupiający się na relacji Xellosa z Filią byliby uraczeni występująca tam rasą Nefallenów). Ma on jednak tak ogromny potencjał, że można przerobić go na tysiąc wątków, z których żaden nie będzie podobny do drugiego.
To tak poza tematem.

Co do ogółu forumowych wątków zachęcających do przeczytania pierwszego rozdziału opowiadania i udzielenia konstruktywnej krytyki: jak na słabnące zainteresowanie Slayersami i w związku z tym sporym niedoborem dobrych fanfików, reagujemy stanowczo za mało entuzjastycznie. Jestem zachwycona że tak dużo piszesz, Rinsey! Tchnie to we mnie nadzieją, że fandom nie upadnie tak szybko

Nie wygląda mi to na, jak to powiedziała Meitsa, "nasz świat", więc absolutnie się do tego nie przyczepię.
Co więcej, pomysł usadzenia Liny w uniwersyteckiej ławce jest genialny. To dosyć świeże! Jestem bardzo ciekawa, jak ten wątek wpłynie na fabułę.
Będąc szczera, nie wczytałam się szczegółowo w opis świata i panującego w nim systemu. Nie tylko dlatego, że nie dysponuje w tym momencie dostateczną ilością czasu, ale też dlatego, że jest tego zdecydowanie ZA DUŻO. Według mnie w przypadku takiego sposobu przedstawiania informacji niezbędny jest prolog. I to całkiem obszerny. Zupełnie nie rozumiem, co się dzieje i czemu wszyscy są tacy przejęci. Wprowadzając postacie spoza uniwersum Slayers, trzeba być również niezwykle ostrożnym. A to dlatego, że takich postaci się zazwyczaj nie znosi. Wówczas wiele osób z łatwością porzuci lekturę, bo stężenie irytujących bohaterów w jednej scenie przerośnie go intelektualnie (np. ja tak mam).

Co do języka: tak jak wspomniałam, jest ładny i przyzwoity, ale zauważyłam pewną nieprawidłowość. Piszesz dosyć ozdobnie; używasz mnóstwa naładowanych pozytywnym znaczeniem słów, np. Sklepienie o barwie aksamitnej czerni było pokryte morzem gwiazd. I nagle naszym oczom ukazuje się ten oto tekst: Gdy tylko weszła do mieszkania, zdjęła buty i walnęła się na fotel. To się trochę...gryzie Podoba mi się za to ten pazur, którego użyłaś opisując fragment z księdzem. I te papierosy... Tak z ciekawości, palisz? Zazwyczaj to palacze umieszczają w swoich opowiadaniach postać, która lubi raczyć się dymkiem

PISZ DALEJ!
Zadam tez na koniec irytujące pytanie: czy pojawi się Xellos?

Offline

 

#6 2013-02-04 18:14:02

 Rinsey

Kapłan Mazoku

Zarejestrowany: 2011-08-23
Posty: 265
Punktów :   

Re: Rezonans

Tak jak Charat wspomniała, taki był mój zamysł, aby na początku zarzucić kilka wątków, a dopiero potem wszystko ładnie tłumaczyć. Czyli tak wrzucić czytelnika na głęboką wodę i dopiero później rzucić nieco światła na mroczne prądy. Ale rozumiem, że trochę przesadziłam ^^'.  Inna sprawa, że tak mi się podoba zabawa w tworzenie nowego świata, że ostatni wątek napisał mi się w sumie sam, chociaż początkowo miał wyglądać nieco inaczej. Ale hm... prolog... Ta idea do mnie trafia i mieści się w mojej wizji "artystycznej". Spróbuję wobec tego wraz z drugim rozdziałem zamieścić prolog, może wtedy faktycznie nie będzie takiego efektu przesytu.

Co do nazw, mam usprawiedliwienie, mogę nawet teraz zdradzić, że chciałam rozgraniczyć nazwy pochodzące z różnych wymiarów. Ale jeszcze będzie o tym mowa:)

Jeżeli chodzi o moje mieszanie stylów (to nagłe "walnęła się na fotel") to również słuszna uwaga. Walczę z tym i staram się pilnować, ale jak widać nie zawsze mi to wychodzi. I nie palę, ale zrobienie z jednej z księdza palacza ma pewne znaczenie. Wiem, że jak ktoś czyta fanfika o ulubionych bohaterach, to nie jest chętny do lubienia masy nowych postaci, ale tutaj każda z tych osób jest w moich oczach narzędziem fabularnym. Mogę tylko obiecać, że drugiego tak przeładowanego nowymi postaciami akapitu nie będzie.

Bardzo Wam dziękuję za opinie, zdecydowanie mi pomogły I jeżeli uznamy, że fandom będzie istniał tak długo, jak chociaż będzie jedna osoba będzie coś tam w temacie Slayersów tworzyć, to będzie istniał jeszcze bardzo długo. Jeżeli mi osobiście faza na Slayers nie przeszła przez 11 lat, to nie wiem, kiedy może mi minąć

A i Xelloss naturalnie się pojawi:) Już w następnym rozdziale. Może najważniejszym wątkiem u mnie jest LZ, ale FX jest zaraz za nim Napisałam dzisiaj ostatni egzamin, więc powoli biorę się do roboty. Raz jeszcze wielkie dzięki


Led through the mist by the milk-light of moon. All that was lost is revealed
Our long bygone burdens, mere echoes of the spring. But where have we come, and where shall we end?
If dreams can't come true, then why not pretend?

Offline

 

#7 2013-02-04 20:57:48

Guenh

Lord Mazoku

Zarejestrowany: 2011-05-23
Posty: 545
Punktów :   

Re: Rezonans

Może źle ujęłam moją myśl: nie chodzi mi o ilość postaci spoza uniwersum Slayers, a raczej o częstotliwość ich umieszczania. Np. 10 Twoich oryginalnych bohaterów osadzanych stopniowo w kontekście całej opowieści nie będzie mi wadzić wcale a wcale. Za to 10 bohaterów pojawiających się jednocześnie na jednej stronie A4 już mnie zabije. Myślę, że to dobry pomysł, abyś zwolniła pod tym względem szczególnie, że wpłynie to pozytywnie na zrozumiałość świata, który tworzysz.

Co do fazy na Slayersów: przez chwilę myślałam, że mi przeszła, ale jak widac wróciła do mnie jak bumerang w niemal całej swej okazałości Dopiero jednak, gdy przeczytałam kilka nowych fanfików

Cieszę się na X/F! Choć to nieco egoistyczne z mojej strony
Tak z ciekawosci, na kiedy rpzewidujesz kolejny rozdział?

Offline

 

#8 2013-02-05 18:09:37

 Rinsey

Kapłan Mazoku

Zarejestrowany: 2011-08-23
Posty: 265
Punktów :   

Re: Rezonans

Każda porządna faza wymaga pożywki, więc nie powiem, że nie miewałam pewnych zniżek formy w mojej fascynacji Slayersami, ale jak napisałaś, kilka fajnych fików może spokojnie odnowić fisia

3/4 rozdziału już mam napisane, brakuje mi ostatniego wątku, więc jak tylko trafi mi się spokojny wieczór, to zostanie skończony Ostrzegam tylko, że wątki romantyczne idą u mnie dosyć powoli, ale za to konsekwentnie


Led through the mist by the milk-light of moon. All that was lost is revealed
Our long bygone burdens, mere echoes of the spring. But where have we come, and where shall we end?
If dreams can't come true, then why not pretend?

Offline

 

#9 2013-02-06 00:57:59

Charat

Generał Mazoku

Skąd: Z nienacka
Zarejestrowany: 2011-06-04
Posty: 1325
Punktów :   
WWW

Re: Rezonans

Trochę wam zazdroszczę, do mnie faza wraca ale zazwyczaj nie przynosi rezultatów w postaci chęci tworzenia. A jak już, to i tak wychodzi coś innego.

Rinsey, pisz dalej. Jestem bardzo ciekawa dalszego ciągu. Podobnie jak Guenh, egoistycznie się cieszę na wątki XelFi. Ale przede wszystkim jestem ciekawa tych wszystkich światów i spodziewanych wyjaśnień, muszę przyznać, że mnie to zaintrygowało.


You call it nightmare, I call it fun~!
I cut and slash.

Offline

 

#10 2013-02-06 16:32:45

 Rinsey

Kapłan Mazoku

Zarejestrowany: 2011-08-23
Posty: 265
Punktów :   

Re: Rezonans

Hm... Ja tak czasami mam, że mocno postanawiam sobie spisać jakiś tam pomysł albo napisać nowy rozdział. Czasami siedzę przez pół godziny i gapię się w pusty monitor, czując, że mimo wszystko nie chce mi się nic pisać. Ale jak tak czasami wycisnę z siebie jedno zdanie, to nagle reszta jakoś tak już idzie :)

Załączam drugi rozdział. Jest w stanie surowym, więc jakieś gramatyczne rzeczy mogą się pałętać, ale poprawię to trochę później. Mam nadzieję, że co nieco się wyjaśni :)


Rozdział 2
Nowy Świat

Prawie wszystko wyglądało inaczej. Ziemia, po której stąpała, była jak rzeka – chwila nieuwagi i mogłaby się znaleźć w zupełnie innym miejscu, chociaż pozornie wyglądała jak stały bezpieczny ląd. Wyrastające z niej drzewa niemalże co chwila zmieniały swój wygląd. Potężny kasztanowiec w ciągu kilku chwil stawał się sadzonką dębu, a miejsce mizernej sosny zajmował rosły cedr. Niebo było jeszcze mniej przewidywalne. Zjawiska pogodowe przeplatały się i łączyły ze sobą w szalonym tańcu. Deszcz ze słońcem, błyskawice z wiatrem.
- Wiem, co teraz widzisz. Tak wygląda Eques, gdy nie masz kontroli nad otaczającą cię energią, a dopóki nie opanujesz energii wokół siebie, nie zawładniesz magią skrytą w twoim wnętrzu. – Rozległ się koło jej ucha spokojny, kobiecy głos.
- To jest Eques? – spytała oszołomiona rudowłosa. Trudno jej było uwierzyć, że to, co ukazywało się przed jej oczami, było prawdą. Z drugiej strony, jeżeli to był sen, to kiedy miała się z niego obudzić? Niestety, ta mara nocna trwała zdecydowanie zbyt długo, aby okazała się być iluzją. Naprawdę została uwięziona w nowym świecie, który znajdywał się bardzo daleko od tego, co znała. I jeśli chciała wrócić tam, gdzie było jej miejsce, nie miała innego wyjścia, jak tylko pójść za instrukcjami tego kobiecego głosu.
- Tak. Wcześniej świat wokół ciebie stabilizował Zelgadis. Eques jest miejscem, gdzie cała materia jest napełniona magią. Jeżeli nie masz kontroli nad magią, która atakuje cię z zewnątrz, wtedy twoje zmysły poddają się obcym wpływom.
Zelgadis. Lina wydała z siebie pełne poirytowania westchnięcie. Ten przemądrzały, irytujący sztywniak, jej domniemany wybawca, przez którego trafiła w to całe bagno, po usłyszeniu o Rezonansie, czymkolwiek to było, od młodej kobiety nazywanej Filią parsknął drwiącym śmiechem i nakazał blondynce przeprowadzenie rudowłosej dziewczyny przez jakiś dziwny test, po czym zniknął, zostawiając ją sam na sam z kapłanką Ceiphieda. Szybko się okazało, jak jej chwilę później wytłumaczono, że miała się nauczyć Pierwotnego Widzenia, będącego czymś na kształt pierwszego stopnia wtajemniczenia dla ludzi posługujących się magią. Przez moment panna Inverse miała ochotę odmówić wchodzenia bez namysłu w jakąś głupią gierkę wojownika, jednak po chwili zastanowienia stwierdziła, że chciałaby mu zetrzeć ten drwiący uśmieszek z twarzy.
- Jak mam to zrobić? – spytała dziewczyna. Otaczający ją chaos zaczynał ją przyprawiać o ból głowy. Pomimo faktu, że była na nogach od prawie dwudziestu czterech godzin, czuła się stosunkowo dobrze. Podejrzewała, że te dodatkowe siły były pozostałością po szale magii, ale nawet one nie dawały jej odporności na rozgrywające się przed jej oczami widowisko. Jednego była pewna: jeżeli nie opanuje Pierwotnego Widzenia, będąc w Eques, oszaleje.
- Skup się na własnej energii życiowej. Magia zaklęta w przyrodzie jest niewielka w porównaniu do siły obecności człowieka. Rozszerz swoją własną magię w taki sposób, aby to, co cię otacza uznało twoją wyższość, a jeżeli tak się stanie, ujrzysz jego prawdziwą postać. – Ponownie usłyszała kobiecy głos.
- Ale przecież magia we mnie została zapieczętowana.  – zauważyła Lina.
- Owszem. Ale masz wciąż swoją energię życiową, z którą magia Ayneres się scaliła. To dało początek twojej własnej magii, której mały pierwiastek wciąż musisz czuć w sobie. Gdyby Zelgadis dał radę zapieczętować również tę drobinę zakotwiczoną w twojej energii życiowej, dałoby się dokonać ekstrakcji tej mocy. – Jak tylko rudowłosa usłyszała te słowa, skojarzyła, że to delikatne ciepło w klatce piersiowej, które czuła od momentu zakończenia szału magii, musiało być tym, o czym mówiła Filia. – Znajdź w sobie tę drobinę. Uświadom sobie, że od tego momentu jest to część ciebie. Świadomość to kontrola, która daje początek Równowadze, która jest podstawową zasadą świata magii. – Tyle wystarczyło. Gdy zajrzała w głąb siebie, błyskawicznie znalazła tę cząstkę. Kapłanka miała rację, to była część niej. To proste przekonanie, rodząc się w jej wnętrzu, stworzyło pierwszy pomost zrozumienia pomiędzy nią a krainą Eques.
Kiedy ponownie otworzyła oczy, wszystko wyglądało niemalże zwyczajnie.  Pod jej stopami rosła normalna trawa. Kilka metrów dalej rosły przepiękne, liczące po sześć metrów, dęby. A za jej plecami na tle wykonanego w jasnym kamieniu dworu stała uśmiechnięta od ucha do ucha Filia.
- Doskonale, panno Lino! – Kapłanka z radością przyklasnęła w dłonie.
Lina jednak nie spojrzała na młodą kobietę. Z zachwytem obserwowała zachodzące słońce na tle iście czerwonego nieba. Dopiero wtedy dojrzała maleńkie, fioletowawe iskierki otaczające złoty glob. Gdy się dokładniej rozejrzała, zrozumiała, co jej nie do końca pasowało w tym krajobrazie. We wszystkim widziała pierwiastek mocy – dowód na to, że Filia mówiła prawdę – w Eques cała materia była napełniona magią. Na chwilę cały niepokój związany z przybyciem do tego nowego świata zniknął. Istnienie tej nieznanej energii stało się tak naturalne, że czerwonooka zaczęła się zastanawiać, jak mogła kiedykolwiek w nią wątpić.
- Widzisz, panie Zelgadisie? Poszło dokładnie, jak mówiłam. – kontynuowała zadowolona z siebie blondynka. Lina zareagowała dopiero na imię Zelgadisa, odwracając się za siebie.
- Czyli jednak byłeś w pobliżu. – powiedziała mało przyjemnie Lina, mierząc maga podejrzliwym spojrzeniem.
- Owszem. – skomentował krótko. – Zobaczymy, jak ci pójdzie jutro. – dodał, po czym zwrócił się do Filii. – Filia, zaprowadź jutro rano Linę na pole Venn. Ja póki co mam do wykonania obchód w Atlas.
- Myślisz, że natrafisz na jakieś dodatkowe poszlaki? – spytała kapłanka.
- Możliwe. – odparł, a następnie założył na głowę szary kaptur i chwilę później zniknął.
- Chodzi o tę grupę, której członkiem był ten, co zaatakował Ayneres? – Lina wytrąciła pytaniem blondynkę z chwilowej zadumy.
- Istnieje taka możliwość.  – przyznała ostrożnie niebieskooka.
Rudowłosa przez chwilę mierzyła blondynkę bacznym spojrzeniem.
- Skoro muszę tu chwilowo zostać, chcę dokładnie rozumieć swoje położenie. Więc myślę, że mam prawo do uzyskania szczerych odpowiedzi na moje pytania. – powiedziała, patrząc się Filii prosto w oczy.         
Kapłanka Ceiphieda uśmiechnęła się trochę ironicznie w odpowiedzi.
- Jak najbardziej. – potwierdziła. – Myślałam tylko, że interesuje cię tylko sposób jak najszybszego powrotu do twojego świata. Dlatego nieco się zdziwiłam, że zadajesz pytania dotyczące jednego z najważniejszych problemów Eques.
- To przez tą grupę jestem tutaj uziemiona, więc to chyba naturalne, że chcę wiedzieć o nich więcej, co nie? – spytała poirytowana Lina.
- Wiesz, część dziewczyn na twoim miejscu schowałaby się w kąciku i zaczęłaby histeryzować. – zauważyła kapłanka.
- A co by z tego przyszło dobrego?
- Zdecydowanie nic. – przyznała Filia, wzruszając ramionami. – Mam propozycję. Napijmy się herbaty… - W tym momencie nastąpiło głośne burknięcie, gdy Linie napój skojarzył się zjedzeniem, co przypomniało jej o tym, jak szalenie była głodna. – Zjedzmy coś. – dodała z lekkim uśmiechem. – A przy okazji odpowiem na twoje pytania.
Lina uśmiechnęła się szeroko.
- No, teraz gadasz do rzeczy.         
Po tych ustaleniach dwie młode kobiety ruszyły w stronę nieco onieśmielającego, potężnego dworu. Można by pomyśleć, że po ich odejściu na pięknym terenie otaczającym budynek nie dało by się znaleźć żywej duszy, jednakże byłoby to mylne przypuszczenie.
- Myślałem, że miałeś ruszyć na obchód, Zelgadisie. – W cieniu wielkiego dębu, rozległ się rozbawiony męski głos.
- Nie ruszę na żaden obchód, dopóki nie usłyszę celu twojej wizyty. – odparł chłodno stojący nieopodal mag.
- Oj, zawsze jesteś taki poważny i oficjalny. Jestem przecież tylko przyjacielem wpadającym z wizytą. – kontynuował mężczyzna, uśmiechając się beztrosko do poirytowanego rozmówcy.
Zelgadis zmierzył nowo przybyłego nieufnym spojrzeniem. Za każdym razem, gdy zjawiał się ten osobnik o półdługich fioletowych włosach, odziany w beżową tunikę, szare spodnie i ciemną pelerynę, podpierając się dla zabawy laską zakończoną czerwonym kamieniem, musiało się wydarzyć coś niepokojącego. Xelloss Metallium zawsze był zwiastunem nadchodzącego chaosu.
- Na pewno nie jesteś przyjacielem i nigdy nie robisz nic bez powodu. – przerwał mu chłodno wojownik. – Dlatego pytam się raz jeszcze, co cię tutaj sprowadza?
- Jesteś naprawdę niesprawiedliwy. Nie chcesz przyjmować starego przyjaciela, a na boku sprowadzasz do Eques całkiem ciekawe osóbki. – rzekł niby od niechcenia Xelloss, przez cały czas mrużąc zabawnie oczy.
- A co cię ona obchodzi? – spytał rozdrażniony mag.
- Chciałem cię tylko ostrzec. Może oni jeszcze o niej nie wiedzą, ale wśród nich jest ktoś, kto szybko może odkryć, jak zamierzacie obłaskawić moc Ayneres. – powiedział cicho nowo przybyły, uchylając lekko powieki. Spojrzenie zimnych, fioletowych tęczówek przerażało zwyczajnych ludzi. Natomiast tych, którzy znali Xellossa, powiadamiało o momencie, w którym tajemniczy osobnik zaczynał być śmiertelnie poważny.
- Chyba nie masz na myśli… – Zelgadis otworzył szeroko oczy ze zdziwienia.
- Tak. Podobno w ich szeregi wstąpiła Elsevien. – odparł krótko Xelloss.
Po bardzo długiej ciszy wojownik wykrztusił z siebie:
- Dlaczego mi o tym mówisz? Jaki masz w tym interes?
Fioletowowłosy z powrotem przymrużył oczy i uśmiechnął się szeroko.
- To tajemnica. – oznajmił i chwilę później zniknął.         

***

Pomieszczenie, do którego Filia zaprowadziła swojego gościa, miało dosyć osobisty charakter. Lina nie musiała się długo zastanawiać, aby dojść do wniosku, że znajduje się w pokoju gościnnym kapłanki Ceiphieda. Pokój może nie był zbyt duży, ale z pewnością sprawiał przytulne wrażenie. Na samym środku znajdywał się stół o kształcie elipsy otoczony czterema gustownymi krzesłami. W głębszej części stały dwa wygodne fotele zajmujące obie strony kominka, w którym wesoło iskrzył się ogień. Główną zawartość lokum stanowiła przepiękna kolekcja najróżniejszych filiżanek leżących bezpiecznie za szklaną otoczką wystawnego kredensu. Tuż obok uroczej zastawy znajdywały się drzwi prowadzące zapewnie, jak się domyślała rudowłosa, do sypialni.
- To, jak pewnie zauważyłaś, jest moja część mieszkalna. Rozgość się. – Blondynka wskazała jej gestem krzesło najbliżej kominka.
Lina zrobiła, jak jej powiedziała gospodyni i od razu wypowiedziała na głos zdanie, które cisnęło jej się na usta, od kiedy weszła do tego pomieszczenia.
- Jakoś tak inaczej wyobrażałam sobie wnętrze pokoju osoby związanej z magią.
- To, że mamy moc, nie oznacza, że tak bardzo różnimy się od innych ludzi. – odparła z uśmiechem Filia.
- Hm… A ty na pewno jesteś człowiekiem? – spytała Lina.
Słysząc to, blondynka w jednej chwili się zdenerwowała.
- A niby czemu nie?! – warknęła.
- Dlatego. – odpowiedziała rudowłosa, wskazując na smoczy ogon zakończony różową kokardką, który wydostał się spod sukienki kapłanki niemalże natychmiast po wydaniu przez nią pierwszego dźwięku poirytowania.
Filia powoli odwróciła głowę i spojrzała na własny ogon. Nie miała zbyt zadowolonej miny, ale po chwili uspokoiła się i ciężko westchnęła.
- Trzeba ci przyznać, że jesteś bystra. Chociaż w trochę irytującym znaczeniu tego słowa.
Lina uśmiechnęła się promiennie.
- Mimo wszystko uznam to za komplement. Więc czekam na twoją opowieść. – odparła, bez wątpienia odnosząc się do całkiem niedawnej obietnicy młodej kobiety.
Filia zrezygnowana opadła na krzesło.
- No cóż, jedynym pocieszeniem w tym wszystkim jest to, że dasz pewnie nieźle popalić panu Zelgadisowi. – powiedziała blondynka bardziej do siebie niż do gościa. – Ale może zanim przystąpię do udzielania konkretnych odpowiedzi, jak już wspominałam, coś zjemy?
- O tak! – przyznała z entuzjazmem czerwonooka, której kiszki grały marsza.
Gospodyni klasnęła w dłonie i już po chwili cały stół zapełnił się niewyobrażalnymi pysznościami.             
- Za pomocą magii robicie również jedzenie? – spytała rudowłosa. Miała wielką ochotę rzucić się na stojące przed nią dania, ale mimo wszystko chciała wiedzieć, co je.
- Nie. Te dania zostały wcześniej przygotowane przez naszą uzdrowicielką, której hobby jest gotowanie. Magia służy tylko do szybszego transportu. – wyjaśniła niebieskooka. 
Niższa dziewczyna jednak nie słuchała dalszej części wyjaśnienia, tylko rozpoczęła biesiadowanie. Filia w ogromnym szoku patrzyła, jak drobna, niewielka osoba pokonuje porcję dla trzech dorosłych mężczyzn w ciągu dwudziestu minut. Dopiero po zakończeniu posiłku na twarzy Liny pojawiło się błogie rozmarzenie.
- Zawsze tyle jesz? – spytała wciąż zdezorientowana kapłanka Ceiphieda. Przez ostatnie pół godziny popijała jedynie herbatkę na uspokojenie.
- Jak najbardziej. – odparła niezwykle zadowolona z siebie niższa dziewczyna.
- Rozumiem. A myślałam, że pan Gourry jest niepokonany w tym temacie…  – Blondynka wymruczała pod nosem tak cicho, że jej gość chyba nie zdołał jej usłyszeć.   
- No dobrze, więc wytłumacz mi, kim jest ta grupa rywalizująca z wami o moc Ayneres. – oznajmiła nagle Lina.
- To będzie dłuższa historia, więc może przesiądziemy się na fotele? Będzie nam wygodniej. –zaproponowała Filia.
Rudowłosa w odpowiedzi pokiwała głową i młode kobiety zgodnie podniosły się z krzeseł i usiadły na komfortowych siedzeniach przy kominku.
- Aby zrozumieć, kim jest ta grupa, musisz wiedzieć, jak wygląda historia świata magicznego. – Kapłanka rozpoczęła swoją opowieść, wpatrując się przez cały czas w ogień. – Dawno, dawno temu walczyły ze sobą dwa bóstwa. Rubinooki Shabranigdo – bóg zła oraz Płomienny Smok Ceiphied – jego jasny odpowiednik. W momencie, gdy ścierała się ich moc: czarna magia oraz święta magia dochodziło do powstania magii chaosu, nazywanej jednocześnie magią tworzenia. W wyniku działania tej siły na przemian tworzyły się wymiary, a w tym samym czasie ta moc doprowadzała stworzone światy do destrukcji. Ta walka, będąca motorem formowania się wszechświata, trwała przez wiele tysięcy, a może nawet milionów lat. W pewnym momencie dwójka tytanów znużyła się wiecznie nie rozstrzygającą się bitwą i zapadła w sen. Wtedy zaczęło się rozwijać życie w wymiarach, które przetrwały. Powstało wiele ras, lecz dwie z nich były najpotężniejsze: stworzone z czystej mocy Shabranigdo Mazoku oraz stworzone z czystej mocy Ceiphieda Shinzoku. Od tego momentu Mazoku i Shinzoku, zwane też Demonami i Smokami, kontynuowały walkę swoich bezpośrednich twórców. W pewnym momencie siły Shinzoku niemalże zwyciężyły, już prawie doprowadziły do anihilacji wroga… I właśnie wtedy stało się coś, co odmieniło całkowicie charakter tej wojny… – Filia na moment zamilkła.
- Co takiego się stało? – dopytywała Lina, którą ewidentnie wciągnęła ta historia.
- Właśnie wtedy świat niemalże przestał istnieć. – Oczy opowiadającej zamgliły się. – Wszyscy dowiedzieli się wtedy w niesamowicie bolesny sposób, że istnienie dobra bez zła nie jest możliwe. Dlatego walka Shabranigdo i Ceiphieda będzie trwała po wieczne czasy. Oba bóstwa wiedziały, że anihilacja przeciwnika będzie tożsama ze śmiercią zwycięzcy. A jednocześnie jako naturalne przeciwieństwa muszą toczyć ze sobą bój. Nie mogą żyć razem, lecz nie mogą żyć oddzielnie. Taka jest prawda o naszym świecie.
- Ale mówiłaś przecież, że oba bóstwa zapadły w sen. – zauważyła rudowłosa.
- Zapadły w sen w świecie materialnym. Natomiast w świecie duchowym ich walka trwa nawet w tej chwili, jak rozmawiamy. Ścierające się kawałki mocy czasami przechodzą jednak do świata materialnego w postaci Ayn albo, w przypadku większej dawki energii, ta moc zyskuje na chwilę materialną, niemalże ludzką postać i staje się Ayneres. – wytłumaczyła kapłanka Ceiphieda, spoglądając na swoją rozmówczynię.
Czerwonooka podświadomie przyłożyła dłoń do klatki piersiowej.
- Chcesz mi powiedzieć, że to, co we mnie wniknęło, to odłamek mocy Shabranigdo i Ceiphieda? – spytała z niedowierzaniem.
- Tak. – przyznała blondynka. – Wiem, że nawet na tle opowieści magicznych, może to brzmieć wybitnie absurdalnie, ale na to wskazują badania wielu Equeshan.
- No dobra. – stwierdziła Lina, podpierając głowę na jednej ręce. Faktycznie ilość tych rewelacji zaczynała ją przerastać. – Pomińmy to na razie. Co się stało, gdy okazało się, że Shinzoku nie mogły zabić Mazoku?           
- Obie strony konfliktu zostały zmuszone do znalezienia innego sposobu na rozstrzygnięcie swojego sporu. Jednocześnie pojawiło się wtedy inne zagrożenie. Niektórzy ludzie również bywali czasami obdarzeni mocą. Jedni się z nią rodzili, w innych wnikała Ayn, jednak wielu z nich nie potrafiło się nią posługiwać. A taki nieporządek w przepływie mocy, również mógł się przyczynić do zniszczenia świata. Stało się wtedy jasne, że Smoki i Mazoku mogą kontynuować swój konflikt, taka była w końcu ich natura, ale tylko w momencie, gdy będzie zachowana Równowaga. Utrzymanie Równowagi stało się warunkiem koniecznym, który musiał zostać spełniony, aby świat mógł istnieć nadal. I wtedy pojawił się pomiędzy siłami Smoków i Demonów Lei Magnus – człowiek obdarzony ogromną mocą, równającą się z siłami najpotężniejszych Mazoku i Shinzoku oraz niezwykłą mądrością. To on ustanowił nowy porządek, tworząc prawa Eques, ustanawiając ją ostoją Równowagi naszego wszechświata. Jako że Eques ma szczególne położenie, znajdując się w punkcie nakładania się na siebie wszystkich dwunastu wymiarów, wyznaczenie tego miejsca na strażnicę Równowagi było naturalnym posunięciem. Od tego momentu najpotężniejsze istoty obdarzone magią, szanujące zasadę Równowagi, pełniły funkcję Equeshan zwanymi też Strażnikami. W tym samym czasie Smoki i Mazoku na skutek różnych działań podzieliły pomiędzy siebie dwanaście wymiarów, w rezultacie czego w sześciu z nich większe wpływy mają Shinzoku a w pozostałych Mazoku. Konflikt trwa nadal, otwarta wojna jest zabroniona poprzez zasadę Równowagi, lecz wciąż przeklęte Demony wymyślają przebrzydłe sposoby przejęcia władzy w nienależących do nich wymiarach. – zakończyła Filia z widoczną irytacją na twarzy.
- Czyli jesteś po prostu przedstawicielką Shinzoku. – wtrąciła Lina.
- Zgadza się, chociaż nie myślałam, że tak szybko będę musiała się do tego przyznać komuś zupełnie nowemu. – odparła nieco poirytowana blondynka. – Jednak jak mam być precyzyjna, to należę do Ryozoku. Shinzoku nazywamy tylko czterech najwyższych przedstawicieli. Smokami nazywamy w zasadzie też tylko Ryozoku, a nie Shinzoku.       
- Skoro nazywacie siebie Smokami i masz smoczy ogon to oznacza, że możesz się zamieniać w smoka?
- Zgadza się. – odparła z dumą Filia.
- Ale możesz przyjąć ludzką postać.
- Dokładnie.
- Z Mazoku jest podobnie?
- Oczywiście, że nie! – obruszyła się Ryozoku. – Jak śmiesz przypuszczać, że te paskudne, szumowiny są w stanie przyjąć tak piękną i szlachetną formę, jaką jest forma smoka?!
- Wybacz, dowiedziałam się o istnieniu tych „szumowin” minutę temu.  – Rudowłosa zauważyła nieco ironicznie. Nie przejmowała się jednak, że poruszyła drażliwy temat i z powrotem skierowała rozmowę na interesujące ją tory. – To jak ta historia prowadzi do odpowiedzi na moje pierwsze pytanie?
Smoczyca po chwili się uspokoiła i kontynuowała opowieść.
- No cóż, jak to zwykle bywa w przypadku wszelkich reguł, zawsze znajdzie się ktoś, kto jednak będzie chciał je złamać.  W historii pojawiło się wiele istot o potężnej mocy, które nie zgadzały się z ustanowionym porządkiem. Zgodnie z przyjętymi prawami w Eques, takie jednostki należało albo pozbawić mocy albo w przypadku, gdy ekstrakcja mocy nie była możliwa, wtrącić je do oddzielnego wymiaru, z którego nie ma ucieczki, zwanego Ruelzaar. W pewnym momencie okazało się, że się myliliśmy, komuś w niewiadomo jaki sposób udało się uciec z Ruelzaar. I to był początek kłopotów. Wcześniej nawet najpotężniejszych przeciwników systemu udawało się pochwycić i sprawić, aby nie stanowili zagrożenia. Od jakiegoś czasu staje się to coraz trudniejsze. Mamy podstawy by twierdzić, że te osoby stworzyły zorganizowaną grupę. Nie wiemy co dokładnie planują, ale z pewnością nie jest to nic dobrego. W chwili obecnej polują na Ayn i Ayneres, niewątpliwie aby się wzmocnić. Tyle wiemy na dzień dzisiejszy.
- I chcecie zlikwidować tę grupę tylko na podstawie przypuszczeń, że knują coś niedobrego? – spytała nieco lekceważąco Lina.
- Oczywiście, że nie. – Filia spojrzała jej prosto w oczy. – Do tego czasu natrafiliśmy na kilkadziesiąt śladów ich działalności. Są nimi najczęściej zwłoki osób, którym siłą odebrano moc.
Rudowłosą przeszedł nieprzyjemny dreszcz. We wzroku jej rozmówczyni było coś, co kazało jej wierzyć, że jej słowa nie są żadną opowiastką, aby jej koniecznie wmówić, że znalazła się po tej lepszej stronie barykady. 
- Dlatego nie możemy pozwolić ci odejść. – kontynuowała niebieskooka. – Gdybyś wróciła do swojego świata, z pewnością by cię znaleźli i zabili. Naturalnie nie chcemy też, aby moc Ayneres, a właściwie powinnam już mówić – twoja moc, nie trafiła w ich ręce.
- Ale jednocześnie chcecie użyć mocy Ayneres do swoich celów. Mogę ci uwierzyć bez żadnych dodatkowych dowodów w to, że wasi przeciwnicy nie byliby dla mojego przypadku lepszą alternatywą. – Wciąż pamiętała bezlitosne złote tęczówki człowieka, który bez wątpienia chciał ją zabić. – Z drugiej strony przedstawiasz mi Equeshan jako jedyne słuszne stowarzyszenie, nad którym nikt nie sprawuje dodatkowej kontroli. W to tak łatwo nie uwierzę. Może inni się wam sprzeciwiają, bo Eques nie jest ostoją takiej sprawiedliwości, o jakiej mi mówisz. – wtrąciła  Lina, obdarzając kapłankę Ceiphieda uważnym spojrzeniem.
- Wierz mi, że jeżeli faktycznie opanujesz swoją moc. – Smoczyca podkreśliła słowo „swoją”. – Nikt nie będzie mógł zmuszać cię do czegokolwiek, chyba że będziesz łamać prawo Równowagi. Nie przeczę, że Eques nie jest doskonałą instytucją. Mi samej niektóre posunięcia się nie podobają. Lecz dotychczas nie udało się stworzyć lepszego systemu. Samo zmuszenie do współpracy Smoków, Demonów i ludzi jest niemalże cudem. I często na tym tle dochodzi do konfliktów pośród wielu Strażników. Ale w tej jednej sprawie wszyscy są jednomyślni. Nie wolno dopuścić do zakłócenia Równowagi.
Rudowłosa siedziała przez chwilę w milczeniu, trawiąc usłyszane informacje. To wszystko brzmiało chwilami po prostu niedorzecznie! Z drugiej strony, jeżeli przyjęła założenie, że magia naprawdę istnieje, to cała ta historia mniej lub bardziej tworzyła pewną w miarę logiczną całość. Nie miała jednak wątpliwości, że Filia nie mówi jej o wszystkim. Postanowiła nie podejmować w chwili obecnej żadnych decyzji. Prędzej czy później pozna wszystkie aspekty swojej nowej sytuacji i dopiero wtedy będzie mogła coś zdziałać. W tym momencie mówili jej, że powinna opanować „swoją” moc. Wydawało się to dosyć rozumnym posunięciem. Niewątpliwie szał magii był niebezpieczny zarówno dla niej, jak i dla otoczenia. Nie mogłaby w takim stanie wrócić do Atlas. Nie w przypadku, gdy stanowiła zagrożenie dla wszystkich, którzy ją otaczali. Z drugiej strony nauka magii, nie potrafiła tego jakoś racjonalnie wytłumaczyć, jakoś dobrze jej się kojarzyła. Czuła, że temacie dotyczącym mocy, mogła tym ludziom zaufać.
- A czym jest Rezonans? – spytała nagle.
Filia ponownie obserwowała tlące się w kominku płomienie.
- Gdy spotkają się dwie osoby o zbliżonym poziomie mocy, możliwe jest znaczne zwiększenie ich mocy. W momencie łączenia tych dwóch mocy dochodzi do jej zwielokrotnienia. Taki proces nazywamy Rezonansem. Niestety znalezienie takiej osoby, która miałaby podobną moc do naszej, jest dosyć trudne. A idealne zgranie jest jeszcze trudniejsze. Najczęściej Rezonansu mogą uzyskać bliźnięta. Z tego względu, że rzadko kto posiada bliźniacze rodzeństwo, przy szkoleniu wojowników stara się ich łączyć według zbliżonego poziomu mocy. W takim przypadku stosunkowo często zachodzi przynajmniej niewielki Rezonans, który i tak jest źródłem znacznego przypływu mocy. Natomiast tej grupie jakimś cudem udaje się znajdywać pary zdolne do osiągania naprawdę zaawansowanego Rezonansu. Dlatego w krótkim czasie mogą zacząć stanowić dla nas naprawdę poważne zagrożenie. A gdyby panu Zelgadisowi udało się osiągnąć z kimś Rezonans… Przy takiej mocy przynajmniej nasz wymiar nie musiałby się już niczego obawiać.
- Zelgadisowi z nikim nie udało się osiągnąć Rezonansu? – spytała Lina. Powoli zaczynała rozumieć, dlaczego Filia tak nalegała, aby dziewczyna zaczęła się uczyć magii.
- Jego problem polega na tym, że jest zbyt silny. W naszym wymiarze nie ma nikogo, kto by mu dorównywał. Jednak ty panno Lino, gdybyś uzyskała kontrolę nad swoją mocą, myślę że byś mu dorównała. – W oczach Smoczycy pojawił się ten sam entuzjazm, jak przy pierwszym razie, jak wspomniała o Rezonansie.
W jednej chwili rudowłosa poczuła się mocno poirytowana.
- Wiesz co, teraz mogę trochę zrozumieć reakcję Zelgadisa. – Co nie zmieniało faktu, że Lina wciąż uważała to za nieco obraźliwe. – Oczekujesz, że świeżo upieczona adeptka magii jak ja opanuje coś tak obezwładniającego? Nie wiesz, o czym mówisz. – powiedziała mało przyjemnie. Im dłużej wspominała przebłyski resztek świadomości z czasu szału magii, tym większą  miała świadomość, ile mocy się w niej znajdywało.
- Możliwe, że nie wiem, ale Zelgadis rozumie twoje położenie znacznie lepiej niż ci się wydaje. – odparła wesoło blondynka. Niezbyt sympatyczna odzywka jej rozmówczyni bynajmniej nie ostudziła jej zapału.             
- Co masz na myśli? – spytała z powątpiewaniem rudowłosa.
- Nie wolno mi zagłębiać się w szczegóły. Pan Zelgadis nigdy by mi tego nie wybaczył. Ale myślę, że jak przyjdzie odpowiedni czas, sam ci wszystko opowie. – odparła blondynka, patrząc jednocześnie na zegarek. – Ale jest już późno! – Dochodziła północ. – Może już wystarczy na dzisiaj? Masz za sobą ciężki dzień, panno Lino.
- To prawda. – przyznała czerwonooka. Dopiero, gdy uświadomiła sobie, jak jest już późno, zdała sobie sprawę z własnego zmęczenia.
- Zaprowadzę cię do naszej sypialni gościnnej. Myślę, że będziesz się tam dobrze czuła.
Lina pokiwała tylko głową i ruszyła za kapłanką Ceiphieda. Faktycznie musiała się wyspać, aby mieć siły na przeanalizowanie wszystkiego, co usłyszała. Zwłaszcza, że miała świadomość, że nie została poinformowana o wszystkich aspektach swojego położenia.

***

Od kiedy pamiętała, co pewien czas śniła ten sam sen. Po przebudzeniu nigdy nie mogła sobie przypomnieć jego treści, ale za każdym razem towarzyszyła jej dziwna mieszanka smutku i nienawiści. W myślach porównywała to nieprzyjemne wrażenie do sytuacji, w której nieświadomie zjadłaby coś wyjątkowo obrzydliwego, a o czym świadczyłby jedynie paskudny posmak w ustach. Ta nieco abstrakcyjna metafora dosyć dobrze oddawała nietypowość tego doświadczenia. Wiedziała, że gdzieś w jej podświadomości tkwił koszmar, którego nie chciała do siebie dopuścić, tylko na podstawie tego niemiłego odczucia i pojedynczych obrazów zupełnie nie składających się na jedną całość.
W ostatnich latach ten sen pojawiał się coraz rzadziej. Już niemalże zapomniała o jego istnieniu, gdy postanowił o sobie przypomnieć właśnie w momencie, kiedy naprawdę miała się o co martwić. Świetliste dziewczynki. Nowe wymiary. Magia. Jedni magiczni ludzie. Drudzy magiczni ludzie… chcący ją na dodatek zabić. O tak, zdecydowanie miała powody do narzekań, więc ten nieprzyjemny koszmar naprawdę nie poprawiał jej nastroju.
Lina Inverse jednak nigdy nie należała do osób zbyt długo przejmujących się przykrymi sytuacjami. Była niewątpliwie człowiekiem czynu i potrafiła się znaleźć w każdej sytuacji. Po przemyśleniu swojego położenia podjęła jedną ważną decyzję. Uśmiechając się pod nosem, podniosła się z łóżka w pełni wypoczęta i z jasnym planem działania. Może trafienie do Eques nie było jednak takie złe…   

***

Aby znaleźć się na polu Venn, trzeba było odbyć półtoragodzinny spacer, przechadzając się piękną alejką otoczoną potężnymi dębami. Ta wycieczka niewątpliwie miała niezrównane walory estetyczne, ale jednak dla osoby, która znalazła się w świecie wypełnionym magią, piesza wędrówka była mało emocjonującym sposobem przemieszczania się.
- Przypomnij mi, dlaczego w świecie pełnym magii mam pokonywać taki szmat drogi na piechotę? – spytała nieco poirytowana rudowłosa. Naprawdę nie miała nic przeciwko spacerom. Była doskonałym piechurem. Ale przybywając do świata, w którym cała materia była przepełniona magią, spodziewała się bardziej ekscytujących wrażeń. 
- Bo jeszcze nie opanowałaś teleportacji. – wyjaśniła krótko Filia. – Im bardziej będziesz biegła w tajnikach mocy, tym mniej będziesz zmuszona do takich spacerów. Zresztą jesteśmy już prawie na miejscu.
Lina wydała z siebie okrzyk zniecierpliwienia.
- Powtarzasz mi to już od godziny!
Zanim Filia zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, w jednej chwili cały otaczający je krajobraz uległ zmianie. Leśna ścieżka zniknęła, ustępując miejsca ogromnej, zdającej się nie mieć końca, łące.
- O już, jesteśmy na miejscu. – poprawiła się z uśmiechem blondynka.
Rudowłosa już otwierała usta, aby coś odwarknąć, kiedy coś dziwnego przykuło jej uwagę.
- Co to za trawa? – spytała. – Jest jakaś inna od trawy otaczającej wasz dwór. – Odnosiła się do ciemnej aury unoszącej się nad łąką. Po opanowaniu Pierwotnego Widzenia była w stanie bez problemu wyczuć magiczną atmosferę tego, co ją otaczało.
- Masz rację. – Nagle za jej plecami rozległ się męski głos. – To specjalny rodzaj trawy pochłaniający nadwyżkę mocy. Dzięki temu łatwiej jest zapanować nad niestabilną energią.
Czerwonooka natychmiast się odwróciła i ujrzała młodego chłopaka o lawendowych włosach ubranego w szare spodnie i w tego samego koloru tunikę. Dopiero gdy ujrzała szafirowe tęczówki, rozpoznała nowo przybyłego.
- Zelgadis?
- Yhm. – przytaknął obojętnie.
- To jest normalna postać pana Zelgadisa. – Pośpieszyła z wyjaśnieniem kapłanka Ceiphieda, stając pomiędzy tą dwójką. – W momencie zagrożenia pan Zelgadis przyjmuje…  – Na chwilę się zawahała. – …tamtą postać.
- To każdy w tym wymiarze może zmieniać dowolnie postać? – spytała Lina, ignorując fakt, że atmosfera na chwilę zrobiła się cięższa.
- Gdyby tak było, na pewno nie zdecydowałbym się na tamtą formę. – odparł ponuro Zelgadis.
- A co jest niby z nią nie w porządku?
Wojownik obdarzył ją  ewidentnie zdziwionym spojrzeniem.
- No to jest chyba oczywiste.
- No chyba jednak nie. – odparła rudowłosa. – To wyjaśnicie mi o co chodzi z tymi przemianami, czy nie? – dodała zniecierpliwiona, widząc tylko zaskoczenie na twarzy maga i lekki uśmiech na twarzy blondynki, która jeszcze przed chwilą wydawała się być nieco zaniepokojona.
- Tylko Ryozoku mogą się zmieniać w smoki. To jest cecha charakterystyczna dla naszej rasy. Natomiast w przypadku pana Zelgadisa wygląda to trochę inaczej. Ta…
- Powiedzmy, że jest to wynik pewnych eksperymentów magicznych. – Mężczyzna wszedł jej w zdanie. – Z których na pewno bym nie korzystał, gdyby nie wymagała tego sytuacja. – oznajmił tonem kończącym wszelką dyskusję. – Więc może weźmiemy się za to, za co mamy się zabrać? 
- Hm… wczoraj odniosłam wrażenie, że nie za bardzo miałeś ochotę na zostanie moim nauczycielem. – zauważyła złośliwie Lina.
- Opanowałaś Pierwotne Widzenie dosyć szybko. To świadczy, że może nie będzie to aż takie marnotrawstwo czasu, jak myślałem na początku. – przyznał, uśmiechając się drwiąco.
W oczach rudowłosej pojawił się błysk satysfakcji.
- Czyli zdecydowałeś się zostać moim nauczycielem… Ale ja jeszcze nie zgodziłam się na pobieranie nauk.
- Co chcesz przez to powiedzieć? – spytała nieco zaalarmowana Filia.
- Wczoraj wiele się wydarzyło. Dostałam od ciebie kilka informacji, chociaż wciąż są rzeczy, o których nie raczyłaś wspomnieć. Przemyślałam to dokładnie i musimy ustalić jedną rzecz. Jeżeli zostanę tutaj, aby uczyć się magii, moje życie w Atlas stanie w miejscu. A mam tam zacząć studia i codziennie pracowałam, aby na nie zarobić. Jeżeli uda mi się z Zelgadisem osiągnąć Rezonans, będzie to dla was ogromna korzyść, więc myślę, że mam prawo do ubiegania się o wynagrodzenie. – oznajmiła bez skrępowania.
Przez chwilę zapadła cisza. A moment później dało się usłyszeć śmiech maga. Lina nie mogła powstrzymać myśli, że wiecznie poważnemu wojownikowi naprawdę jest z nim do twarzy.
- To w sumie sprawiedliwe żądanie. – skomentował, po czym spojrzał na Filię. – Nasza smocza kapłanka na pewno z radością się tym zajmie.     
Młoda kobieta zupełnie pobladła. Jeżeli ta dziewczyna miała takie wymagania finansowe, jaki miała apetyt, ich budżet mógł się znaleźć w poważnym niebezpieczeństwie.
- Jakiej stawki oczekujesz? – zwróciła się ostrożnie do czerwonookiej.
- Hm… Gdybym wciąż mieszkała bezstresowo w Atlas, spokojnie zarobiłabym 2000 sztuk złota przez miesiąc. Tutaj zostałam wplątana w śmiertelnie przerażające rozgrywki, prawie straciłam życie, więc rozumiesz, musi się w moim wynagrodzeniu znaleźć również odszkodowanie za wciągnięcie pięknej, młodej, niewinnej dziewczyny, która ma całe życie przed sobą, w tak niebezpieczną sprawę. Sama wspominałaś o moim niesamowitym potencjale, ale wezmę jednak poprawkę, że jestem mimo wszystko początkująca, więc powiedzmy, że 10000 sztuk złota będzie wystarczającym pocieszeniem. – zakończyła z rozbrajającym uśmiechem.
- ILE?!!! – wrzasnęła Filia. – To jest absolutnie niemożliwe!!!
- W zasadzie te wymagania zostały odpowiednio uargumentowane. – wtrącił Zelgadis.
- Po kogo stronie ty stoisz?! Władze Seyrun nigdy się na coś takiego nie zgodzą!
- Sprawy finansowe to nie moja działka. – odparł krótko, wzruszając ramionami w oczywisty sposób zrzucając wszystko na koleżankę po fachu.
Ryozoku wzięła głęboki wdech i wydech.
- Panno Lino, obawiam się, że niestety mogę ci zaoferować, jedynie 6000 sztuk złota i ani monety więcej!
- Hm… No dobra, znaj moje dobre serce. Ewentualnie mogę zejść do 9500 sztuk złota.
- Panno Lino!
- Wybacz, muszę zadbać o odpowiednią motywację dla siebie. Idea Równowagi jest niezwykle zacna, ale nie wynagrodzi mi ona stresu i niebezpieczeństw, przez jakie musiałam i będę musiała przechodzić. – oznajmiła ze stoickim spokojem Lina.
Zapadła cisza. Widać było, że Smoczyca mocno bije się z myślami.
- 8000 sztuk złota. – wycedziła przez zęby.
- Hm….  – Rudowłosa zaczęła się ostentacyjnie zastanawiać. – Niech będzie. – oznajmiła z uśmiechem, wyciągając rękę do blondynki na przypieczętowanie umowy.
Kapłanka Ceiphieda niechętnie uścisnęła dłoń nowej koleżanki.
- A na początku wydawałaś się taka niewinna.
- Czytaj: podatna na manipulację?
- Nie… Po prostu niewinna.
- To miałaś całkowitą rację. Jak najbardziej jestem niewinna.
- Niewinna? Ty? Ech, dobra, zostawiam was samych. Miłej nauki. – powiedziała bez entuzjazmu i sekundę później zniknęła z pola Venn.
- Przyznaj się, ile chciałaś utargować? – spytał nagle Zelgadis, gdy miał pewność, że Filia naprawdę jest już daleko od tego miejsca.
- 5000 góra. Ale twoja smocza kapłanka jest naprawdę szczodra. – odpowiedziała z satysfakcją Lina.
- Muszę przyznać, że targować się potrafisz. – odezwał się z pewnym uznaniem w głosie wojownik. – No, ale zobaczymy, jak się sprawdzisz w prawdziwej nauce.

***

Filia była wyjątkowo nie w humorze. 8000 sztuk złota! Chyba naprawdę oszalała. Z drugiej strony nie pamiętała, kiedy ostatnio Zelgadis się śmiał. Niewiadomo kiedy ta dziewczyna zyskała przynajmniej początkową akceptację mistrza magii ziemi, wyjątkowo zamkniętego w sobie człowieka dopuszczającego do siebie tylko nielicznych. Gdyby rudowłosa zdała sobie sprawę, ile dla wojownika znaczyły słowa „A co jest niby z nią nie w porządku?” w odniesieniu do postaci chimery. Może Lina pomoże mu choć trochę ukoić ból zadany magowi przez tamtego człowieka?
- Chyba przy tej nowej dziewczynie pójdziecie z torbami. – Tuż obok jej ucha rozległ się najzłośliwszy głos, jaki kiedykolwiek istniał we wszystkich dwunastu wymiarach. Błyskawicznie zapomniała o przedmiocie swoich rozmyślań, odsunęła się od niego gwałtownie i wrzasnęła:
- XELLOSS!!! CO TY TUTAJ ROBISZ?!!!
- No jak to co? Byłem w okolicy, więc nie mogłem nie odwiedzić mojego ulubionego smoka. – odparł z uśmiechem fioletowowłosy mężczyzna.
- Twojego… Ulubionego… Smoka…  – Ryozoku zaczęła drżeć ze złości. – Przestań o mnie mówić jak o jakimś psie!!!
- Tsk, tsk, tsk. – zacmokał niezadowolony. – Jesteś równie niewychowana jak Zelgadis. Zamiast mnie zaprosić na herbatę ty tylko stoisz i się na mnie wydzierasz. – dodał, pokazując jej list z pieczęcią. Xelloss Metallium był przede wszystkim Mazoku, jej naturalnym wrogiem. Ale jednocześnie sprawował funkcję ambasadora wymiaru Wolf Pack Island. Widząc oficjalną pieczęć, nie miała prawa go oficjalnie wrogo traktować. W momencie, gdy Równowaga była zagrożona, wszystkie 12 światów musiało zgodnie współpracować. Z drugiej strony wiedziała, jak ten perfidny Demon upajał się tą chwilą.
- Rozumiem, że dopóki nie zaproszę cię na herbatę, nie dostanę tego listu, tak? – wycedziła przez zęby.
- Gdzieżbym śmiał stawiać takie żądania? Wymagam tylko tyle, co przeciętny ambasador, ciepłej i kulturalnej gościny.
Czyli bez herbaty nie miała szansy na dostanie tego listu. A jeżeli ona, kapłanka Ceiphieda, nie dostarczy do Seyrun oficjalnego dokumentu, to właśnie ona będzie za to odpowiadać. Przeklęty, parszywy namagomi...
- Na jaką herbatę ma pan ochotę, panie ambasadorze? – spytała z całą oficjalną grzecznością, na jaką było ją stać.
- To brzmi wyjątkowo sztucznie. Musisz się trochę bardziej postarać.
- Jaką herbatą chcesz się zadławić, parszywy Mazoku?! – krzyknęła.
- Tessendro, jeśli masz. – odpowiedział grzecznie Demon.
Filia westchnęła ciężko. Jeszcze tylko troszkę… Zrobi herbatę… On da jej list… I cudowny spokój powróci do jej świata…
W milczeniu zaprowadziła go do oficjalnej sali wizytowej i sięgnęła do swojego tajemnego herbacianego zapasu. Skąd ten namagomi wiedział, że ostatnio zdobyła Tessendro? To przecież był tak mało znany napój. Polowała na niego niemalże przez ostatnie  10 lat.. Westchnęła ciężko i podała niemile widzianemu gościowi filiżankę, wskazując, aby zajął miejsce przy długim, białym stole.
Pokój do przyjmowania gości wysokiej rangi był najpiękniejszym pomieszczeniem w całym dworku. Sufit podtrzymywały liczne kolumny z wyrzeźbionymi smoczymi głowami, doskonale oddającymi piękno i godność tych niesamowitych stworzeń. Ściany pokryto licznymi arrasami wyszywanymi złotą nicią. W centralnej części znajdywał się stół, przy której siedziała para naturalnych wrogów. Cała sala wizytowa została zbudowana na cześć Ceiphieda i kapłanka Smoczego Bóstwa doskonale wiedziała, że właśnie tutaj poddany Shabranigdo będzie się czuł najmniej komfortowo.
Xelloss jednak doskonale potrafił ukrywać swoje niezadowolenie, jeśli tylko leżało to w jego interesie. Na pierwszy rzut oka Mazoku siedział wygodnie w fotelu, racząc się wyszukanym aromatem herbaty. Filia mogła mieć tylko nadzieję, że pod powłoką niewzruszonej maski krył się pewien dyskomfort.
- Czy teraz mogę otrzymać ten list? – spytała, ogromną siłą woli powstrzymując kolejny wybuch złości.
Demon ostentacyjnie się zamyślił.
Do Filii szybko doszło, że zobaczyła ten gest dzisiaj już po raz drugi. Dawno jej cierpliwość nie została wystawiona na taka próbę.
- No dobrze. Zasłużyłaś. – odparł radośnie Xelloss  i delikatnie poklepał ją po głowie.
- TERAZ JUŻ PRZESADZIŁEŚ NAMAGOMI!!! – wydarła się blondynka, dobywając wielkiej, pokaźnej maczugi. 
- Jak mnie nazwałaś? – spytał Mazoku.  Po raz pierwszy od początku wizyty jego humor się nieco pogorszył.
- DAJ MI TEN PRZEKLĘTY LIST!!! – Ryozoku wzięła szeroki zamach i rzuciła się na Demona.
- Tsk, tsk, tsk. No wiesz co, psuć meble we własnym domu? Ale z ciebie agresywny Smok. I tak mają wyglądać poplecznicy dobrego Ceiphieda? Cóż za zakłamanie. – Pokręcił głową Mazoku stojący tuż za Filią, której maczuga doszczętnie zniszczyła krzesło, gdzie chwilę wcześniej siedział Demon. Jak tylko blondynka wydała z siebie następny okrzyk wściekłości i po raz kolejny uniosła swoją broń, mężczyzna dodał. – Uważaj, bo zaraz zniszczysz swój drogi list.
Filia na chwilę znieruchomiała. Gdyby w tym momencie zaatakowałaby swojego gościa, list zostałby rozerwany na strzępy. Opanowała się na tyle, na ile mogła i wyrwała fioletowowłosemu dokument z ręki. Szybko rozerwała kopertę i zaczęła czytać. W tej chwili nie obchodził ją fakt, że dostarczony do Seyrun list powinien być w stanie nienaruszonym. A im bardziej dochodziło do niej zrozumienie zawartych w nim słów, tym bardziej rozszerzały się jej oczy.
- To niemożliwe. – wydukała, siadając jednocześnie na białym krześle.
- Niestety się mylisz. – odparł poważnie Mazoku, uchylając lekko powieki. – Wiele niewyobrażalnych rzeczy okazuje się być prawdą. Tak jak na przykład fakt, że mrok nie może istnieć bez światłości. – Ostatnie zdanie powiedział niezwykle cicho. Przez tę jedną chwilę zimne fioletowe tęczówki spotkały się z niebieskimi przerażonymi oczami. Sekundę później Ryozoku już była sama w sali wizytowej.
Oszołomiona siedziała bez słowa. Dopiero po pewnym czasie dało się usłyszeć jej cichy szept.
- A światłość nie może istnieć bez mroku…

Ostatnio edytowany przez Rinsey (2013-03-28 15:45:57)


Led through the mist by the milk-light of moon. All that was lost is revealed
Our long bygone burdens, mere echoes of the spring. But where have we come, and where shall we end?
If dreams can't come true, then why not pretend?

Offline

 

#11 2013-02-08 00:32:57

Charat

Generał Mazoku

Skąd: Z nienacka
Zarejestrowany: 2011-06-04
Posty: 1325
Punktów :   
WWW

Re: Rezonans

Po bardzo szybkim przejrzeniu - nie jest źle. Wyłapałam kilka niepotrzebnych przecinków i jedno niepotrzebne powtórzenie: 8000 tysięcy sztuk złota. Chyba miało być osiem tysięcy sztuk złota albo 8000 sztuk złota, a wyszło masło maślane.

Ale jak na razie jest nieźle. Historia nam się pięknie rozwija, sporo zostało wyjaśnione. A jednocześnie pojawiły się nowe wątki. Czytelnik zaintrygowany.

Z fangirlowego punktu widzenia zrobiłam squee jak padło imię Gourry'ego xD Ale spoko, nie robię sobie wielkich nadziei. Ot daję znać, że miło było zobaczyć jego imię w tekście.


You call it nightmare, I call it fun~!
I cut and slash.

Offline

 

#12 2013-02-09 21:44:49

 Meitsa

Lord Mazoku

Skąd: Scotland/Poland
Zarejestrowany: 2011-05-24
Posty: 2281
Punktów :   
WWW

Re: Rezonans

Bardzo mi się podobało. Myśle, że teraz równowaga została w tekście zachowana Po prostu zagłębiłam się w ciekawą lekturę. Były jakieś małe błędy gramatyczne czy stylistyczne, ale sama mówiłas, że dopiero będziesz to poprawiać.
Rozumiem, że na swoje potrzeby przyjęłaś, że Shabbi i Ceiphid przyczynili się do stworzenia wszystkich wymiarów, a nie że są władcami dobra i zła w jednym slayersowski wymiarze.
Cieszę się, że Gourry dołączy do gromadki, brakuje tylko Amelii


Nadworny zboczeniec forumowy <3

Offline

 

#13 2013-02-09 21:57:57

 Meitsa

Lord Mazoku

Skąd: Scotland/Poland
Zarejestrowany: 2011-05-24
Posty: 2281
Punktów :   
WWW

Re: Rezonans

Co do mnie to zapędziłam się w ślepy zaułek. Mam problem z logicznym rozwiązaniem konfliktu w fabule, a nie mogę nic powiedzieć żeby się poradzić, bo to będzie jeden wielki spoiler od ktorego będzie od początku wiadomo o co chodzi w ficku
Na razie cały czas zbieram pomysły, analizuje je i mam nadzieje, że w końcu wymyślę coś sensownego. Bez tego nie mogę ruszyć z fabułą, bo jak już coś wymyśle, to będzie to miało wpływ na początek.


Nadworny zboczeniec forumowy <3

Offline

 

#14 2013-02-09 22:13:44

Charat

Generał Mazoku

Skąd: Z nienacka
Zarejestrowany: 2011-06-04
Posty: 1325
Punktów :   
WWW

Re: Rezonans

Meitsa napisał:

Co do mnie to zapędziłam się w ślepy zaułek. Mam problem z logicznym rozwiązaniem konfliktu w fabule, a nie mogę nic powiedzieć żeby się poradzić, bo to będzie jeden wielki spoiler od ktorego będzie od początku wiadomo o co chodzi w ficku
Na razie cały czas zbieram pomysły, analizuje je i mam nadzieje, że w końcu wymyślę coś sensownego. Bez tego nie mogę ruszyć z fabułą, bo jak już coś wymyśle, to będzie to miało wpływ na początek.

Charat nie obawia się spojlerów, to spojlery obawiają się Charata!

Dawaj na PMkę albo na mail, to chętnie pomogę.

Dla przypomnienia: charatka@hotmail.com


You call it nightmare, I call it fun~!
I cut and slash.

Offline

 

#15 2013-02-09 22:15:50

 Meitsa

Lord Mazoku

Skąd: Scotland/Poland
Zarejestrowany: 2011-05-24
Posty: 2281
Punktów :   
WWW

Re: Rezonans

Najpierw skonsultuję pomysły z męską połówką, a jak nic z tego nie wyjdzie to napiszę do ciebie i Guenh


Nadworny zboczeniec forumowy <3

Offline

 

#16 2013-02-09 22:22:42

Charat

Generał Mazoku

Skąd: Z nienacka
Zarejestrowany: 2011-06-04
Posty: 1325
Punktów :   
WWW

Re: Rezonans

Spoko, nie ma pośpiechu xD


You call it nightmare, I call it fun~!
I cut and slash.

Offline

 

#17 2013-02-09 22:32:53

 Meitsa

Lord Mazoku

Skąd: Scotland/Poland
Zarejestrowany: 2011-05-24
Posty: 2281
Punktów :   
WWW

Re: Rezonans

Ale to nie w porządku, że będziecie znały fabułe! Gdzie to radość z czytania kolejnych rozdziałów?


Nadworny zboczeniec forumowy <3

Offline

 

#18 2013-02-09 22:54:24

Charat

Generał Mazoku

Skąd: Z nienacka
Zarejestrowany: 2011-06-04
Posty: 1325
Punktów :   
WWW

Re: Rezonans

Będzie radość innego rodzaju. Jeśli moge komuś pomóc to lepiej się czuję sama ze sobą.

A druga rzecz, ja nie lubię czekać na rozdziałówki. Zawsze patrzę, czy już jest znaczek 'complete'. Mam teraz jednego fica, który się updateuje powoli. Raz na kilka miesięcy.

Jestem bliska zawału.


You call it nightmare, I call it fun~!
I cut and slash.

Offline

 

#19 2013-02-09 23:22:27

 Meitsa

Lord Mazoku

Skąd: Scotland/Poland
Zarejestrowany: 2011-05-24
Posty: 2281
Punktów :   
WWW

Re: Rezonans

Ajć, nie zabrzmiało to dobrze. Przynajmniej te słowa to jakaś sensowna motywacja dla mnie


Nadworny zboczeniec forumowy <3

Offline

 

#20 2013-02-09 23:30:01

Charat

Generał Mazoku

Skąd: Z nienacka
Zarejestrowany: 2011-06-04
Posty: 1325
Punktów :   
WWW

Re: Rezonans

Ano. Ale przynajmniej jest wart czekania, każdy rozdział bardzo gra na emocjach. Sądząc po recenzjach, nie tylko moich xD

Cieszę się. Jakby co, to pamiętaj, że chętnie służę pomocą. I lubię spojlery


You call it nightmare, I call it fun~!
I cut and slash.

Offline

 

#21 2013-02-09 23:36:35

 Meitsa

Lord Mazoku

Skąd: Scotland/Poland
Zarejestrowany: 2011-05-24
Posty: 2281
Punktów :   
WWW

Re: Rezonans

W pewnym sensie ja też lubię spoilery (czyjeś), ale spoilery nie lubią mojej twórczości


Nadworny zboczeniec forumowy <3

Offline

 

#22 2013-02-09 23:42:06

Charat

Generał Mazoku

Skąd: Z nienacka
Zarejestrowany: 2011-06-04
Posty: 1325
Punktów :   
WWW

Re: Rezonans

Ano, większość osób lubi tzw. spojlery naprowadzające. Takie, co ci nie mówią całej prawdy ale sa jak wskazówka. Dzięki temu ludzie czują się tak, jakby na moment zajrzeli za kulisy xD


You call it nightmare, I call it fun~!
I cut and slash.

Offline

 

#23 2013-02-09 23:46:50

 Meitsa

Lord Mazoku

Skąd: Scotland/Poland
Zarejestrowany: 2011-05-24
Posty: 2281
Punktów :   
WWW

Re: Rezonans

No ale ten mój to poda wszystko na tacy!


Nadworny zboczeniec forumowy <3

Offline

 

#24 2013-02-10 00:24:07

Charat

Generał Mazoku

Skąd: Z nienacka
Zarejestrowany: 2011-06-04
Posty: 1325
Punktów :   
WWW

Re: Rezonans

No i dobrze. Naga prawda Na tacy

Hmm, skojarzyło mi się z Naghą bez ubrania, leżącą na gigantycznej tacy.


You call it nightmare, I call it fun~!
I cut and slash.

Offline

 

#25 2013-02-10 12:19:55

 Meitsa

Lord Mazoku

Skąd: Scotland/Poland
Zarejestrowany: 2011-05-24
Posty: 2281
Punktów :   
WWW

Re: Rezonans

Hm, tylko Nagha wyginająca się prężnie w stronę męskiej widowni czy taka związana jak prosię z jabłkiem?

Wczoraj byly konsultacje i okazało się, że to co wymyśliłam trzyma się kupy Wiec wilk i owca cała, mogę pisac, a wy nie znacie szczegółów czy ogółów


Nadworny zboczeniec forumowy <3

Offline

 

#26 2013-02-10 20:11:28

Charat

Generał Mazoku

Skąd: Z nienacka
Zarejestrowany: 2011-06-04
Posty: 1325
Punktów :   
WWW

Re: Rezonans

Znaczy się, myślałam coś w rodzaju takiej stylizacji jak na rozkładówce plejboja z dawnych lat, z Naghą ładnie udrapowaną na tacy w jakiejs kuszącej pozie, ale ta twoja wizja z jablkiem w pyszczku też intrygująca Tylko Nagha mi wygląda na osobę, która by prędzej kogoś związała niż dała związać i pozować do aktów shibari.


You call it nightmare, I call it fun~!
I cut and slash.

Offline

 

#27 2013-02-10 20:26:50

 Rinsey

Kapłan Mazoku

Zarejestrowany: 2011-08-23
Posty: 265
Punktów :   

Re: Rezonans

Nagha z jabłkiem w pyszczku Chciałabym coś takiego zobaczyć . A tak ogólnie to, czy wszystkie Wasze fiki są dostępne na forum? Czy wrzucacie tutaj część a inne na przykład na bloga?

Dzięki też za opinie na temat mojego rozdziału drugiego, dzięki Wam mam już w sumie zamysł na prawie cały trzeci rozdział


Led through the mist by the milk-light of moon. All that was lost is revealed
Our long bygone burdens, mere echoes of the spring. But where have we come, and where shall we end?
If dreams can't come true, then why not pretend?

Offline

 

#28 2013-02-10 20:29:02

 Meitsa

Lord Mazoku

Skąd: Scotland/Poland
Zarejestrowany: 2011-05-24
Posty: 2281
Punktów :   
WWW

Re: Rezonans

Ja mam ostatnio spory zastój w pisaniu, ale jak coś napiszę, to w pierwszej kolejności bedzie w dziale "Przeznaczenie" albo "refleksje o przemijaniu"


Nadworny zboczeniec forumowy <3

Offline

 

#29 2013-02-10 20:31:22

 Rinsey

Kapłan Mazoku

Zarejestrowany: 2011-08-23
Posty: 265
Punktów :   

Re: Rezonans

Dzięki za info Zajrzę w takim razie A na Tanuka coś czasem wrzucacie?


Led through the mist by the milk-light of moon. All that was lost is revealed
Our long bygone burdens, mere echoes of the spring. But where have we come, and where shall we end?
If dreams can't come true, then why not pretend?

Offline

 

#30 2013-02-10 20:32:52

Charat

Generał Mazoku

Skąd: Z nienacka
Zarejestrowany: 2011-06-04
Posty: 1325
Punktów :   
WWW

Re: Rezonans

Uh, oh.
Wszystkie moje stare fice są na Fanslayers. Jak coś nowego napiszę w Slayersowej tematyce, to pewnie powiadomię.

Co do reszty pisarstwa, to różnie bywa.


You call it nightmare, I call it fun~!
I cut and slash.

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
Betonové Jímky Třeboň