Slayers Fans

Odwiedź nas na http://slayers-fans-society.blogspot.co.uk/


#91 2013-03-28 15:41:39

 Rinsey

Kapłan Mazoku

Zarejestrowany: 2011-08-23
Posty: 265
Punktów :   

Re: Rezonans

Oj i nie zauważyłam Twojego pytania o Slayers Knight of the Auqalord ^^' Wstyd się przyznać, ale nie czytałam. ^^'


Led through the mist by the milk-light of moon. All that was lost is revealed
Our long bygone burdens, mere echoes of the spring. But where have we come, and where shall we end?
If dreams can't come true, then why not pretend?

Offline

 

#92 2013-03-28 15:50:20

 Meitsa

Lord Mazoku

Skąd: Scotland/Poland
Zarejestrowany: 2011-05-24
Posty: 2281
Punktów :   
WWW

Re: Rezonans

Brałam taką opcję pod uwagę A co z tym Aqualordem?


Nadworny zboczeniec forumowy <3

Offline

 

#93 2013-03-28 15:51:08

 Meitsa

Lord Mazoku

Skąd: Scotland/Poland
Zarejestrowany: 2011-05-24
Posty: 2281
Punktów :   
WWW

Re: Rezonans

Odpisałyśmy jednocześnie
Żaden wstyd Ja niedawno go przeczytałam Ale warto, polecam


Nadworny zboczeniec forumowy <3

Offline

 

#94 2013-03-29 11:35:13

 Rinsey

Kapłan Mazoku

Zarejestrowany: 2011-08-23
Posty: 265
Punktów :   

Re: Rezonans

To się faktycznie nieźle zgrałyśmy To sięgnę po Aqualorda, jak tylko będe miała chwilę


Led through the mist by the milk-light of moon. All that was lost is revealed
Our long bygone burdens, mere echoes of the spring. But where have we come, and where shall we end?
If dreams can't come true, then why not pretend?

Offline

 

#95 2013-04-09 14:44:53

 Rinsey

Kapłan Mazoku

Zarejestrowany: 2011-08-23
Posty: 265
Punktów :   

Re: Rezonans

Oto surowy rozdział czwarty

Rozdział 4
Istota poznania
   
- Dobra. Zacznijmy od początku. – powiedziała Lina, spoglądając na piękną, ręcznie zapełnioną stronicę starego dziennika.  – Istnieje dwanaście wymiarów albo przynajmniej o istnieniu takiej ilości wymiarów wiecie. Eques jest miejscem, gdzie wszystkie te światy się spotykają, tak?
- Zgadza się. – przytaknęła siedząca w wygodnym fotelu Filia, popijając z zadowoleniem herbatę.
Tego ranka przy śniadaniu wyjątkowo poza Smoczycą towarzyszyli Linie również, mający krótką przerwę od misji, Gourry i Zelgadis. Po skończonym posiłku początkująca czarodziejka uparła się, aby uporządkować swoją wiedzę o nieco pokręconym ustroju panującym w krainie Równowagi. Zanim wszyscy się rozeszli, położyła na opróżniony z resztek jedzenia stół stary rękopis, który znalazła w swoim pokoju, otwierając go na stronie przedstawiającej tuzin skomplikowanych symboli otaczających spiralę umiejscowioną w centralnej części kartki i zarządziła, że nikt nie opuści tego pokoju dopóki nie uzyska odpowiedzi na nową serię pytań. Zgromadzeni nie wyrazili znaczącego sprzeciwu i zajęli wygodne miejsca w fotelach. Jedynie blondyn zasiadł na kanapie i wyciągnął zestaw do polerowania miecza. Rudowłosa wyjątkowo się na to nie oburzyła, gdyż i tak nie spodziewała się usłyszeć od szermierza czegokolwiek mądrego.
- Ale samo Eques również jest podzielone na dwanaście części, więc Eques z jednej strony jest jedną krainą ze względu na obecność magii, ale dzieli się powiedzmy na… mini państwa, które przynależą odpowiednio do każdego wymiaru.
- Uhm. I dlatego nazywamy to, jak to ujęłaś, mini państwo w obrębie Eques Rejonem Głównym. – dodała Ryozoku.
- Czyli Rejony można ogólnie porównać do państw?
- Powiedzmy. – wtrącił Zelgadis delektujący się aromatyczną kawą. – Ten podział występuje ze względu na charakter magiczny danych obszarów a nie obecność jakichś narodowości, ale nie jest to złe porównanie. 
- Czy ten wasz Rejon Główny ma jakąś oddzielną nazwę?
- Varney. – odparła krótko Filia. 
- A Seyrun to będzie taka magiczna stolica magicznego państwa zwanego Varney wchodzącego w skład Eques, tak?
- Uhm. – Kiwnęła głową kapłanka Ceiphieda.
- Ech…  – Westchnęła czerwonooka. – Nie możecie tych Rejonów nazywać po prostu państwami?
- Tak już się przyjęło. – skomentował obojętnie Zelgadis.
- Dobra, nieważne. – Rudowłosa oparła głowę na złożonej w pięść dłoni. – I ta ważna szycha, która ma nas dzisiaj odwiedzić mieszka właśnie w Seyrun, tak?
- Uhm. – odpowiedziały jej zsynchronizowane przytaknięcia Strażników rozmiłowanych w swoich napojach.
- I kim jest tak dokładnie ta szycha?
- To jest Filar, czyli Shyllien. – odparła krótko Filia.
- Może cię zaskoczę, ale niewiele mi to mówi. – skomentowała średnio przyjemnie nowa adeptka magii.
- Magia w Eques stale krąży i ten nurt również trzeba utrzymywać w Równowadze. Jeżeli ten nurt będzie płynął zbyt szybko lub gdy będzie wyjątkowo nieuporządkowany, zakłóci to Równowagę. Shyllien, zwany inaczej Filarem, stabilizuje magię w całym Rejonie Głównym. Z drugiej strony, gdy ten sam nurt będzie zbyt wolny, również doprowadzi to do upadku Równowagi. Przeciwdziała temu Strażnik Nurtu, czyli Xullan. Są to dwie przeciwne funkcje, ale obie są niezbędne do utrzymania Równowagi. – tłumaczył Zelgadis. – I tym, kto nas dzisiaj odwiedzi będzie Philionel El Di Seyrun, osoba pełniąca tę pierwszą funkcję.
Nieoczekiwanie na ostatnie zdanie ożywił się Gourry.
- Phil… Hm… Brzmi znajomo. – Zamyślił się blondyn.
- Możliwe. – wtrącił mistrz ziemi, patrząc się sceptycznie na towarzysza broni. – W końcu to twój zwierzchnik.
- Masz rację! – krzyknął z entuzjazmem szermierz.
Lina przyglądała się mężczyźnie z politowaniem.
- Wciąż trudno mi uwierzyć, że zostałeś Strażnikiem. – powiedziała z powątpiewaniem w głosie.
Gourry zupełnie nie wydał się obrażony tym stwierdzeniem.
- Wiele osób mi to mówi. – odpowiedział jej swoim czarującym uśmiechem.
- Będziesz miała okazję to zmienić. – wtrącił Zelgadis. – Nie zaszkodziłoby ci jak byś poznała podstawy szermierki.
- Mam się uczyć od niego? – spytała z niedowierzaniem rudowłosa, wskazując palcem na blondyna.
- Dobry pomysł. – skomentowała Filia. – W tym temacie pan Gourry nie ma sobie równych.
- Dawno nikogo nie uczyłem, ale nie mam nic przeciwko. – odparł dobrodusznie blondyn.
Lina po raz kolejny ciężko westchnęła. 
- Więc nie mam w tej sprawie nic do powiedzenia?
- Jak się nie dogadacie, to trudno. Ale warto spróbować, zwłaszcza, że mnie i Filii jutro nie będzie.
Lina zlustrowała go badawczym spojrzeniem.
- Czy ma to związek z nimi? – Nie musiała dokładnie tłumaczyć, kogo ma na myśli.
Zelgadis odłożył pusty kubek na stół.
- Tak. Odbędzie się narada Przymierza Równowagi.
- Przymierza Równowagi?
- Wszyscy Shyllien i Xullan z każdego wymiaru tworzą Przymierze Równowagi. Najwyższą władzę Eques. Rzadko jednak dochodzi do narad Przymierza Równowagi. Dzieje się tak albo w przypadku skazywania kogoś na wyklęcie do Ruelzaar, przeklętego trzynastego wymiaru, takiego magicznego więzienia albo w momencie wyjątkowego kryzysu. – Tym razem to Filia odpowiedziała na jej pytanie, odstawiwszy filiżankę.           
Czerwonooka na chwilę zamilkła. Przed oczami ponownie stanęła jej przed oczami młoda martwa kobieta, którą w okrutny sposób pozbawiono życia. Tak jak wcześniej przypuszczała, miniona noc nie należała do przyjemnych.
- Lina, co miałaś na myśli, mówiąc, że istnieje dwanaście wymiarów albo przynajmniej wiemy o istnieniu przynajmniej tylu światów? – Zelgadis nagle wytrącił ją z zadumy.
Rudowłosa postukała palcem stary dziennik.
- Ta ilustracja skłoniła mnie do pewnych rozmyślań... Ponieważ jestem nieprzyzwyczajona do faktu, że nie znam wszelkich miejscowych legend i opowiastek, poprosiłam Filię o skombinowanie mi jakiejś literatury tematycznej. Sprawdziłam dokładnie każdy z tych symboli. – Wskazała dwanaście rozrysowanych na stronicy znaków. – Każdy z nich jest naturalnie symbolem odpowiedniego wymiaru… I niczym nie różni się od symboli wspomnianych w innych książkach. Każdy poza spiralą mającą symbolizować Eques. – Uwaga jej rozmówców została skierowana na spiralę z wyraźnym, czarnym punktem po środku. – We współczesnych książkach dotyczących Eques ta spirala jest pozbawiona tego punktu.
Smoczyca przyjrzała się uważnie wiekowemu papierowi.
- W sumie masz rację, ale jakie to ma właściwie znaczenie?
Początkująca czarodziejka uśmiechnęła się z wyższością.
- Z punktu widzenia przeciętnego obserwatora nie ma to żadnego znaczenia. Natomiast z punktu widzenia archeologa ma to znaczenie ogromne. Nie mam oczywiście pewności, ale ten dziennik musi pochodzić z bardzo dawnych czasów i jeżeli faktycznie został zmieniony symbol, możliwe, że część historii Eques wygląda inaczej niż się powszechnie uważa. Z drugiej strony dała mi też do myślenia inna sprawa. Tutaj wszystko wręcz chorobliwie podlega idealnej symetrii. Jeżeli w ramach Równowagi stworzono dwanaście wymiarów, gdzie idealnie sześć podchodzi pod Ceiphieda i sześć pod Shabranigdo, do tego Eques jest miejscem gdzie wszystko jest w Równowadze, to skąd się nagle bierze istnienie Ruelzaar? Czy to przypadkiem nie przeczy waszej świętej Równowadze? – spytała retorycznie.
- To prawda, że badacze sami podkreślają, że nie mają stuprocentowej pewności co do obecnej historii Eques, ale nie mogliby przecież przeoczyć czegoś naprawdę znaczącego. – wtrąciła Smoczyca.
- Jak dla mnie w tej historii ewidentnie czegoś brakuje. Zresztą skoro nie wiedzą wszystkiego, to czemu mieliby nie przegapić istnienia na przykład jakiegoś innego wymiaru?
- To faktycznie śmiała teza, ale prawda jest taka, że nie wiemy zbyt wiele o Ruelzaar. Od zawsze było to miejsce zesłania najpotężniejszych i najgroźniejszych przeciwników Równowagi. Teoretycznie miało być to miejsce bez możliwości ucieczki, a jednak ktoś stamtąd uciekł… Do teraz nie wiemy, jak do tego doszło. – dodał Zelgadis.
- Może z tego Ruelzaar nie można przedostać się bezpośrednio do Eques lub do dwunastu wymiarów, ale może istnieje możliwość przeniesienia się do innego miejsca, o którego istnieniu nie wiecie, a z którego teleportacja do Eques już jest możliwa?
Dwójka Equeshan głęboko się zamyśliła.
- Może coś w tym jest…  – powiedział powoli mistrz ziemi.
- Ale przecież wszelkie życie zostało stworzone poprzez magię tworzenia, połączoną moc Shabranigdo i Ceiphieda. Ryozoku i Mazoku byłyby w stanie wyczuć wszelką aktywność mocy pochodzącą od połączonej mocy ich zwierzchników. – zaprotestowała Filia.
- A gdyby źródłem tej samej magii tworzenia byłoby coś innego? Bylibyście w stanie to wykryć? – spytała Lina.
- Ale to przecież niemożliwe. – odparła szybko Smoczyca.
- Wiesz, ja do całkiem niedawna myślałam, że magia nie istnieje, więc równie dobrze coś, co wy uznajecie za niemożliwe może być jednak możliwe.
- No dobra, zakładając, że źródłem magii tworzenia byłoby coś innego, nie bylibyśmy w stanie tego wykryć. – przyznała sceptycznie Filia. – Ale do czego dążysz?
Rudowłosa westchnęła.
- Nie wiem dokładnie. To są tylko moje przemyślenia po przestudiowaniu tych książek, które mi dałaś, a to całkowicie za mało, abym ci teraz wyleciała z genialną i precyzyjną magiczną teorią skoro jestem tu od czterech dni. Wiem tylko, że w historii Eques czegoś brakuje.
- Gdyby twoja teoria była przynajmniej po części prawdziwa, to może ta grupa wie coś o naturze bądź historii Eques, czego my nie wiemy? I przez to nie jesteśmy w stanie przewidzieć ich następnego ruchu? – dodał mag. Widać było, że słowa Liny dały mu do myślenia, w czym nawet mu nie przeszkadzał chrapiący w tle Gourry. Milczał przez chwilę, po czym gwałtownie wstał i skierował się do wyjścia. – Muszę coś sprawdzić. – rzucił na wychodne i opuścił pokój.
Lina i Filia wymieniły nieco zdezorientowane spojrzenia.
- Masz może ochotę zobaczyć kolejne książki? – zwróciła się do rudowłosej Smoczyca po dłuższej chwili milczenia.
- Myślałam, że dałaś mi wszystko, co miałaś. – odpowiedziała z małym wyrzutem czerwonooka.
- To były moje podręczne zbiory, ale pokażę ci miejsce, które chyba ci się spodoba. – rzekła  z zadowoleniem blondynka, kładąc palec na ustach.

***

Kraina Równowagi nie była królestwem. Nie rządził nią monarcha, a tym bardziej trudno by się tam doszukać jakiejkolwiek rodziny królewskiej. Amelii Will Tesla Seyrun nie nazywano księżniczką, lecz mimo wszystko z tego względu, że już teraz nikt nie miał wątpliwości, że to ta młoda, niespełna szesnastoletnia dziewczyna, zostanie następnym Filarem, mieszkańcy stolicy Varney traktowali ciemnowłosą jak niepełnoletnią następczynię tronu. Pewna kandydatka na Shyllien miała doskonały kontakt z licznymi uzdrowicielkami i Strażnikami specjalizującymi się w magii defensywnej. Uwielbiała też zakradać się do sali tajnych posiedzeń, gdzie chociaż nie powinno jej być, Philionel przymykał na to oko, gdyż cieszył się cicho na myśl, że jego córka tak interesuje się polityką. Z drugiej strony latorośl dumnego ojca dotychczas nie doświadczyła prawdziwego życia Equeshan. Nie wiedziała, czym jest walka w imię Równowagi, przy czym cała jej wiedza teoretyczna wydawała się bezwartościowa. Mężczyzna nie chciał pokazywać swojemu dziecku tej mrocznej części Eques. Był jednak mądrym człowiekiem i miał świadomość, że jeżeli Amelia chciała zostać jego następczynią, będzie musiała skosztować gorzkiej prawdy, jak wygląda druga strona bycia Strażnikiem.

***

Od kiedy pamiętała, pociągała ją archeologia. Niemalże jak tylko nauczyła się łączyć słowa w zdania, zaczęła pochłaniać książki traktujące o historii świata. Na wszelkich wycieczkach zawsze udawało jej się wytropić jakiegoś dziadka-gawędziarza, który potrafił jej opowiedzieć coś, czego nie mogłaby znaleźć w zwykłych książkach. Już jako małe dziecko zwróciła uwagę na fakt, że istnieje wiele legend zupełnie niepokrywających się nie tylko ze sobą ale również z przyjętym zapisem dziejów. Zawsze uczono ją, że historia jest logicznym ciągiem przyczyn i skutków. I jeżeli coś wyłamywało się z tego porządku, należało dokładnie zbadać, dlaczego tak się działo. „Nie istnieje coś takiego, jak błędne źródło historyczne. Jeżeli trzymany przez ciebie przedmiot przeczy historii, której cię uczono, oznacza to, że mylą się ci, którzy tej historii cię nauczyli.” – mawiała jej nauczycielka. Dzieje jej świata zostały doskonale zbadane. Zajmowało się nimi wielu znanych i utalentowanych naukowców, a jednak nawet te wielkie umysły nie były w stanie rozwikłać zagadki Wieku Pustki. Znajdywano ruiny budowli pochodzących sprzed ponad 2100 lat oraz sprzed 2000 lat. Style, w jakich wykonano owe budowle, nie wykazywały żadnych cech wspólnych. Nie istniała żadna konsekwencja w sposobie ich projektowania, a co więcej nietrudno było stwierdzić, że nowsze zabudowania zrobiono w nawet prymitywniejszy sposób niż te starsze. Ponadto nikt nigdy nie znalazł czegokolwiek, co by pochodziło z okresu zawierającego się pomiędzy wspomnianymi terminami, nazwanego z tego względu Wiekiem Pustki. Badaczom nasuwał się jeden wniosek. W czasie tego stulecia musiał się wydarzyć jakiś kataklizm, który zdziesiątkował ludność oraz ich ówczesne dokonania. Jednak świat wciąż nie doczekał się osoby zdolnej do wypełnienia tej luki w historii.

Kiedy Filia opowiadała Linie o początkach świata magicznego, rudowłosa od razu zwróciła uwagę na liczne niedopowiedzenia. Nie twierdziła, że Smoczyca ją okłamywała. Przypuszczała, że kapłanka Ceiphieda albo nie mogła powiedzieć jej pełnej prawdy albo, co czerwonooka uważała za bardziej prawdopodobne, sama owej prawdy nie znała lub nie chciała jej poznawać. Przyszła studentka prestiżowego uniwersytetu Dra’mattana w Atlas natychmiast skojarzyła, że wspomniany przez blondynkę konflikt pomiędzy Smokami i Mazoku, gdzie za sprawą Lei Magnusa ustanowiono Eques krainą Równowagi, mógł się nie tylko pokrywać w czasie, ale być też przyczyną Wieku Pustki w jej świecie. Gdy dziewczyna zdała sobie z tego sprawę, postanowiła zbadać dzieje magicznego uniwersum.

Pierwsze książki, jakie dostała od Filii, już na wstępie potwierdziły jej teorię. 2000 lat temu musiało się wydarzyć coś więcej. Nie wiedziała jeszcze co to mogło być, ograniczała ją dodatkowo nieznajomość świata magii, ale postanowiła przeznaczyć cały swój wolny czas, jaki będzie musiała spędzić w Eques, na rozwikłanie tej zagadki.

Teraz znajdywała się w ogromnej bibliotece znajdującej się w podziemiach dworku. Tysiące, a może nawet i setki tysięcy woluminów piętrzyły się na półkach aż do sufitu ułożonych wzdłuż korytarza, na którego środku stał długi stół otoczony wygodnymi krzesłami. Początkująca czarodziejka nie dziwiła się, że Smoczyca nie przyprowadziła jej tu od razu. Osoba chcąca przeczytać jedną lub dwie książki na dany temat po wejściu do takiego pomieszczenia mogłaby nie wiedzieć, co ma ze sobą zrobić, a skoro Lina pomimo otrzymania kilku pozycji wciąż się nie zniechęciła, Ryozoku mogła założyć, że rudowłosa nie tylko nie przerazi się tym ogromem, a przywita nową możliwość z wielkim entuzjazmem. Blondynka nie pomyliła się i gdy zamykała za sobą drzwi, rudowłosa już przechadzała się wąskimi korytarzami w poszukiwaniu najciekawszych ksiąg.

Trafiła do Eques cztery dni temu. Zaczęła się uczyć kontroli mocy przed dwiema dobami, wczoraj zapoczątkowała swoje historyczne badania. Obie czynności pochłonęły ją tak, że niemal przestała myśleć o swoim życiu w Atlas. Czy to nie było nienormalne?

Przejechała palcem po książce o tytule „Opowieść o Lei Magnusie”.

Zarówno Filia jak i Zelgadis jej się dziwili. Każdy na jej miejscu chciałby jak najszybciej wrócić do domu i zapomnieć o przeżytym horrorze, tylko że dla niej to wcale nie był koszmar. Polubiła tych dziwnych ludzi zwanych Strażnikami, chociaż spędziła w ich towarzystwie niecały tydzień. Nie zamierzała sama stawać się Equeshan i walczyć w nie swojej bitwie, ale chciała im choć trochę pomóc. Lina Inverse rzadko zdobywała się na taką wspaniałomyślność, ale mimo wszystko sama miała w tym interes. Torowała sobie w ten sposób drogę do domu… Poznając jednocześnie świat, który pociągał ją o wiele bardziej niż by sama przypuszczała.

Ściągnęła „Opowieść o Lei Magnusie” z półki i zrobiła krok naprzód. Ponieważ trzymała już tyle książek, ile miała siły unieść, ruszyła w stronę stołu. Jak tylko ułożyła wokół siebie w odpowiednim porządku woluminy, sięgnęła po jedną z pozycji i otworzyła ją na przypadkowej stronie.

Na chwilę zamarła w bezruchu.

Kartka zawierała ilustrację pożaru. Nie był to żaden konkretny kataklizm, ale wystarczył, aby jej przypomnieć powód, przez który spędziła bezsenną noc.

Tak, jak się spodziewała, śniło jej się martwe ciało młodej kobiety. Później w jej podświadomości pojawiło się coś, czego nie oczekiwała. Jej powtarzający się od lat koszmar, który ostatnio w ogóle zanikał, powrócił. Po raz drugi w ciągu czterech dni, kiedy potrafiła nie odczuwać tego nieprzyjemnego wrażenia smutku i nienawiści przez 3 lata. Co więcej, po raz pierwszy pozostał w jej pamięci jeden szczegół, co nie miało miejsca nigdy przedtem. Zawsze po takiej nocy, budziła się wyczerpana i przygaszona, ale zupełnie pozbawiona wspomnień dotyczących tego snu. Natomiast dzisiaj rano pamiętała ogromny, śmiercionośny pożar.

Zastanawiała się, czy fakt, że jej magia miała postać płomienia, mógł mieć z tym coś wspólnego, jednak szybko wykluczyła tę opcję. Jej ogień kojarzył jej się z przyjemnym ciepłem, natomiast tamten przynosił tylko zniszczenie. Z drugiej strony nie mogła zaprzeczyć, że jej pobyt w Eques musiał na to jakoś wpłynąć. Niestety nie miała pojęcia, w jaki sposób miałoby się to odbyć. Ponownie jej nieznajomość świata magicznego stanowiła poważne ograniczenie jej rozważań. A akurat na ten temat, nie zamierzała rozmawiać z Filią lub z Zelgadisem. Nigdy nikomu nie powiedziała o tym śnie. Nawet Lunie. I nie planowała tego zmieniać.

Nagle w pomieszczeniu rozległo się ciche pukanie.

Lina nieco zaskoczona ujrzała, jak drzwi bez pośpiechu się otwierają i jak powoli do biblioteki wchodzi Zelgadis.
- Pukasz? Myślałam, że łatwiej będzie się tutaj teleportować. – powiedziała nieco zaczepnie.
- Wiesz, zdolność teleportacji nie oznacza ignorowania zasad dobrego wychowania uwzględniających uprzedzanie o swoim przybyciu. – odparł raczej chłodno. Wydawał się być w o wiele gorszym nastroju niż rano.
Ponieważ Lina również nie miała najlepszego humoru, ten ton nie zachęcił jej do rozmowy z mistrzem ziemi.
- Och, jakże to uprzejme z twojej strony. – skomentowała ironicznie i wróciła z powrotem do swojej książki, mając nadzieję, że wojownik zrozumie przekaz, że w chwili obecnej, chce zostać sama.
- Muszę ci zadać jedno pytanie. – zwrócił się do niej, ignorując zarówno jej sarkazm jak i ostentacyjne zerwanie kontaktu wzrokowego. – Czy twoje dzisiejsze wnioski są rezultatem tylko twoich przemyśleń? – Mówił spokojnie, ale w jego głosie czaił się chłód.
Lina podniosła na niego wzrok. Utkwione w niej zimne spojrzenie szafirowych tęczówek mogło onieśmielić niejednego człowieka. Jednak rudowłosa była daleka od takiej reakcji.
- Tak, są to tylko moje przemyślenia. – odpowiedziała mało przyjemnie. - A niby czego się spodziewałeś? – spytała z pretensją.
- Nie rozmawiałaś na ten temat z żadnym innym Strażnikiem? – Wciąż dopytywał.
- Przecież mówię, że nie! O co ci chodzi?! – warknęła mocno poirytowana początkująca czarodziejka. W jej czerwonych tęczówkach pojawił się niebezpieczny błysk.
Przez chwili mierzyli się wzajemnie niemalże wściekłym, badawczym spojrzeniem aż w końcu Zelgadis westchnął i odwrócił wzrok.
- Skoro te dwa pytania doprowadziły cię niemal do furii, to faktycznie nie mam co wątpić w twoje słowa. – powiedział już łagodniej.
- A możesz mi łaskawie wyjaśnić, dlaczego stałam się ofiarą twojego napadu zimnej furii? – spytała wciąż podniesionym głosem. Wciąż czuła się nabuzowana i nieco urażona.
- Nie jesteś pierwszą osobą, która powiedziała, ze w historii Eques jest jakaś luka. Współpracowałem kiedyś z tą osobą i gdy sprawdziłem nasze wspólne notatki, okazało się, że powoływał się na ten sam stary dziennik, który dzisiaj przyniosłaś.
- I co by było w tym złego?
- Ta osoba została uznana za najniebezpieczniejszego maga ostatnich czasów i została skazana na wyklęcie do Ruelzaar.
Dopiero w tym momencie Lina zrozumiała przyczynę zaistniałej sytuacji, co jednocześnie ją uspokoiło i skłoniło do rozmyślań.
- Kim ten ktoś był dla ciebie? – spytała po chwili milczenia. Jak tylko spojrzała na Zelgadisa, wiedziała, że nie powinna była zadać tego pytania. – Przepraszam, to w sumie nie moja sprawa. – dodała szybko. – Chodzi mi tylko o to, że skoro nie jestem pierwszą osobą, która zwróciła na to uwagę, to faktycznie musi w tym coś być, a sam przecież mówiłeś, że może to pomoże przewidzieć następny krok Ruelzhan. Więc skoro masz jakieś notatki…
- Jeżeli jest to podobny tok myślenia, to nie może to mieć związku z Ruelzhan. Ta osoba powinna być martwa od siedmiu lat. Ataki tej grupy trwają od niedawna. – odpowiedział uparcie.
- Zel, to nie wyklucza potencjalnego powiązania tych dwóch spraw. – Zauważyła rudowłosa.
- Obiecałem sobie, że nigdy nie powrócę do tych badań. I jeżeli nie będę miał bezpośredniego dowodu, że powrót do nich, w jakikolwiek sposób pomoże w sprawie Ruelzhan, nie zamierzam tego zmieniać. – odparł tonem nieznoszącym sprzeciwu i ruszył w stronę drzwi.
- Czyli jednak twój racjonalizm ma pewne granice. – powiedziała cichym, lecz doskonale słyszalnym tonem Lina. – Jeżeli pozwalasz, aby uprzedzenia z przeszłości stawały ci na drodze do prawdy, oni wciąż będą robić, co im się żywnie podoba.   
Na te słowa Zelgadis na chwilę się zatrzymał. Rudowłosa spodziewała się wybuchu złości, jednak nic takiego się nie stało.
- Na 15 ma przybyć Philionel, który chciałby cię poznać. Więc bądź łaskawa się pojawić o tej porze w sali konferencyjnej. – Jego ton był zimny i formalny. Jak tylko wypowiedział ostatnie słowa otworzył drzwi i wyszedł.
Lina nie znała go długo, ale nie widziała go jeszcze w tak podłym humorze. Z drugiej strony dowiedziała się wreszcie czegoś o jego przeszłości. Nie wiedziała, kim była osoba, o której wspomniał, ale musiała mieć ona ogromny wpływ na życie mistrza ziemi.

***

Gdy myślała o osobie piastującej jedno z najważniejszych stanowisk w potężnym magicznym świecie, wyobrażała sobie rosłego mężczyznę o srogiej twarzy otoczonego mgiełką tajemnicy i niemal nieograniczonej mocy. W praktyce okazało się, że miała rację co do jednej rzeczy. Philionel był wysokim, dobrze zbudowanym osobnikiem. I na tym się kończyła lista majestatycznych epitetów opisujących Shyllien.
- Witaj w krainie Równowagi, Lino Inverse. – Przywitał ją z lekkim uśmiechem, wyciągnąwszy do niej rękę, jak tylko weszła do sali konferencyjnej. Dziewczyna, która specjalnie opuściła czytelnię wcześniej, aby się nie spóźnić, nie spodziewała się, że ktokolwiek ją uprzedzi. A jednak okazało się, że Filar Rejonu Varney już na nią czekał. Rudowłosa rozejrzała się uważnie. W pomieszczeniu nie było nikogo poza spoglądającym na nią przyjaźnie mężczyzną. Po chwili zawahania zrobiła kilka kroków w stronę mężczyzny i uścisnęła jego dłoń. Wtedy zrozumiała, o czym mówił Zelgadis. Od momentu, kiedy mag odblokował część jej mocy, musiała poświęcać trochę uwagi, aby utrzymywać ją w sobie. Przy kontakcie z tym człowiekiem było to zupełnie niepotrzebne. Otaczające ją ciągłe przepływy energii, na które nauczyła się już nie zwracać uwagi, całkowicie się uspokoiły. Wyczuła, na czym polega stabilizujące działanie tej osoby i z zaskoczeniem stwierdziła, że szybko w jej umyśle narodziło się przekonanie, że ten ktoś doskonale rozumie świat magii.
- Rozumiem już, co miał na myśli Zelgadis. – kontynuował pełen zadowolenia. W jego oczach pojawił się radosny błysk. – Instynktownie pojmujesz istotę mocy. To właśnie to coś, przyciągnęło do ciebie Ayneres i przez to ciebie przyciągnęło do niej. Staniesz się doskonałą Strażniczką.
Dopiero ostatnie zdanie wypowiedziane przez mężczyznę sprawiło, że dziewczyna otrząsnęła się z pierwszego szoku.
- Wie pan, ja jeszcze nie powiedziałam, że zamierzam zostać Strażniczką. – odpowiedziała hardo Lina. Nie podobało jej się z jakim przekonaniem Shyllien wypowiadał się o jej przyszłości. Na tym świecie istniała tylko jedna osoba mająca prawo decydować w tym temacie. I tym kimś była tylko i wyłącznie Lina Inverse.
Philionel zaśmiał się w odpowiedzi.
- Dobrze, dobrze niech ci będzie. – odparł od niechcenia. – Ale już widzę, że bardzo się z żyłaś z magią.
Rudowłosa spojrzała na niego ze zdziwieniem.
- Co ma pan na myśli?
- Dla normalnego człowieka, a nawet dla zwyczajnego początkującego maga jestem tylko dziwnym dziadkiem z sąsiedztwa. – Mężczyzna uniósł dłoń i przeczesał powietrze palcami. – Ty od razu spojrzałaś na moją magiczną obecność, na mój wpływ na otoczenie. – Pomiędzy jego palcami pojawiła się cieniutka strużka złocistej energii. – Zaczynasz patrzeć na świat pod kątem magii. Prawdziwy Strażnik zwraca uwagę na wszelkie nurty mocy i dba, aby były one w Równowadze.
- Panie Philionelu, panna Lina wciąż nie podjęła decyzji, więc proszę na nią nie naciskać. – wtrącił nagle kobiecy głos.
Czerwonooka odwróciła się za siebie i ujrzała, jak do pomieszczenia energicznie wchodzi Filia.
- Na nikogo nie naciskam. Mówię tylko, co widzę. – odpowiedział z nieustającym zadowoleniem w głosie Philionel. – A gdzie jest Zelgadis? Już jest w trochę lepszym nastroju?
Uwadze Liny nie uszło, że Smoczyca natychmiast zrobiła się spięta.
- Jeszcze nie był w tym gorszym nastroju…
Shyllien po raz pierwszy od swojego przybycia stracił swój dobry humor.
- Filio, co chcesz przez to powiedzieć?
- No bo… Ostatnio tyle się działo…
- Chcesz mi powiedzieć, że jeszcze mu nie powiedziałaś?
- No… nie… – przyznała nieco pobladła kapłanka Ceiphieda.
Mężczyzna spojrzał na nią z niekłamanym zmartwieniem w oczach.
- Filia, wiesz, jaki to będzie dla niego szok. Przecież nie może się dowiedzieć na dzień przed spotkaniem Przymierza Równowagi!
Blondynka wzięła głęboki wdech i wydech.
- Dzisiaj mu powiem, ale póki co może usiądźmy? – zaoferowała niepewnym głosem.
Philionel westchnął ciężko, po czym zajął wygodny fotel. Blondynka wyjęła porcelanową zastawę i drżącymi rękami zaczęła napełniać filiżanki herbatą. Lina nawet nie próbowała powiedzieć Ryozoku, że ona sama nie ma ochoty na napar. Czynność nalewania niewątpliwie uspakajała Smoczycę, czemu rudowłosa nie chciała przeciwdziałać. Obserwując strumień wrzącej cieczy, zastanawiała się nad usłyszaną wymianą zdań. Jaka informacja mogła wywołać u Zelgadisa taką reakcję, że blondynka tak się jej obawiała? Czerwonooka wspomniała własną rozmowę z wojownikiem i szybko doszła do wniosku, że musiałoby to mieć związek z tym potężnym czarodziejem skazanym na zesłanie do Ruelzaar. Jeżeli sama możliwość, że początkująca czarodziejka mogła mieć cokolwiek wspólnego z badaniami tego człowieka, doprowadziła go do tak paskudnego nastroju, Lina była w stanie zrozumieć obawy Filii. Rudowłosa do teraz była poirytowana, że mag najpierw nazwał jej teorie intrygującymi, po czym, jak tylko skojarzył, że występuje drobne podobieństwo pomiędzy jej przemyśleniami a obiektem badań tamtego człowieka, natychmiast zmienił zdanie. Co musiała zrobić ta osoba, że była źródłem takiej nienawiści?
- O już jesteś Phil. – Rozległ się nagle melodyjny tenor. Mag wszedł do sali konferencyjnej wraz z Gourry’m. Obaj mężczyźni przebrali się w bliźniacze białe zestawy spodni i bluz z długim rękawem oraz mieli lekką zadyszkę, co musiało świadczyć o tym, że całkiem niedawno musieli zakończyć sparringowy pojedynek. Zelgadis wydawał się być w znacznie lepszym nastroju niż w czasie ostatniej rozmowy z Liną. Gourry uśmiechał się od ucha do ucha. Widać było, że wysiłek fizyczny miał na nich bardzo dobry wpływ.
- Phil, dawno się nie widzieliśmy. – dodał radośnie blondyn.
- Witajcie chłopcy. – przywitał dwójkę Shyllien, uśmiechając się po ojcowsku. – Mam dla was doskonałą nowinę.
Lina i Ryozoku od razu spojrzały zaalarmowane na Philionela.
- Przydzielam waszemu oddziałowi nowego Strażnika na szkolenie. – oznajmił.
- Że co? – spytali Filia i Zelgadis jednocześnie.   
- Super! Będzie nam weselej. – skomentował w tym samym czasie Gourry.
- Phil, już mamy jedną nowicjuszkę. Przy obecnej sytuacji nie możemy sobie pozwolić, aby przyjąć kogoś jeszcze. – tłumaczył rzeczowo mistrz ziemi.
- Jestem przekonany, że mój najlepszy oddział da sobie ze wszystkim radę. – powiedział optymistycznie Shyllien tonem nie znoszącym sprzeciwu. – Moja córka musi wreszcie poznać życie Strażnika, do nikogo nie mam takiego zaufania jak do was i jednocześnie Amelia bardzo chciałaby poznać Linę. Jak więc widzicie, spełniacie wszystkie kryteria i jesteście moim ostatecznym wyborem. – Zamaszystym ruchem dopił herbatę i odstawił filiżankę. – Doskonała herbata Filio. – dodał, po czym szybko wstał. – Dobrze moi drodzy, ja się muszę zbierać. Amelia przybędzie do was jutro z samego rana.
- Phil, zaczekaj, jeszcze się na nic nie zgodziliśmy. – zaprotestował mag.
- Bo w tym temacie, nie macie nic do gadania, mój drogi. – odparł, wciąż śmiejąc się Shyllien. – Żegnam się zatem z wami. Miło było cię poznać, Lino. – Ukłonił się w stronę dziewczyny. – A i Zelgadisie, Filia ma ci coś do powiedzenia. – Dopiero przy ostatnich słowach spoważniał. Obdarzył Smoczycę surowym spojrzeniem, pod którym Smoczyca nieco się skuliła i zniknął. 
Wojownik stał przez chwilę w bezruchu i po krótkim czasie odwrócił się w stronę Ryozoku.
- Co mi masz do powiedzenia? – spytał pozornie spokojnie.
Kapłanka Ceiphieda zerknęła na rudowłosą i blondyna, co musiało dodać jej nieco otuchy, gdyż moment później podniosła wzrok na potężnego Equeshan.
- Niedawno przyszedł raport z wymiaru Wolf Pack Island. – Kapłanka Ceiphieda mówiła powoli i ciszej niż zwykle. – Xellosowi i jego podwładnym udało się ustalić tożsamość osoby, której udało się uciec z Ruelzaar. – Wzięła głęboki wdech. – To był Czerwony Kapłan Rezo. – Ostatnie zdanie wydobyło się z jej ust w postaci szeptu.
Najpierw nic się nie działo. A dosłownie chwilę później Lina była świadkiem istnej burzy energetycznej. Powietrze stało się nagle niezwykle ciężkie a Zelgadisa zaczęły otaczać drobne wyładowania jasnozielonej mocy. Magia otoczenia całkowicie podporządkowała się tym złowrogim wibracjom, tworząc w rezultacie potężny, nieprzyjemny dla Liny nurt.
- To jest niemożliwe. – wycedził mistrz ziemi przez zęby. – Czerwony Kapłan nie żyje. Od siedmiu  lat. – W jego oczach pojawił się niesamowity chłód.
- Niestety, panie Zelgadisie. – powiedziała smutno Filia, patrząc niespokojnie na to, co się działo w sali konferencyjnej. – Ten raport…
- Jest błędny. – skończył za nią uparcie wojownik.
- Zel, naprawdę myślisz, że Xellon by się pomylił? – wtrącił delikatnie Gourry.
- Nikt mi nie wmówi, że Czerwony Kapłan powrócił z zaświatów. – przerwał mu mag.
- Szkoda, bo robisz z siebie wyjątkowego idiotę. – powiedziała nagle Lina.
Pozostała dwójka Strażników popatrzyła się na rudowłosą z zaskoczeniem w oczach. Nowa adeptka magii obdarzyła swojego nauczyciela poirytowanym spojrzeniem i nawet nie drgnęła, gdy jego lodowaty wzrok padł na nią.
- Nie masz pojęcia, o czym mówisz. – odparł niebezpiecznie spokojnym tonem.
- Serio? Nie muszę znać wszystkich szczegółów tej historii, aby widzieć, że uciekasz przed prawdą. Co więcej, masz klucze do tej zagadki. Przyznaj, że podejrzewałeś taki scenariusz, ale stłumiłeś te myśli, bo tak jest o wiele łatwiej, co nie?
- Panno Lino… Wystarczy…  – szepnęła Filia, ale nikt nie zwrócił na nią uwagi.
- Wygodnie jest tak mówić z perspektywy osoby, która wiodła dwudziestoletnie beztroskie życie. – powiedział zjadliwie Zelgadis.
Lina bez słowa sięgnęła po swoją filiżankę i chlusnęła mu herbatą w twarz. Mężczyzna był tak zaskoczony, że zdołał jedynie mrugnąć.
- To ty nic o mnie nie wiesz. – W jej czerwonych oczach ogień zdawał się dosłownie płonąć. – I weź się wreszcie opanuj. Mówisz mi o kontroli mocy, a sam co wyprawiasz? – warknęła i wyszła z pomieszczenia, trzaskając drzwiami. 
Mistrz ziemi stał przez chwilę w bezruchu. Miał na twarzy wyraz bezgranicznego oszołomienia. Jego moc stopniowo się uspokoiła, a on sam dopiero po kilkunastu sekundach otarł twarz z resztek herbaty i się zdematerializował. Dopiero wtedy Filia i Gourry odetchnęli z ulgą.
- Chyba wreszcie trafił swój na swego. – powiedział wesoło szermierz, który dosyć szybko odzyskał dobry humor.
- Oblać wściekłego pana Zelgadisa herbatą… To genialne czy szalone? – spytała bardziej samą siebie zszokowana całą sceną Smoczyca. – Panie Gourry, ja chyba muszę się iść położyć. – dodała trochę głośniej i nie czekając na reakcję, ruszyła w stronę własnego pokoju, zostawiając blondyna samego.
- Ech… Kiedy wróci Sylphiel? Skończyły się zapasy, które nam zostawiła. – Westchnął niezadowolony szermierz.

***

Filia z ogromną przyjemnością opadła na swoje łóżko. Chłodna pościel była przyjemna i taka kusząca… Strumień myśli nie pozwolił jej jednak na sen. Na początku miała nadzieję, że Lina Inverse będzie miała kojący wpływ na Zelgadisa, że nowa adeptka magii o talencie podobnym do jego zaintryguje go, przez co jej przyjaciel zapomni o Rezo. A tu się okazało, że Czerwony Kapłan wrócił z zaświatów… Wiedziała, że mężczyzna zareaguje gwałtownie. Ona sama bała się go w takich momentach, a ta dziewczyna nawet na chwilę się nie zawahała… Wyglądało na to, że wreszcie pojawił się ktoś, kto może powstrzymać Zelgadisa. Z drugiej strony Filia nie chciała sobie wyobrażać sytuacji, w której musieli by się mierzyć z temperamentem rudowłosej, gdy zyska ona kontrolę nad całą swoją mocą. Nie wiedziała już co było gorsze… Ogień czy ziemia… Westchnęła ciężko. Ta twierdza naprawdę skupiała niebezpieczne osoby. Jej samej też zdarzyło się zniszczyć kilka budynków w przypływie gniewu, przez co została oddelegowana do współpracy z Zelgadisem. 7 lat… Czas stosunkowo długi jak na ludzką miarę… Dla Smoka tak krótki… A dla Smoka i Mazoku niemalże cała wieczność… Błyskawicznie się zarumieniła, jak tylko zdała sobie sprawę ze swoich myśli. Co ona sobie do cholery wyobraża?!
- Masz gorączkę, czy tylko stąd wydajesz się taka czerwona? – Usłyszała znajomy głos.
- Xelloss, daj mi spokój. Teraz naprawdę nie mam ochoty na przedzieranie się z tobą. – odpowiedziała zmęczona na zaczepkę Mazoku, który siedział wygodnie w jej fotelu stojącym nieopodal wygodnego łóżka. – A poza tym co tu znowu robisz?
- A byłem właśnie w okolicy, więc pomyślałem, że wpadnę. Nie cieszysz się? – odparł przymilnie.
- Zaskoczę cię, ale nie, nie cieszę się. – odburknęła.
- Reakcja Zelgadisa była taka przytłaczająca? – spytał Mazoku.
W jednej chwili dla Filii stało się jasne, co Demon robił w okolicy.
- Ty szurnięty kapłanie! Znowu szukasz sobie rozrywki naszym kosztem?! – krzyknęła, podnosząc się do pozycji siedzącej i wbijając w fioletowowłosego wściekłe spojrzenie.
- No ale sama musisz przyznać, że to było niezwykle ciekawe widowisko. – odparł, nie przejmując się jej wzburzeniem. – Ta dziewczyna coraz bardziej mi się podoba. – dodał.
- Wszystko… widziałeś? – spytała trochę ciszej. – Ty przeklęty namagomi! – wydarła się, wyciągając swoją maczugę.
- Ależ Smoczku, nie zrozum mnie źle, ty naturalnie podobasz mi się o wiele bardziej. Nikt nie jest taki interesujący jak ty. – tłumaczył się Xelloss, wyciągając przed siebie uspokajająco dwie ręce. – Nie musisz być o nią zazdrosna.   
Filia natychmiast się zarumieniła.
- Nie o to mi chodzi zboczony Demonie!!! – Wzięła potężny zamach i uderzyła w Mazoku, który błyskawicznie zrobił unik, w rezultacie czego Smoczyca wbiła maczugę we własną szafkę.  Kapłanka Ceiphieda wydała z siebie okrzyk złości, gdy zorientowała się, że jej broń ugrzęzła w pięknym meblu. Jak się z nią siłowała, Mazoku wykorzystał jej chwilę nieuwagi i zmaterializował się tuż przed nią, pojawiając się bardzo blisko niej.
- O właśnie taką lubię cię znacznie bardziej. – powiedział cicho, delikatnie muskając palcem czubek jej nosa. Demon zgarbił się tak, że jego głowa znajdywała się dokładnie na wysokości twarzy Smoczycy, po czym lekko uchylił powieki. Ryozoku nie zareagowała, gdy jego palec delikatnie ześlizgnął się i powędrował do jej ust. Spojrzenie śmiercionośnego fioletu sprawiło, że nie mogła… nie chciała się poruszyć. Przez chwilę myślała, że Mazoku zaraz się przybliży do niej jeszcze bardziej…
- Do zobaczenia jutro. – szepnął i zniknął.
Filia zaskoczona puściła maczugę i opadła na podłogę. Gdy odzyskała nad sobą panowanie, oparła się o łóżko, podciągnęła do siebie kolana i oparła na nich głowę.
- Jaka ja jestem głupia. – szepnęła do pustego pokoju.

Ostatnio edytowany przez Rinsey (2013-04-11 16:21:55)


Led through the mist by the milk-light of moon. All that was lost is revealed
Our long bygone burdens, mere echoes of the spring. But where have we come, and where shall we end?
If dreams can't come true, then why not pretend?

Offline

 

#96 2013-04-10 12:58:00

 Meitsa

Lord Mazoku

Skąd: Scotland/Poland
Zarejestrowany: 2011-05-24
Posty: 2281
Punktów :   
WWW

Re: Rezonans

O, teraz świetnie mi się czytało! Naprawdę widać poprawę. I naprawdę pomogło wyjaśnienie, które zawarłaś na początku. Szczerze to podczas czytania wyszło jak błędnie postrzegałam świat.
Bardzo mi się podobało jak opisałaś Phila, pogodny, wyrozumiały ale gdy trzeba to stanowczy. Relacje między Zelem i Liną też na plus, herbata rządzi!
I mamy w końcu jakieś X/F
Dobrze zgadywałam w trakcie lektury, że chodzi o Rezo
Znając już mniej wiecej fabułę fajnie się teraz czyta nazwisko Liny, pasuje do całości
Jak bardzo zagłębiałaś się w sprawy archeologii? Ja tam za dużo nie wiem, ale doceniam autorów, którzy poświecają czas i pogłębiają wiedzę, by przekazać czytelnikowi pewne smaczki


Nadworny zboczeniec forumowy <3

Offline

 

#97 2013-04-10 23:31:58

 Rinsey

Kapłan Mazoku

Zarejestrowany: 2011-08-23
Posty: 265
Punktów :   

Re: Rezonans

Bardzo się cieszę Teraz wreszcie, kiedy przekazałam podstawowe informacje o świecie, wreszcie będę mogła się skupić na innych postaciach. Więc będzie więcej XF i wreszcie akcja gwałtowniej ruszy do przodu
W sprawy archeologii powiem szczerze nie zagłębiałam się jakoś specjalnie. Może dziwnie to zabrzmi, ale przenoszę tutaj moje doświadczenie biotechnologiczne. Zakładam, że naukowiec pozostaje naukowcem bez względu na dziedzinę, w której się specjalizuje, więc tutaj przemycam filozofię życiową typowego badacza:)
Raz jeszcze dziękuję za opinię, dzięki tym wszystkim wskazówkom naprawdę mam o wiele większą jasność jak mam pisać i nad czym mam popracować


Led through the mist by the milk-light of moon. All that was lost is revealed
Our long bygone burdens, mere echoes of the spring. But where have we come, and where shall we end?
If dreams can't come true, then why not pretend?

Offline

 

#98 2013-04-11 08:54:50

Guenh

Lord Mazoku

Zarejestrowany: 2011-05-23
Posty: 545
Punktów :   

Re: Rezonans

"aportował się tuż przed nią" - haha, najlepsza literówka ever
widzę, że zaloty X/F są już w bardzo zaawansowanym stadium. Czyżby łączyło ich coś już w przeszłości? niah niah niah

Offline

 

#99 2013-04-11 12:14:40

 Meitsa

Lord Mazoku

Skąd: Scotland/Poland
Zarejestrowany: 2011-05-24
Posty: 2281
Punktów :   
WWW

Re: Rezonans

Guenh, dlaczego to jest literowka według ciebie? Bo ogolnie ja nigdy nie stosuje termin deportacja i aportacja (to drugie kojarzy mi sie tylko z tresura psów ), zamiast tego teleportacja, materializacja i dematerializacja. W koncu czego powinno sie najlepiej uzywac  zeby to w tekście pasowało?

Dumalam sobie wczoraj co by napisać wrażenia po lekturze po dłuższym czasie i stwierdzam, ze tym razem nie mam do czego sie przyczepić No najwyżej, ze rozdziały są krótkie BTW, jak długi ma byc ten fik? Ile rozdziałów przewidujesz? Bo mam wrażenie, ze może sie to zakończyć szybciej niż myśle i zanim na dobre bede sie rozkoszowac lekturę okaże sie, ze czytam ostatni rozdział


Nadworny zboczeniec forumowy <3

Offline

 

#100 2013-04-11 15:50:52

 Rinsey

Kapłan Mazoku

Zarejestrowany: 2011-08-23
Posty: 265
Punktów :   

Re: Rezonans

No właśnie określenie aportacja jest rzadko stosowane, ale po tym jak zostało wyłowione przez Guenh w taki sposób i po tym, co się pojawiło w mojej głowie, to jednak stwierdziłam, że przestanę stosować aportację i za chwilę zmienię na "zmaterializował się" . X/F niewątpliwie łączyło coś w przeszłości, szczegóły już najprawdopodobniej w następnym rozdziale ;D

Rozdziały są za krótkie? O.o' A ja byłam taka z siebie zadowolona, że są całkiem spore... Może nie monstrualne, ale konkretniejsze... A parę stron temu pisałyście, że tego jest za dużo ;p Nie no wiem, że za dużo było materiału opisowego i to o to chodziło ;p Nie przewiduję, aby ten fik był jakiś niewiadomo długi... Póki co wydaje mi się, że w dziesięciu rozdziałach się zamknę... Chociaż nie zdziwiłabym się, jakby zaczął mi się nagle rozrastać tak jak mój drugi fik, którego planowałam na góra osiem rozdziałów a teraz mi wychodzi na co najmniej czternaście ^^'


Led through the mist by the milk-light of moon. All that was lost is revealed
Our long bygone burdens, mere echoes of the spring. But where have we come, and where shall we end?
If dreams can't come true, then why not pretend?

Offline

 

#101 2013-04-11 16:14:02

 Meitsa

Lord Mazoku

Skąd: Scotland/Poland
Zarejestrowany: 2011-05-24
Posty: 2281
Punktów :   
WWW

Re: Rezonans

Po prostu nie mialam czego się przyczepić, a ja lubię czytać dlatego taka uwaga, nie przejmuj się Dla mnie lepiej 14 niż 8 rozdziałów.
Ja chcę już X/F!


Nadworny zboczeniec forumowy <3

Offline

 

#102 2013-04-11 16:24:58

 Rinsey

Kapłan Mazoku

Zarejestrowany: 2011-08-23
Posty: 265
Punktów :   

Re: Rezonans

Nie no wiem W sumie miło coś takiego słyszeć A sama mam tak, że im książka grubsza, tym mi się bardziej gęba cieszy Tak mi się wydaje, że skoro planuję 10 rozdziałów, to mi w praktyce samo wyjdzie, że będzie ich 15 ;p Nie obiecuję, ale postaram się do końca tygodnia wrzucić Wam X/F


Led through the mist by the milk-light of moon. All that was lost is revealed
Our long bygone burdens, mere echoes of the spring. But where have we come, and where shall we end?
If dreams can't come true, then why not pretend?

Offline

 

#103 2013-04-11 20:41:48

 Meitsa

Lord Mazoku

Skąd: Scotland/Poland
Zarejestrowany: 2011-05-24
Posty: 2281
Punktów :   
WWW

Re: Rezonans

Jak miło
Ja zamiast pisać dalej to cały czas skupiam się na tym co mam i co chwile poprawiam, bo wciąż mam wrażenie, ze Xellos w takiej a takiej sytuacji chyba by się nie zachował i zmieniam fragmenty. Bo tak ogólnie nie mam określone od początku do końca jak ma się zachowywać. Kiedyś miałam jedną wizję, ale wtedy nie byłoby tej masy gagów, które tworzyły klimat między Xellem a Filią, a muszę powiedzieć, że to co robi Xellos dużo zależy od zachowania Filii. Miałam ją trochę wydorośleć, ale wtedy cały klimat idzie w łeb, więc muszę wrócić do podstaw i muszę od zera wszystko układać w logiczną całość, bo głosy czytelników na każde jego dziwne zachowanie jest dla mnie sygnałem, że trzeba coś dopracować, a mimo niecałych dwóch rozdziałów już mi się piętrzą problemy. Nie mogę pisać dalej "na brudno", bo mija się to z celem w tym przypadku, wolę napisać raz a dobrze, a nie co chwilę zmieniać połowę


Nadworny zboczeniec forumowy <3

Offline

 

#104 2013-04-11 21:32:21

 Rinsey

Kapłan Mazoku

Zarejestrowany: 2011-08-23
Posty: 265
Punktów :   

Re: Rezonans

No faktycznie, stworzenie z ich relacji logicznej całości tak, aby wszystko pasowało i aby nigdzie nie przesadzić, to nie jest łatwa sprawa. Przyznam się bez bicia, że jak dla mnie napisanie dobrego FX to największe wyzwanie. LZ dużo łatwiej się pisze, ostatnio wciskam też gdzieniegdzie GS i nie sprawia mi to tyle problemu, co FX, co nie zmienia faktu, że uwielbiam ten pairing i uwielbiam o nich czytać Trzymam więc za Ciebie kciuki


Led through the mist by the milk-light of moon. All that was lost is revealed
Our long bygone burdens, mere echoes of the spring. But where have we come, and where shall we end?
If dreams can't come true, then why not pretend?

Offline

 

#105 2013-04-11 21:43:44

 Meitsa

Lord Mazoku

Skąd: Scotland/Poland
Zarejestrowany: 2011-05-24
Posty: 2281
Punktów :   
WWW

Re: Rezonans

Socki jakoś udało się ładnie poprowadzić relacje między nimi i ja również chcę tego dokonać tylko nie mogę zrobić plagiatu Na razie szukam inspiracji np. właśnie jej fikiem, artami Ly-Xu i mangą Seimaden gdzie mamy demonicznego księcia zakochanego bez opamiętania w swojej wybrance, która wśród innych kontrowersje, a właściwie sama zakazana miłość.


Nadworny zboczeniec forumowy <3

Offline

 

#106 2013-04-11 23:47:13

 Rinsey

Kapłan Mazoku

Zarejestrowany: 2011-08-23
Posty: 265
Punktów :   

Re: Rezonans

Nie widzę powodu, dla którego miałoby Ci się to nie udać Hm... zakazana miłość, kiedyś czytałam dobrego fika... Był co prawda dosyć smutny, ale może jakoś Cię natchnie Ale muszę jutro poszukać w moim archiwum ulubionych na fanfiction.net


Led through the mist by the milk-light of moon. All that was lost is revealed
Our long bygone burdens, mere echoes of the spring. But where have we come, and where shall we end?
If dreams can't come true, then why not pretend?

Offline

 

#107 2013-04-12 10:34:40

Guenh

Lord Mazoku

Zarejestrowany: 2011-05-23
Posty: 545
Punktów :   

Re: Rezonans

No nie wiem, pierwsze słysze słowo "aportacja" i skojarzyło mi się tylko z psem, ale skoro taki wyraz istnieje to zwracam honor

Offline

 

#108 2013-04-12 11:47:37

 Meitsa

Lord Mazoku

Skąd: Scotland/Poland
Zarejestrowany: 2011-05-24
Posty: 2281
Punktów :   
WWW

Re: Rezonans

Specjalnie szukałam informacji na ten temat i pojęcie aportacji występuje w Harrym Potterze
http://pl.wikipedia.org/wiki/Komunikacj … rry_Potter
również znalazłam coś takiego
http://pl.wikipedia.org/wiki/Aport_%28pseudonauka%29
Nie wiem czy jest to słowo powszechnie używane i jaka jest jego geneza.
W każdym razie wychodzi, że aport, aportacja to pojawienie się rzeczy/osoby w innym miejscu, jest to czynność. Pojęcie deportacji wydaje się tutaj logicznie użyte zakładając, że pierwotnie znaczy tylko wydalenie człowieka z jakiegoś obszaru. Z kolei materializacja i dematerializacja tyczy się tylko stanu materialnego, określa fizycznym zjawiskiem co się stało, są często stosowane jako czynność. A może w tym przypadku czynność i zjawisko to to samo? W takim razie zostaje nam tylko pojęcie teleportacji, która określa ogół zjawiska, ale nie określa początku lub końca.


Nadworny zboczeniec forumowy <3

Offline

 

#109 2013-04-12 14:18:09

 Rinsey

Kapłan Mazoku

Zarejestrowany: 2011-08-23
Posty: 265
Punktów :   

Re: Rezonans

No mi się właśnie to słowo wzięło z Harry'ego jako, że jestem Potteroholikiem I powiem szczerze, że nigdy nie myślałam o aportacji w znaczeniu tresuropodobnym, jakoś tak to do mnie nie docierało aż do postu Guenh, po którym pojawiły mi się w głowie takie rzeczy, że już nigdy nie użyję tego słowa w znaczeniu teleportacji


Led through the mist by the milk-light of moon. All that was lost is revealed
Our long bygone burdens, mere echoes of the spring. But where have we come, and where shall we end?
If dreams can't come true, then why not pretend?

Offline

 

#110 2013-04-12 16:36:37

Guenh

Lord Mazoku

Zarejestrowany: 2011-05-23
Posty: 545
Punktów :   

Re: Rezonans

Dlaczego? Oczywiście, że wiele ludzi nieobeznanych w klimatach fantasy może to słowo zrozumieć jednoznacznie, ale od tego jest literatura, by się przy okazji przyjemnej lektury czegoś nauczyć W życiu bym nie pomyślała, że oprócz "teleportacji" są jeszcze inne słowa określające to, hm, zjawisko (bo nie wiem, czy zwykły śmiertelnik może to nazwać czynnością ). Tak z ciekawości to "aportacja" jest pojęciem wymyślonym przez Rowling, czy pojawiało się ono gdzieś wcześniej?

Offline

 

#111 2013-04-12 22:11:53

 Meitsa

Lord Mazoku

Skąd: Scotland/Poland
Zarejestrowany: 2011-05-24
Posty: 2281
Punktów :   
WWW

Re: Rezonans

Ja z kolei jestem ciekawa jak po angielsku u Rowling brzmi aportacja. Moze to wymysł polskiej radosnej twórczości tłumaczy?


Nadworny zboczeniec forumowy <3

Offline

 

#112 2013-04-12 23:12:04

 Meitsa

Lord Mazoku

Skąd: Scotland/Poland
Zarejestrowany: 2011-05-24
Posty: 2281
Punktów :   
WWW

Re: Rezonans

Ok, dorwałam mojego znajomego, który czytał Pottera, tłumaczy książki hobbistycznie i w ogóle zna się na fantastyce i tego typu rzeczach
Doszliśmy do wniosku, że aportacja w podanym tutaj zdaniu jest poprawna, ale nie do końca. Z reguły osoba daje komendę aportacji komuś lub czemuś. Jeżeli mówimy, że ktoś aportował się to znaczy, że pojawił się, ale nie wiemy jak to zrobił. Zmaterializował się, przeturlał się, zeskoczył? Jeżeli mówimy tutaj o Xellosie i wiemy jak wygląda jego nagłe pojawianie się i znikanie to nazywamy to po imieniu materializacja i dematerializacja


Nadworny zboczeniec forumowy <3

Offline

 

#113 2013-04-13 12:04:17

 Rinsey

Kapłan Mazoku

Zarejestrowany: 2011-08-23
Posty: 265
Punktów :   

Re: Rezonans

W Harrym używają dosłownie form to disapparate oraz to apparate. Na Wiktionary piszą, że jest to pojęcie wymyślone przez Rowling. Ja sama w zasadzie nigdy nie spotkałam się z tym określeniem w innej książce, a fantastyki czytam jednak dużo. Z drugiej strony na tej samej stronie są wymienione trzy książki, w której to słowo zostało użyte, ale wszystkie ukazały się po wyjściu Harry'ego. http://en.wiktionary.org/wiki/apparate W Harry'm w zasadzie rzadko jest używana forma teleportować się, zwykle jest używane znikanie i właśnie aportacja, ale zgadzam się, że w przypadku Xellossa lepiej brzmi materializacja i dematerializacja

I mimo wszystko w momencie, gdy wyobraziłam sobie po poście Guenh Xellossa w wersji SD z psimi uszkami, trzymającego w ustach swoją pelerynę, patrzącego na Filię swoimi zamkniętymi oczami w wersji szczenięcej, ja nie dam rady użyć słowa "aportował się" przy opisie jakiejś poważniejszej sytuacji, bo będę się chichrać i nie dam rady pisać


Led through the mist by the milk-light of moon. All that was lost is revealed
Our long bygone burdens, mere echoes of the spring. But where have we come, and where shall we end?
If dreams can't come true, then why not pretend?

Offline

 

#114 2013-04-13 15:56:31

 Meitsa

Lord Mazoku

Skąd: Scotland/Poland
Zarejestrowany: 2011-05-24
Posty: 2281
Punktów :   
WWW

Re: Rezonans

Kawaii! Jak słodko
Od razu przyszła mi myśl żeby taką scenkę SD narysować, ale skojarzyłam sobie masy rysunków na DA fanów furriesów i od razu pojawił mi się na mordzie wielki X Niestety ich rysunki czasami potrafią spaczyć psychę i mocno zniechęcić


Nadworny zboczeniec forumowy <3

Offline

 

#115 2013-04-17 13:58:12

 Rinsey

Kapłan Mazoku

Zarejestrowany: 2011-08-23
Posty: 265
Punktów :   

Re: Rezonans

Co prawda, to prawda Ale wiesz, zaciekawiło mnie jakby to mogło wyglądać na papierze Może jak będziesz miała chwilę i nie będziesz zniechęcona, to może jednak spróbujesz?

A poniżej załączam 5-ty rozdział. Nie wiem, czy takie X/F Was przekona, ten moment akurat sam mi się pisał... Nie wiem czy czegoś jeszcze nie pozmieniam... No ale jest... Jak zawsze są możliwe błędy jako, że jest to wersja surowa

Rozdział 5
Duchy przeszłości

Zawsze lubiła obserwować ogień. Sprawiał, że zapominała o tym, co straciła i przypominał jej, jak barwna przyszłość na nią mogła czekać. Teraz jednak nie myślała o niczym… Nie chciała myśleć o czymkolwiek… A czynność uwalniania z siebie fragmentu mocy i formowania go w idealną kulę doskonale jej w tym pomagała. Gdy spostrzegła się, że otacza ją idealne koło dwudziestu Fire Balli uniosła dłoń i pstryknęła palcami. Jej czerwone oczy z zainteresowaniem chłonęły widok niegroźnej eksplozji, której siła w znacznej mierze była pochłaniana przez magiczną łąkę. A gdyby tak tę samą ilość energii skupić w drobniejszej postaci? Jednocześnie można by ograniczyć pole zasięgu zaklęcia i wzmocnić miejscową siłę uderzenia. Ten pomysł natychmiast jej się spodobał i od razu zaczęła delikatną manipulację własną mocą. Tak jak uczył ją Zelgadis, najpierw wyobraziła sobie formę, jaką chciała osiągnąć. Następnie skierowała strumień mocy tuż przed siebie. Powoli zmaterializowała się przed nią cienka ognista strużka. Stopniowo kierowała w tym kierunku coraz więcej energii, w taki sposób, aby zachować oryginalny kształt zaklęcia. Szybko jej kreacja skojarzyła jej się ze strzałą. W takim wypadku brakowało jej już tylko łuku, który szybko utkała ze słabszych nici mocy. Sięgnęła po swoje dzieło. Oba ogniste przedmioty doskonale pasowały do jej dłoni. Gdy napięła cięciwę, w jej umyśle natychmiast pojawiły się słowa.
- Flare Arrow. – powiedziała cicho, gdy wystrzeliła ognistą strzałę w kierunku oddalonego lasu. Jej cel został osiągnięty. Wysokie drzewo w jednej chwili spłonęło. Co prawda ogień przeniósł się również na okoliczne krzewy, a chciała uzyskać takie zaklęcie, które niszczyłoby tylko jeden cel, ale jak na pierwszy raz była usatysfakcjonowana.
Opanowała podstawy tworzenia nowych zaklęć przy obecnej ilości mocy, jaką miała do dyspozycji i powoli zaczynało ją to nudzić. Miała ochotę przetestować te same czynności przy większej zawartości ognia, jednak wciąż większość jej magii była zapieczętowana.
Westchnęła poirytowana. Teraz miała się odbyć jej kolejna lekcja magii z Zelgadisem, jednak ani nie przypuszczała, aby jej nauczyciel zamierzał się zjawić, ani sama nie była przekonana, czy miała ochotę go widzieć. Z pewnością nie zamierzała z nim współpracować, jak długo Equeshan zamierzał zachowywać jak kretyn.         
Już miała wrócić do optymalizacji Flare Arrow, gdy poczuła niedaleko siebie znajomą obecność.
- Jeżeli wciąż zamierzasz gryźć wszystkich wokół, możemy sobie darować dzisiejsze zajęcia. – powiedziała, nawet się nie odwracając w jego stronę.
- Nie zamierzam. – odpowiedział cicho. – I chyba… – dodał, chociaż ewidentnie było mu niezręcznie. – Jestem ci winien przeprosiny.
Na te słowa Lina odwróciła się lekko zaskoczona. Zelgadis jakoś nie pasował jej do osób, od których można by usłyszeć słowo przepraszam.
Mężczyzna nie patrzył się na nią. Usiadł i opierając się o niedalekie drzewo, utkwił wzrok w zachodzącym słońcu. Lina wyczuła, że mag zamierzał powiedzieć coś jeszcze, więc sama zajęła miejsce przy sąsiednim dębie.
- Powinienem też chyba powiedzieć ci kilka słów o tej osobie. – Zrobił krótką przerwę, po czym zaczął cicho opowiadać. – Niewidomy Czerwony Kapłan Rezo był potężnym czarodziejem. Niektórzy mówili nawet, że dorównywał samemu Lei Magnusowi. Cieszył się powszechnym poważaniem Eques i był uznawany za niezrównanego Strażnika Równowagi. I właśnie ten niesamowity ktoś wprowadzał mnie w świat magii. Moi rodzice mieli niewielki talent magiczny, więc nie wolno im było zamieszkać w Eques. Z drugiej strony ja byłem obdarzony tak silną mocą, że sama moja obecność stanowiła dla nich zagrożenie. W takich okolicznościach spotkałem Czerwonego Kapłana. Szybko trafiłem do krainy Równowagi i rozpocząłem trening na Strażnika. Byłem wtedy taki z siebie dumny. Zostałem w końcu uczniem samego Czerwonego Kapłana. I nawet mi przez myśl nie przeszło, aby mu odmówić, gdy zaproponował mi udział w swoich eksperymentach. Chciał jeszcze zwiększyć moją moc. Nie myślałem wtedy o żadnych konsekwencjach tych słów. Chciałem tylko pomóc swojemu dziadkowi. Tylko to się wtedy dla mnie liczyło.
Lina otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia.
- Zaczekaj, ten cały Rezo… Był twoim dziadkiem?
- Owszem. I uważał, że skoro płynie we mnie jego krew, jestem doskonałym materiałem do eksperymentów. – powiedział Zelgadis, uśmiechając się gorzko. – W rezultacie zaklął mnie w postaci chimery. Połączył ciało człowieka, golema i demona Brau, tworząc ciało teoretycznie o doskonałym powinowactwie do mojej mocy ziemi.
- Teoretycznie? – spytała cicho rudowłosa.
- Teoretycznie. – potwierdził wojownik. – W praktyce naczynie i zaklęta w nim moc zaczęły się zwalczać, co było poza moimi zdolnościami kontroli.  Wpadłem w szał magii… – Nie musiał kończyć myśli, aby Lina mogła sobie wyobrazić, co się mogło stać potem. Pamiętała własną utratę kontroli i swój ówczesny cel, aby zniszczyć wszystko, co się znajduje wokół niej. – Gdy stłumiono tę moc, musiałem się ponownie uczyć kontroli, chociaż i tak przez wiele lat byłem zaklęty w postaci tej bestii. Ale nawet wtedy nie zwątpiłem w mojego mistrza i dziadka. Myślałem, że po prostu popełnił błąd, chociaż później okazało się, że był bardzo zaskoczony, że jednak odzyskałem kontrolę nad mocą i przeżyłem. Koniec Czerwonego Kapłana nadszedł, gdy odszukałem jego tajne laboratorium. Wierz mi, że trudno jest opisać słowami okropieństwa, jakie tam można było znaleźć. Nie ulegało wątpliwości, że Rezo pracował nad czymś, co miało zniszczyć Równowagę. Czerwony Kapłan został postawiony przed sądem Przymierza Równowagi i jednogłośnie został strącony do Ruelzaar a wszelkie jego badania miały zostać zniszczone jako uznane za niezwykle niebezpieczne. Nie trudno jest się pewnie domyśleć, że ja również nie cieszyłem się w tym świetle zaufaniem. Jako uczeń i wnuk kogoś tak niebezpiecznego również mogłem trafić do Ruelzaar. Tylko dzięki wstawiennictwu Phila udało mi się uniknąć tego losu. Dlatego Czerwony Kapłan jest kimś,  z kim nie chcę mieć nic wspólnego… To dla mnie zamknięta historia..
Przez cały czas mówił beznamiętnym głosem, ale czerwonooka wiedziała, że opowiadanie nawet tej okrojonej historii wywoływało u niego dyskomfort. Mogła tylko sobie wyobrażać, jak mroczne obrazy przelatywały mu właśnie przed oczami.     
- Gdyby było tak naprawdę, nie wywoływałby on u ciebie takich emocji. – wtrąciła delikatnie Lina, wciąż obserwując zachód słońca. – Sprawił ci wiele bólu. Na pewno masz prawo go nienawidzić, ale wciąż uważam, że pozostawienie w kącie tamtych badań to błąd. Pomijając fakt, czy on powrócił czy też nie, zrozumienie jego badań może rzucić na całą sprawę zupełnie nowe światło. Nie będę się ciebie pytać, czy wiedziałeś, czym się ten człowiek kierował, ale możliwe jest, że widziałeś tylko jedną stronę barykady.
- Próbujesz go usprawiedliwiać? – W jego tonie pojawiła się niebezpieczna nuta.
- Nie. – Dziewczyna pokręciła głową. – Chcę tylko powiedzieć, że czasem tylko poznanie nawet najgorszej prawdy może ci pozwolić iść naprzód.
- Widziałem wystarczająco, nie muszę wiedzieć nic więcej. – odparł.
- Wątpię. – Spokojnie weszła mu w zdanie. – Myślę, że bardzo długo zadawałeś sobie pytanie, dlaczego on tak postępował i do czego naprawdę dążył, a w pewnym momencie wmówiłeś sobie, że cię to zupełnie nie obchodzi. Rozumiem to, ale w ten sposób nigdy się naprawdę od niego nie uwolnisz. – Już widziała kątem oka, że mistrz ziemi z oburzeniem otwiera usta, jednak zanim zdołał cokolwiek powiedzieć, wzięła głęboki wdech i zaczęła cicho opowiadać. – Moi rodzice byli wybitnymi archeologami… Musieli odkryć coś niebezpiecznego, gdyż zostali zamordowani, kiedy byłam dzieckiem. – Zelgadis zamknął usta. Jeżeli zamierzał cokolwiek powiedzieć, musiał w tym momencie zmienić zdanie. – Moja babcia i siostra zabroniły mi zagłębiać się w tę sprawę, ale nie spocznę dopóki nie odkryję prawdy. Owszem byłoby znacznie łatwiej, gdybym to zostawiła i żyła dalej własnym życiem, ale nie potrafię tak. Muszę poznać prawdę za wszelką cenę. – Na chwilę zamilkła, ale zaraz potem energicznie wstała i uśmiechnęła się. – Dobra, dość tych depresyjnych wynurzeń. Ktoś miał mnie tutaj nauczyć czegoś nowego.   
Zelgadis przez moment przyglądał się bez słowa rudowłosej.
- Myślałem, że po dzisiejszym dniu nie będziesz miała ochoty na jakąkolwiek naukę.
- To źle myślałeś. – odparła z zadziornym uśmieszkiem początkująca czarodziejka.
Wojownik również się uśmiechnął pod nosem i podniósł się.
- Najwidoczniej.
- Chciałabym, abyś odblokował kolejną część mojej mocy. Ciekawa jestem, jak wygląda sprawa tworzenia tych samych zaklęć przy większej dawce mocy. – Czerwonooka przeszła od razu do meritum.
- Nie zapomniałaś przypadkiem, kto tu jest nauczycielem? – spytał rozbawiony mag. – Na to jest chyba trochę za wcześnie. Cieszę się, że czujesz się komfortowo z obecną ilością mocy, ale przy większej ilości mogłabyś zacząć szaleć.
Lina przewróciła oczami.
- No to wtedy chyba będziesz w stanie sobie z tym poradzić, co nie?
- No dobra, ale w razie czego nie będę wysłuchiwał żadnych skarg, jasne?
Lina tylko wystawiła mu język w odpowiedzi.
Mężczyzna westchnął i zawiesił dłoń nad jej głową. Tym razem rudowłosa nie zamykała oczu i obserwowała, jak Zelgadis się skupia na własnej pieczęci. Szybko poczuła uderzenie gorąca, które energicznie rozlało się po całym jej ciele. Lekko zakręciło jej się w głowie, ale natychmiast przymknęła powieki i wyobraziła sobie moc jako strumień energii, nad którym miała całkowitą kontrolę. Do wcześniejszej ilości mocy błyskawicznie się przyzwyczaiła. Teraz nową dawkę energii odczuła jako dodatkowy ciężar. Szybko doszła do wniosku, że aby zlikwidować to odczucie, powinna równomiernie rozłożyć nowe niematerialne obciążenie. Bardzo powoli udało jej się wykonać ten proces i gdy wreszcie otworzyła oczy, miała wrażenie, jakby przebiegła bardzo długi dystans.
- Widzisz? To, że ty się przyzwyczaisz do przepływu mocy, nie oznacza, że przyzwyczai się do niej twój organizm. Manipulacja dodatkową energią pochłania sporo siły. – tłumaczył Strażnik.
- Faktycznie jest to większe obciążenie niż myślałam, ale nie jest źle. Czuję się tylko zmęczona fizycznie, nie czuję żadnego efektu upajania się mocą. – przyznała dziewczyna.
- Zmęczenie fizyczne jest jak najbardziej normalnym objawem. Dopóki moc nie zamracza ci umysłu, nie muszę jej z powrotem pieczętować. Z drugiej strony przez kilka dni możesz czuć się osłabiona, zanim twój organizm się przystosuje do podtrzymywania zwiększonego nurtu. – wyjaśnił mag. – A póki co przejdziemy do magii defensywnej. Chociaż moc żywiołu najlepiej sprawdza się w ataku, można ją również wykorzystać do utworzenia bariery ochronnej.
- Poczekaj chwilę. Zanim przejdziesz do szczegółów tworzenia tych barier, wytłumacz mi jedno. Dlaczego z Filią tak podkreślacie pojęcie mocy żywiołu? To jakaś specjalna forma magii?
Wojownik pokiwał głową.
- Każdy ludzki mag posiada pewną pojemność magiczną, czyli ilość mocy, która przebywa w danym momencie w jego ciele. Podstawowy poziom korzystania z mocy polega na emitowaniu niewielkich wiązek czystej energii, która jeszcze nie przybrała żadnego kształtu. Wyższym stopniem wtajemniczenia jest nadanie surowej mocy jakiejś konkretnej formy. Najczęściej na tym etapie dochodzi do znacznego zróżnicowania charakteru mocy. Na przykład magia Gourry’ego przyjmuje postać miecza. Gourry nie tylko doskonale włada tą bronią, ale jest też w stanie manipulować jego siłą ataku i wieloma innymi parametrami. Potrafi on również zrobić idealny miecz dla każdego. Indywidualnie dobiera takie parametry, aby dany miecz jak najlepiej pasował do nowego właściciela. Najczęściej moc dostosowuje się do właściciela. Mówi się, że najsilniejszą postać, jaką może przybrać magia jest elementarna moc żywiołów. Dlatego byliśmy zaskoczeni z Filią, że twoja moc tak szybko się określiła bez żadnego treningu. Z drugiej strony, jak cię lepiej poznać, to oczywiste, że twoja moc przyjmie formę ognia. Wracając jednak do tematu, moc żywiołów ma swoje wady i zalety. Z jednej strony charakteryzuje się największa siłą, ale zwykle osoba władająca mocą żywiołu nie jest w stanie nauczyć się innego rodzaju magii takiego jak na przykład leczenie. Przeciętny Strażnik zna podstawowe zaklęcia lecznicze obok zaklęć ofensywnych dzięki temu, że jego surowa energia jest bardziej plastyczna w przeciwieństwie do twojej mocy, która uparcie będzie przyjmowała tylko i wyłącznie postać żywiołu.
- A czym jest wobec tego magia tożsamości? Mówiłeś, że będę w stanie opanować ten rodzaj magii.
- Magia tożsamości jest zupełnie inną dziedziną magii jak na przykład teleportacja. Jest to charakterystyczny sposób manipulowania energią a nie jej przekształcania. Zaklęcia tworzysz poprzez manipulację przekształconą energią, natomiast teleportujesz się dzięki zdolności wyczuwania zewnętrznych nurtów mocy. Fakt, że masz moc żywiołu ogranicza twoją zdolność do nadawania nowej formy twojej mocy, ale nie wpływa na zdolność manipulacji mocą, której już została nadana forma. 
Lina słuchała w skupieniu jego wyjaśnień. Gdy skończył wypowiadać ostatnie zdanie, dziewczyna przywołała drobną kulę ognia, który odbijał się wesoło w jej oczach.
- Faktycznie, nie wyobrażam sobie, jakby ta moc miałaby przyjąć inną postać. To by zupełnie nie pasowało. – powiedziała, przyglądając się z uwagą małemu Fire Ballowi.
- Rozumienie istoty własnej mocy jest pierwszym krokiem do magii tożsamości. – wtrącił cicho Zelgadis. – Ale póki co skupmy się na magii defensywnej.
Rudowłosa oderwała wzrok od własnego zaklęcia i spojrzała na swojego nauczyciela.
- Przez to, że posiadasz moc żywiołu, wszystko, co jesteś w stanie przywołać, będzie się opierało na ogniu. Dlatego też twoja bariera ochronna również będzie bazować na ogniu. Musisz też być świadoma, że taka bariera będzie gorzej cię chronić przed atakami wodnymi, ale za to będziesz miała przewagę nad atakami powietrznymi. 
- No, tego się akurat domyślam. – skomentowała, uśmiechając się pod nosem.
- No dobrze, pani mądralińska, pozwól wydostać się części swojej mocy, ale jak tylko moc znajdzie się poza granicami twojego ciała, zawróć ją. Gdy moc zacznie powracać do twojego ciała ponownie pozwól jej się wydostać.
To było bardzo dziwne ćwiczenie. Jej pierwsze lekcja magii polegała na tym, aby powstrzymać falę energii od nagłej emisji, a teraz miała zrobić coś niemalże zupełnie przeciwnego. Tym razem jednak nie musiała sobie wyobrażać mocy jako płynącego nurtu. Powoli wypuściła część mocy. Nie stanowiło to dla niej trudności. Tak jej się przynajmniej na początku wydawało. Okazało się, że jednak rozpieczętowanie kolejnej dawki energii zakłóciło jej zdolność manipulacji, w rezultacie czego wypuszczona porcja magii przyjęła postać fali uderzeniowej. Lina usłyszała tylko, jak coś się gwałtownie od czegoś odbija i dopiero, gdy wszystko się uspokoiło, zauważyła, że Zelgadis przywołał własną barierę ochronną, która przyjęła postać zielonej bańki. Najwidoczniej wojownik musiał odeprzeć jej nieumyślny atak przy pomocy własnej magicznej tarczy.   
- Naprawdę byłoby ci łatwiej bez dodatkowej mocy. – powiedział nieco rozbawiony mag, gdy cofnął swoje zaklęcie.
- Odczep się. – odparła uparcie Lina i ponownie skupiła się na instrukcji swojego mentora.
Po chwili obok czerwonookiej pojawiła się nierówna czerwona ściana.
- Dobrze. – przyznał Zelgadis. – Ale, aby to zaklęcie przydało ci się w życiu, bariera musi mieć kształt idealnej bańki. Wtedy jej wytrzymałość jest największa, nie wspominając już o kształcie, który całkowicie ciebie osłania.
Rudowłosa pokiwała głową, ale nie mogła nic odpowiedzieć, gdyż była zajęta łapaniem oddechu. 
- Chyba kończymy na dzisiaj. – podsumował Zelgadis.
- Ile ty tej mocy uwolniłeś? – spytała podejrzliwie Lina. Coś jej się tutaj nie zgadzało. Spodziewała się, że przy dwóch czy trzech promilach uwolnionej mocy może być ciężej. Ale to zmęczenie, które odczuwała w tym momencie, to już była przesada.
Mężczyzna uśmiechnął się wrednie.
- Trochę więcej niż myślałaś na początku.
- To znaczy?
- Dziesięć razy więcej w porównaniu do pierwszej dawki mocy.
- Najpierw byłeś przeciwny uwalnianiu jakiejkolwiek kolejnej dawki, a potem odblokowałeś dziesięciokrotność tej mocy? – spytała z wyrzutem czerwonooka.
- Uwolniłem najmniejszą dawkę, przy której nie zaczęłabyś wpadać w szał magii. Chcę, abyś bardzo dokładnie zapamiętała ten stan. W chwili obecnej nie ma takiego zagrożenia, ale podobnie można się czuć, jak się przesadzi z używaniem mocy. Ciągła manipulacja energią jest ogromnym obciążeniem dla organizmu. Bez względu na to, jaką łatwość i frajdę będzie ci sprawiało korzystanie z mocy, nie możesz zapomnieć o tym, że możesz znacznie nadwerężyć własny organizm, gdy przesadzisz. A gdy nie będziesz miała fizycznej siły, aby zapanować nad mocą, również możesz wpaść w szał magii.
- Nie mogłeś mi o tym po prostu powiedzieć? – W jej głosie pobrzmiewała pretensja.
- Jak odczujesz coś na własnej skórze, lepiej zapamiętasz, czym to pachnie. A ty i tak byś mnie nie posłuchała, tylko byś eksperymentowała, ile wlezie. Więc potraktuj to jako moje pójście na kompromis. – oznajmił z zadowoleniem mag, nie przejmując się nieco groźnym spojrzeniem rudowłosej.
Dziewczyna milczała przez chwilę, po czym powoli się uśmiechnęła złowieszczo.
- Fire Ball!!!

***

Kapłanka Ceiphieda nie mogła tej nocy zasnąć. Wydarzenia minionego dnia stały się źródłem tak niespokojnego natłoku myśli, że przewracała się tylko z boku na bok, nie mogąc zmrużyć oka. Powrót Czerwonego Kapłana boleśnie przypominał jej o tym, co stało się siedem lat wcześniej. O sytuacji, która miała zdecydowany wpływ na całe jej życie. W końcu właśnie wtedy utraciła jednego bliskiego mężczyznę i jednocześnie zakorzenił się w jej sercu perfidny Demon o przeraźliwych fioletowych oczach…
Dokładnie siedem lat temu magicznym światem wstrząsnęła wiadomość o zdradzie sławetnego Rezo. Dla niej jednak ten temat był wtedy zupełnie nieistotny. Nie w momencie, gdy jej rodzony brat został oskarżony o zdradę Równowagi.
Valgaarv i Filia Ul Copt zawsze stanowili niezwykle zżyte rodzeństwo. Obydwoje wykazywali ponadprzeciętne zdolności w zakresie magii, przez co szybko zostali zauważeni i przydzielono im wybitnych mentorów. Smoczycę spotkał zaszczyt bycia uczoną przez samego Milgazię Ragradia, z kolei drugi Ryozoku trafił do Armace’a, potężnego kapłana Ceiphieda z wymiaru Overworld. Od chwili rozpoczęcia szkolenia ich drogi się rozeszły i widywali się o wiele rzadziej jako, że trening wraz ze wzrostem stopnia zaawansowania wymagał od nich coraz więcej zaangażowania. Blondynka na samym początku nie znosiła tego dobrze. Przyzwyczaiła się do długich rozmów ze swoim młodszym bratem, w których zawsze albo debatowali nad przyszłością Eques, jak powinna się zmienić kraina Równowagi, albo zwyczajnie dokuczali sobie wzajemnie. Oddzielne szkolenie wymogło niestety zmiany na ich codzienności, co doprowadziło w rezultacie do przykrego dla niebieskookiej pogorszenia ich relacji. Na początku Filia nie zwracała na to uwagi, ale jednak po pewnym czasie musiała przyznać, że coś się z Valgaarvem działo. Powoli przestawała być jego powierniczką i przyjaciółką. Nawet jak się spotykali, mężczyzna zachowywał się sztywno i oficjalnie. Blondynka martwiła się tym, ale wtedy nawet przez myśl by jej nie przeszło, że jej jedyny brat złamie święte prawo.
Właśnie w tym okresie poznała Xellossa Metallium. Jak tylko go ujrzała, doszła do wniosku, że akurat ten osobnik był najperfidniejszym przedstawicielem rodu Demonów, jaki istniał we wszystkich dwunastu wymiarach. Błyskawicznie uznała go za wrednego i bezczelnego manipulatora, chociaż źródło niesamowitej dumy stanowił dla niej fakt, że udało jej się wyprowadzić cynicznego Mazoku z równowagi już przy pierwszym spotkaniu, określając fioletowowłosego wdzięcznym terminem „namagomi”, będącym niezwykle wyszukanym przekleństwem. Pogratulował jej tego później sam Milgazia, któremu wtedy Filia towarzyszyła na spotkaniu z Zellas Metallium, potężnej Mazoku pełniącej funkcję zarówno Shyllien jak i Xullan świata Wolf Pack Island, co świadczyło o jej niewyobrażalnej sile. Doświadczenie tak obezwładniającej obecności nie wpłynęło na niebieskooką zbyt dobrze. Zawsze przebywanie słabszego Smoka w towarzystwie wroga o tak intensywnej aurze, kończyło się pewnym rozstrojeniem mocy. Z tego względu młoda kobieta czuła się dosyć niestabilnie, co zostało zwielokrotnione przez rozmowę z niewiele mniej niepokojącym fioletowowłosym. Dlatego ogromną satysfakcję przyniosła jej reakcja Tajemniczego Kapłana na wyszukany pseudonim. Jednak zanim zadowolona z siebie Ryozoku opuściła nieprzyjemne dla niej towarzystwo, Xelloss wypowiedział słowa, które od tamtego momentu zaczęły ją stale prześladować.

***

- To ty jesteś siostrą Valgaarva Ul Copt?
- Owszem, ale co ci do tego?
- Kiedy ostatnio widziałaś się z bratem?
Natychmiast poczuła, jak coś jej się nieprzyjemnie przewraca w żołądku.
- Jakiś miesiąc temu. Czy coś mu się stało? – spytała zaniepokojona, błyskawicznie zapominając o tym,  jak bardzo irytował ją ten Mazoku.
W tym momencie Demon po raz pierwszy lekko uchylił powieki. Zadrżała, gdy dostrzegła kryjącą się w nich grozę. Wtedy po raz pierwszy uświadomiła sobie, że to nie jest zwyczajny przedstawiciel swojej rasy.
- W sumie to ja chciałem zadać ci to pytanie. Dostajemy niepokojące raporty z Overworld. Równowaga tam została zachwiana. I mamy podstawy przypuszczać ze stoi za tym między innymi Valgaarv Ul Copt.
- To kłamstwo. – odparła bez chwili wahania. Coś w jej bracie uległo zmianie, ale nigdy by nie uwierzyła, że jej miałby pogwałcić zasadę Równowagi. – Zresztą wymiar Overworld jest pod opieką Ceiphieda, nie macie prawa infiltrować tego świata! Jak zawsze wy Mazoku chcecie tylko wszędzie zaprowadzić chaos!
- W tym temacie mylisz się, Filio. – wtrącił nagle jej mentor, który dotychczas tylko się przyglądał do niedawna zabawnej konwersacji jego podopiecznej i Demona. – Gdy Równowaga jest w niebezpieczeństwie, nie jest ważne czy jesteśmy ludźmi, Mazoku czy Ryozoku.
Blondynka spojrzała na swojego nauczyciela z przerażeniem w oczach.
- Wiedział pan o tym wcześniej? I nic mi pan nie powiedział? – W jej głosie pojawiła się pretensja. – Nie, to jest jakaś pomyłka. – dodała po chwili szeptem i natychmiast się teleportowała. Musiała się spotkać z Valgaarvem osobiście. W ten sposób będzie mogła udowodnić panu Milgazii i temu przeklętemu Demonowi, że się mylą.

***

Już wtedy jednak podświadomie wiedziała, że gdy spotka się ze swoim bratem, ujrzy zupełnie obcego jej Smoka. Dotychczas nie pozwalała sobie, aby te drobne zmiany ją niepokoiły. Wmawiała sobie, że jak zakończą szkolenie i ponownie zamieszkają w tym samym wymiarze, odbudują swoją relację. Prawda była jednak taka, że Ryozoku stawał się coraz bardziej zamknięty w sobie, traktując świat z przygnębiającą obojętnością. Nie miała pojęcia, co przyczyniło się do tej przemiany i już wtedy zaczynała sobie wyrzucać, że przez własne tchórzostwo mogła doprowadzić do utraty swojego brata, jedynej rodziny, jaką posiadała.
Osoby wyjątkowo czułe na nurty Eques, błyskawicznie wyczuwały jednostki, łamiące zasadę Równowagi. Sposobem pogwałcenia świętego prawa świata magii było świadome zakłócanie jego wewnętrznych prądów, czyli takie korzystanie z własnej mocy, które nie współgrało z naturalnym przepływem energii w Eques. Jednak za największą zbrodnię uważano zabicie innego Strażnika. Taki akt, poza okrucieństwem wynikającym z odebrania drugiej osobie życia, drastycznie wpływał na utrzymanie Równowagi.
Teleportacja międzywymiarowa pochłaniała wiele mocy, ale nie powstrzymało to jej przed przeniesieniem się do miejsca, gdzie miał przebywać Valgaarv w Overworld. Jak tylko się zjawiła na pałacowym ganku, wiedziała, że zdarzyło się tutaj coś złego. Pulsujące nieprzyjemnie nurty energetyczne już na wstępie ostrzegały Smoczycę, że musi się mieć na baczności.   

***

- Val? – zawołała.
Wszechogarniająca cisza wydawała jej się o wiele bardziej złowieszcza od jakiegokolwiek krzyku.
- Val?! – krzyknęła głośniej.
Po chwili usłyszała cichy stukot butów o kamienną podłogę. Gdy się odwróciła w tamtym kierunku, miała przez chwilę nadzieję, że wzrok ją zawodzi.
- Filia? Co ty tutaj robisz? – spytał zachrypniętym głosem morskowłosy mężczyzna o złotych tęczówkach. Czerwone plamy na jego białych spodniach można było wytłumaczyć tylko w jeden sposób.
- Val… Co ty zrobiłeś? – odpowiedziała pytaniem roztrzęsiona Ryozoku. To miejsce zostało tak przeniknięte zapachem śmierci, że nie było wątpliwości, że popełniona zbrodnia musiała się wydarzyć jakiś czas temu. Ale skoro tak, to czemu nikt nie pojawił się tutaj wcześniej?
Gdy dokładniej rozejrzała się po pomieszczeniu, doszła do wniosku, że się pomyliła. Wiele osób przybyło tutaj wcześniej… Jednak wszystkie leżały martwe… Z ich już rozkładających się ciał wydobywała się czarna para, co uniemożliwiało natychmiastowe rozpoznanie zwłok. 
- Musiałem to zrobić. – odezwał się mężczyzna donośniejszym głosem. – Równowaga jest kłamstwem. Oni wszyscy nas okłamują. Nie mają prawa ukrywać przed nami prawdy.
- O czym ty mówisz? – Szok coraz bardziej ją paraliżował. Tak bardzo chciała uwierzyć, że to nie była prawda. – Jak możesz w jakikolwiek sposób się usprawiedliwiać? Zabiłeś innych Strażników! Nic tego nie wytłumaczy!
Jej brat milczał przez chwilę, a jego spojrzenie stało się jeszcze chłodniejsze.
- Wiedziałem, że nie zrozumiesz. Ja nie zamierzam żyć w niewiedzy i nikt mnie przed tym nie powstrzyma. Nawet ty. – Wyciągnął przed siebie dłoń, w której pojawiła się kula mrocznej energii.
- Nie wydaje mi się. – Nagle odezwał się nowy męski głos.
Filia odwróciła głowę i ujrzała za sobą Xellossa Metallium, który stał, trzymając w zaciśniętej dłoni laskę i obserwując Smoka zimnymi fioletowymi oczami.
- Nadszedł koniec twojej zabawy, chłopczyku. – powiedział chłodno Demon.
- Niedoczekanie twoje! – krzyknął Valgaarv i rzucił w Mazoku świetlistą sferą.
Wystarczyło tylko, że fioletowowłosy podniósł dłoń i nie tylko mroczna energia błyskawicznie uległa rozproszeniu, ale również złotooki na skutek zderzenia z falą potężnej energii uderzył boleśnie o mur, natychmiast tracąc przytomność.   
- Zaczekaj! Co ty wyprawiasz?! – spytała z pretensją Filia, spoglądając groźnie na Demona.
- To chyba oczywiste. – odparł beznamiętnym tonem. – Twój brat zamordował swojego mistrza Armace’a oraz wszystkich Strażników, którzy próbowali go powstrzymać. Jawnie pogwałcił zasadę Równowagi i zostanie postawiony przed sądem Przymierza Równowagi.
Smoczyca poczuła, że robi jej się słabo.
- Wszystkich Strażników, którzy próbowali go powstrzymać…  – powtórzyła i wtedy wszystko stało się dla niej jasne. – To dlatego mi teraz o tym powiedziałeś. Wiedziałeś, że natychmiast będę chciała udowodnić, że się mylisz… I miałeś nadzieję, że przez to, że jestem jego siostrą, sprawi, że się chociaż na chwilę zawaha, co ułatwiłoby ci zastawienie pułapki, tak?
- Zgadza się. – Nawet nie próbował zaprzeczać.
- Nawet nie próbowałeś mi powiedzieć prawdy… Bezczelnie mnie wykorzystałeś, aby osiągnąć swój cel. – Zaczęła się trząść ze złości. Miała w głowie tak niesamowity mętlik, że gdy pojawił się w jej umyśle gniew, chwyciła się go jak tonący brzytwy. W ten sposób mogła chociaż na chwilę oddalić od siebie wizję jej jedynego brata, który popełnił największą możliwą zbrodnię. 
Xelloss zwrócił wtedy na nią swoje lodowate spojrzenie.
- Wybrałem po prostu sposób, aby najszybciej obezwładnić niebezpiecznego przeciwnika. I przypominam ci, że przede wszystkim jesteś Strażniczką i twoim obowiązkiem jest służyć Równowadze. – odpowiedział chłodno, po czym owinął swoją mroczną mocą bezwładne ciało Valgaarva i zniknął, zostawiając roztrzęsioną Ryozoku samą.


***

Czas przed procesem Valgaarva był dla Filii najgorszym okresem w życiu. Robiła, co w jej mocy, aby zobaczyć się z bratem przed rozprawą. W wyniku działania jej temperamentu wiele budynków wyleciało w powietrze, kilku Strażników odniosło niegroźne obrażenia, lecz nie uzyskała pozwolenia na spotkanie z rodzeństwem. Młodszy Ul Copt został uznany za niezwykle groźnego dla otoczenia, przez co szczytem uległości dla władz było pozwolenie blondynce na wzięcie udziału w zebraniu Przymierza Równowagi. W międzyczasie Ryozoku wielokrotnie widywała Xellossa. Mijała go, nie zaszczycając mężczyzny nawet spojrzeniem. Wtedy najłatwiej jej było zrzucić całą winę na Demona, robiąc z niego główny obiekt jej nienawiści. Czuła się lepiej, obdarzając go w myślach całą masą wyzwisk, chociaż dobrze wiedziała, że nie mógł inaczej postąpić. Musiała stawić czoła prawdzie, że jej brat był mordercą, zdrajcą Równowagi. Tylko, że wtedy nie miała siły zachowywać się jak prawdziwa Strażniczka…
Samą rozprawę zgodnie z oczekiwaniami trudno było nazwać procesem. Wina Valgaarva nie wzbudzała żadnych wątpliwości i młody Ryozoku jednogłośnie został skazany na wygnanie do Ruelzaar. Gdy Filia usłyszała wyrok, wszystko zabrzmiało dla niej jak kiepski żart. W jej głowie pojawiła się pustka. Nie miała siły stać ani krzyczeć. Siedziała, półprzytomnie wpatrując się w wykrzykującego brata. Przez cały czas miała nadzieję, że nagle ktoś znajdzie przyczynę tego szaleństwa, że to wszystko okaże się nieprawdą. Jednak nic takiego się nie stało. Smok został pochwycony przez dwójkę potężnych Equeshan, którzy zaprowadzili go do ogromnego marmurowego budynku pozbawionego dachu i okalającego obezwładniający nurt mrocznej energii będący jednostronnym wejściem do trzynastego wymiaru. Przy wykonywaniu egzekucji mogli być obecni jedynie Strażnicy strzegący więzienia w krainie Równowagi, członkowie elitarnego oddziału Equeshan, więc tam Filia już nie miała wstępu. Zdała sobie sprawę z faktu, że widzi Valgaarva po raz ostatni przed śmiercią w momencie, gdy mężczyzna stanął tuż przed olbrzymimi wrotami. To było wręcz nienaturalne, jak szybko jej odrętwienie ustąpiło fali rozpaczy. Gdy wielkie drzwi się zamknęły, dotarło do niej, że już nigdy nie zobaczy brata i pomimo całej swojej mocy nie mogła w żaden sposób na to wpłynąć. Nigdy wcześniej i nigdy później nie płakała tak jak wtedy. Pozostawała głucha na wszelkie próby pocieszenia. Nie rozpoznawała głosów, nie rozróżniała słów. Zanurzała się w beznadziei i zwątpieniu. Jak mogło dojść do czegoś takiego? Jak ustrój Eques mógł doprowadzić do czegoś takiego?
Dużo później, chociaż wtedy zupełnie nie była świadoma upływającego czasu, pojawiła się w jej głowie nieustępliwa myśl. Musiała raz jeszcze porozmawiać z bratem. Bez względu na wszystko. Nawet jeśli oznaczało to otwarcie bram Ruelzaar…
Wtedy nie uważała tego pomysłu za absurdalny. Stanowił on dla niej jedyne źródło nadziei na odnalezienie jakiegokolwiek sensu w życiu. Nie myślała o żadnych konsekwencjach, gdy zjawiła się przed tymi samymi wrotami, w których kilka dni wcześniej zniknął Valgaarv. Wystarczyło po prostu wyzwolić odpowiednią ilość mocy, aby wysadzić te drzwi powietrze. Nic więcej… Już kumulowała moc… Już prawie wysłała ją w stronę bramy oddzielającej ją od jej jedynej rodziny… Kiedy ponownie pojawił się przed nią on…

***

- Wybierasz dosyć dziwne miejsce na spacer. – Jego głos brzmiał jak zawsze. Irytująco. A mimo wszystko były to pierwsze słowa, na jakie zareagowała od rozprawy Valgaarva. Może z tego prostego względu, że nie zawierały w sobie ani współczucia ani zrozumienia, co przypominało o resztkach jej codzienności sprzed szaleństwa brata?
- Zejdź mi z drogi. – powiedziała zachrypniętym od płaczu głosem. Jej słowa nie zabrzmiały złowieszczo. Wyrażały większy smutek aniżeli groźbę.
Mazoku zrobił kilka kroków w jej stronę.
- A jeśli tego nie zrobię? – spytał.
- To cię do tego zmuszę. – Podniosła na niego swój półprzytomny od rozpaczy wzrok. Zaczęła ją otaczać potężna aura światła Ceiphieda. Niejeden Mazoku, widząc taką moc, błyskawicznie by się wycofał. Jednak ten Demon, tak jak poprzednim razem, jedynie podniósł dłoń.
Cała energia, jaką skupiła, w jednej chwili uległa rozproszeniu. Młoda kobieta w szoku patrzyła się na fioletowowłosego. Rozbicie jej mocy zabrało mu mniej niż sekundę, jednak nie to ją wprawiło w zdumienie. Nie rozumiała, dlaczego on tu się pojawił, ani co było jego prawdziwym zamiarem.
- Zostaw mnie w spokoju. – powiedziała cicho.
Mazoku nie odpowiedział, tylko zrobił kilka kolejnych kroków w jej stronę.
- Zostaw mnie w spokoju! – powtórzyła, krzycząc. Jego obecność przygniatała ją. Stawała się dla niej wręcz nie do zniesienia. Opadła na kolana i zaczęła łkać. Przez łzy zobaczyła, że Xelloss kuca tuż przed nią. Minęło kilka chwil, zanim uchylił lekko powieki i zaczął przemawiać bezlitosnym tonem o ironicznym zabarwieniu.
- Jeżeli naprawdę uważasz, że to jest lepsze wyjście, mogę cię przy pomocy jednego pstryknięcia wysłać z powrotem do twojego ukochanego Ceiphieda. Twój brat, za którym tak rozpaczasz, nawet przez chwilę się nie zawahał przed zadaniem ci śmiertelnego ciosu. Jakby zobaczył to, co zamierzasz zrobić, z pewnością by się niezwykle wzruszył.         
Te słowa bardzo szybko do niej dotarły. Ich sens wbijał się w nią niczym ostrze, ale jednocześnie powoli zaczęło do niej dochodzić, co tak naprawdę się stało kilka dób temu.
- Jaka jest twoja decyzja? – spytał Mazoku, patrząc jej prosto w oczy. – Czy chcesz dzisiaj umrzeć?
W jego zimnych, fioletowych tęczówkach ujrzała śmierć, a przynajmniej wszystko, czym byłoby jej zjednoczenie z Ceiphiedem tego dnia. Ból. Samotność. Ciemność.
Wtedy zrozumiała, że to nie było to, czego pragnęła. Ogarnął ją strach. Zaczęła się cała trząść i kręcić głową.
Czy to nie paradoks, że lęk przed śmiercią był tym, co przywróciło jej chęć do życia?
Xelloss, przyjmując jej gest jako zaprzeczenie, wyciszył swoją energię, dzięki czemu Filia zdołała się trochę uspokoić. Czuła się taka zmęczona… I spragniona czyjegoś ciepła… A on był tak blisko… Bez zastanowienia oparła głowę o jego klatkę piersiową. W tym momencie nie miało dla niej znaczenia, że to naturalny wróg jej rasy, osobnik o takiej mocy, że byłby w stanie ją zabić w jednej chwili. Chciała tylko na moment znaleźć pocieszenie w postaci kontaktu z kimś, kto rozumiał ją lepiej niż ona sama.
Później z ogromnym zaskoczeniem wspominała fakt, że Mazoku nie odsunął się. Że ten jeden raz nie wypowiedział ani jednego złośliwego słowa, pozwalając jej ukoić ból.


***

Po tej sytuacji Filia została przydzielona do oddziału Zelgadisa Greywordsa, potężnego, lecz zamkniętego w sobie siedemnastoletniego wnuka Czerwonego Kapłana Rezo. Obydwoje wiedzieli, jak wygląda życie osoby powiązanej z kimś, kto został zesłany do Ruelzaar, więc szybko pojawiło się między nimi zrozumienie, zmieniając się w przyjaźń o solidnych fundamentach zaufania. Jednak Smoczyca nie była w stanie zapomnieć o fioletowowłosym Mazoku. Nie mogła sobie wybaczyć, że pozwoliła sobie mieć tak ogromny dług wobec wroga. Z przerażeniem doszła do wniosku, że będzie zmuszona regularnie widywać się z Mazoku z racji ich funkcji. Była przekonana, że Demon w jakiś sposób wykorzysta swoją wiedzę o jej chwili słabości, jednak stało się coś zupełnie odwrotnego. Xelloss z zamiłowaniem się z niej nabijał, doprowadzał do szewskiej pasji oraz manipulował nią przy każdej okazji. Ale nigdy nie wspomniał słowem o tamtej sytuacji. Ryozoku nie rozumiała jego motywów, a Tajemniczy Kapłan był ostatnią osobą, która odpowiedziałaby wprost na postawionej jej pytanie. Stopniowo kapłanka Ceiphieda nauczyła się jego sposobu bycia i przestała skupiać się na tych wątpliwościach. Przyjęła, że Mazoku po prostu stał się najbardziej irytującą częścią jej świata i jedyną rzeczą, którą ją przerażała, była pogłębiająca się świadomość, że wbrew wszelkim zakazom zaczyna czuć do swojego naturalnego wroga coś więcej.

***

- Pamiętajcie, że Bóg kocha każdego z was. On wszystko wam wybaczy. I wy również powinniście postępować na jego wzór i wybaczać swoim nieprzyjaciołom. Fundamentem szczęśliwego życia jest wybaczenie. Tylko wtedy zaznacie spokoju w sercu i odczujecie działanie Jego łaski. – głosił z ambony w pięknym, ascetycznym kościele starszy kapłan o długich białych włosach i żywych zielonych oczach. – Idźcie więc moje owieczki i czyńcie na świecie dobro! – żegnał w duchowym uniesieniu licznych wiernych.
Świątynia pustoszała niezwykle powoli. Wiele osób pragnęło zaczerpnąć rady u szanowanego duchownego lub przynajmniej wyrazić swoją wdzięczność. Kleryk słuchał uważnie wszystkich pragnących skorzystać z jego pomocy, jednak gdy w budynku pozostała tylko jedna kobieta skrywająca twarz za ogromnym beżowym kapeluszem, ksiądz porzucił swój dobrotliwy wyraz twarzy, spoglądając na ostatniego gościa.
- Moja droga, wyglądasz po prostu olśniewająco. – Uśmiechnął się czarująco.
- Jak zawsze mi schlebiasz, Guesh. – odpowiedziała radosnym głosem, obdarzając mężczyznę rozbawionym spojrzeniem jasnobrązowych oczu. – Ale ja sama nie mogę wyjść z podziwu, jak pięknie potrafisz mówić o wybaczeniu, chociaż jesteś chyba ostatnią osobą na tym świecie, która by się podpisała pod tymi słowami.
- Moja droga Elsevien, zgadzam się z każdym wypowiedzianym przez siebie słowem. Wybaczanie to piękna i ważna rzecz.  – rzekł, wyciągając z kieszeni spodni papierosa. – Po prostu. – Zapalił go i wsadził do ust. – Są rzeczy, których na tym świecie wybaczyć się nie da. I każda osoba, która doświadczy takiej rzeczy, ma prawo do zadośćuczynienia. – Wydmuchał dym. –  To wszystko.
- Zdumiewająco prosta filozofia. – Kobieta bawiła się rąbkiem swojej czerwonej sukienki. – Ale również niezwykle prawdziwa.
Mężczyzna zmierzył ją przenikliwym wzrokiem.
- Doskonale wiesz, co powiedzieć, aby się komuś przypodobać, moja droga. Czy podobnie idzie ci w sprawie Szarego Wilka?
Elsevien ze stoickim spokojem spojrzała na swojego rozmówcę.
- To delikatna sprawa. Ale konsekwentnie porusza się naprzód, chociaż nie powiem, że nie pojawiły się pewne przeszkody.
- Jakie na przykład?
- Moja obecność została zauważona przez Xellossa Metallium.
Guesh zmarszczył brwi.
- To chyba nie jest pomyślna wieść.
- Wbrew pozorom może mieć to swoje dobre strony. Gdy dowiedział się o mnie Xelloss, dowie się o mnie również Szary Wilk. – odpowiedziała wesoło brązowowłosa.
- I jak to niby ma pozytywnie wpłynąć na nasz plan? – spytał z delikatnym powątpiewaniem w głosie.   
- Przerażającą cechą Szarego Wilka jest jego zdolność do chłodnej analizy sytuacji bez względu na okoliczności. Tam gdzie większość się gubi, on potrafi podjąć najlepszą decyzję. Są jednak tematy mogące go wytrącić z równowagi. I takim tematem jestem między innymi ja. – W jej tonie pojawił się element satysfakcji.
- Z całym szacunkiem, ale nie przeceniasz się przypadkiem w tym temacie?
- Wątpię. – odparła krótko.
Kapłan ponownie się zaciągnął gęstym dymem.
- No cóż. W sumie Czerwony Pan ma podobna strategię.
- Co masz na myśli? – Na jej twarzy pojawił się wyraz szczerego zainteresowania.
Guesh uśmiechnął się złowieszczo.
- Pokaże tym nadętym Equeshan, że to, co uważali za niemożliwe, jest jak najbardziej możliwe. A potem będzie patrzeć, jak ci głupcy pomimo całej swojej mocy nie będą w stanie nic poradzić na fakt, że ich czas już wkrótce dobiegnie końca.


Led through the mist by the milk-light of moon. All that was lost is revealed
Our long bygone burdens, mere echoes of the spring. But where have we come, and where shall we end?
If dreams can't come true, then why not pretend?

Offline

 

#116 2013-04-17 20:27:42

Guenh

Lord Mazoku

Zarejestrowany: 2011-05-23
Posty: 545
Punktów :   

Re: Rezonans

O JA O JA CZYTAM

Offline

 

#117 2013-04-18 13:40:12

 Meitsa

Lord Mazoku

Skąd: Scotland/Poland
Zarejestrowany: 2011-05-24
Posty: 2281
Punktów :   
WWW

Re: Rezonans

Czytanie takiej ściany tekstu kiedy usypia sie na stojaco nie jest dobrym pomysłem, ale dałam radę i miałam bajkę na dobranoc fakt, przeklinalam "ile jeszcze?!" ale to tylko moja wina, ze zaczęłam czytać w takim stanie, a sama narzekalam, ze rozdziały są krótkie Kiedy jestem wyspana, mówię ze to plus i morda mi sie cieszy
Widać, ze jesteś potteromaniaczka, fajnie wyjasniasz prawa jakimi rządzi sie magia. Przywyklismy, ze w książkach fantasy mamy jakieś czary, latanie itp. ale mało kiedy ktos sie skupia nad fizyka zjawiska, a to jednak ważne, bo sprawia, ze świat przedstawiony jest bardziej realny, namacalny. Plus.
Od początku dziwilo mnie dlaczego Lina tak wierci dziurę w brzuchu Zela, dlaczego aż tak bardzo była pewna swoich racji wobec niego, teraz w koncu sie wyjaśniło, ze cos ich łączy i na swoim przykładzie widziała cos czego on nie widział.
Plus za wplecenie w odpowiednim momencie historii Filii, jeżeli Zel cos wspomina, Lina cos napomknela to czemu nie Filia? Ciekawi mnie czy będzie jakiś moment od strony Xellosa gdzie odrobine naprowadzi czytelnika o co mu chodzi z Filia
Jestem ciekawa o co tak naprawdę chodzi tym, którzy sprzeciwili sie Rownowadze. Bo, ze cos jest nie tak to pewne, ale jeszcze za mało wskazówek by cos wysnuć. Czekam na dalsze chaptery


Nadworny zboczeniec forumowy <3

Offline

 

#118 2013-04-19 14:15:54

 Rinsey

Kapłan Mazoku

Zarejestrowany: 2011-08-23
Posty: 265
Punktów :   

Re: Rezonans

To naprawdę Cię podziwiam, że chciało Ci się tak późno to czytać ^^', bo faktycznie postacie nieco mi się rozgadały ^^'. Cieszę się też, że moje wykłady magiczne nie są usypiające Lubię, jak w książkach zjawisko magii jest tłumaczone, zawsze pochłaniam rozdziały poświęcone lekcjom magii i stąd się to tutaj znalazło. To chyba takie pozostałości z dzieciństwa, że zawsze chciałam być czarodziejką ^^
Będę się starać wyjaśnić większość głównych wątków, więc moment od Xellosa będzie, ale dużo później, gdyż raczej ich watek będę przedstawiać z perspektywy Filii jako, że jest to druga co do ważności postać, z perspektywy której prowadzę narrację... No chyba, że najdzie mnie ochota na eksperymenty
Powiem szczerze, ze już nie mogę się doczekać, jak będę mogła napisać, o co chodzi przeciwnikom Równowagi. Chociaż to też nastąpi trochę później. Następny rozdział wrzucę, jak będę mogła, ale tym razem minie trochę więcej czasu, bo muszę się brać za magisterkę W sumie, gdybym z Rezonansu chciała zrobić pracę dyplomową, to już bym miała odpowiednią objętość, ale niestety chyba mi się to nie uda ;p


Led through the mist by the milk-light of moon. All that was lost is revealed
Our long bygone burdens, mere echoes of the spring. But where have we come, and where shall we end?
If dreams can't come true, then why not pretend?

Offline

 

#119 2013-05-31 13:26:33

 Rinsey

Kapłan Mazoku

Zarejestrowany: 2011-08-23
Posty: 265
Punktów :   

Re: Rezonans

Ponownie jest to stan surowy, więc błędy mogą wyskakiwać z ekranu i smyrać was po nosie ;D

Rozdział 6
Przed burzą

Zrodzone z mroku Mazoku od zawsze stanowiły całkowite przeciwieństwo żyjących w świetle Smoków. Jednak obie rasy, chociaż władały znaczcie potężniejszą mocą od przeciętnego człowieka bazującą na elementarnej sile stwórczej, były po części uzależnione od ludzi. Pogrążone w konflikcie Ryozoku i Demony sięgały po wszelkie sposoby zwiększenia swojej siły, a jeden z nich stanowiło karmienie się emocjami. Negatywne odczucia doprowadzały podwładnych Shabranigdo do nieokiełznanej euforii. Dzieci Ceiphieda natomiast wzmacniały się pozytywnymi wrażeniami słabszych od siebie istot. Co prawda, za najbardziej wyrafinowany przysmak Mazoku uważały cierpienie swojego naturalnego wroga, lecz to właśnie ludzie ze względu na znacznie większą liczebność decydowali często o zwycięstwie w licznych pomniejszych potyczkach jako źródło dodatkowej energii.         
Od momentu, kiedy oddano pieczę nad światem magii Strażnikom i zostało zabronione odbieranie życia przeciwnikowi, walka pomiędzy potomkami dwóch tytanów przybrała inną postać. Mazoku przyczyniały się do szerzenia chaosu, a Ryozoku starały się za wszelką cenę temu przeciwdziałać, zaprowadzając gdzie tylko mogły ład i porządek. W każdym z dwunastu światów mieszkali przedstawiciele wszystkich trzech ras i w zależności od tego, która z sił osiągała przewagę, tak też kształtował się nowy wymiar. I chociaż teoretycznie na chwilę obecną uniwersa zostały po równo podzielone pomiędzy wpływy Shabranigdo i Ceiphieda, wcale nie oznaczało to, że taki porządek miał się utrzymywać wiecznie.
Wraz z upływem czasu coraz więcej rodziło się obdarzonych potężną mocą ludzi. Częściej też zdarzały się przypadki wnikania Ayn w postaci spadających gwiazd w jednostki zupełnie nie wtajemniczone w magię. I zarówno Smoki jak i Mazoku musiały zacząć się liczyć ze stale wzrastającym potencjałem trzeciej, dotąd zdecydowanie słabszej, rasy. Wszechświat stale się zmieniał niczym koryto dziko płynącej rzeki. Najmądrzejsi przedstawiciele Demonów i Ryozoku dobrze wiedzieli, że jeżeli chcieli wciąż płynąć wraz z tym nurtem, musieli umieć się przystosować do nowych realiów.
Xelloss Metallium od zawsze wykazywał doskonałe zdolności adaptacyjne. Znacznie lepiej niż osoby z jego otoczenia rozumiał zachodzące tuż przed jego oczami procesy i postępował według tylko sobie znanego kodeksu. Jedyną istotą mogącą go powstrzymać była Zellas Metallium, lecz dumna zwierzchniczka niemalże zawsze dawała swojemu poddanemu wolną rękę, co dodatkowo przyczyniało się do poglądu, że tam, gdzie pojawi się Tajemniczy Kapłan, nastąpi chaos. Istniało jednak wiele istot pozbawionych tej cechy. I właśnie ci, którzy byli zbyt krótkowzroczni, aby dostrzec prawdziwe znaczenie tylko pozornie oczywistych wydarzeń, najczęściej stawali obiektem kpin i manipulacji przebiegłego Demona.
Tak jak na przykład pewna grupa młodych Ryozoku.
- Proszę, proszę, kogo to przywiodło w skromne progi Wolf Pack Island? – spytał przyjaźnie Mazoku. 
Dwie pobladłe Smoczyce skryły się za plecami usiłujących wyglądać groźnie trójki męskich przedstawicieli potomków Ceiphieda.
- Ttto tttty jesteś Xelloss Metallium? – spytał drżącym głosem najwyższy z gromadki, obdarzając unoszącą się tuż nad nim sylwetkę fioletowowłosego Demona lękliwym spojrzeniem.
- Zgadza się. – odparł z uśmiechem mężczyzna. Nie spodziewał się, że tuż przy magicznej granicy Wolf Pack Island spotka Smoki, które same z własnej, nieprzymuszonej woli wejdą na teren swojego śmiertelnego wroga. To mogło być nawet zabawne. – Teraz pozwólcie, że ja zadam wam pytanie. W jakim celu tutaj przybyliście?
Grupa Ryozoku najpierw tylko obserwowała go w milczeniu. Postać Mazoku na tle ciemnego, surowego skalistego krajobrazu zwieńczonego gniewnym, zachmurzonym niebem, wzbudzała w nich skrajne odczucia. Uczono ich, kim był Xelloss Metallium. Starsi przestrzegali ich przed potężną destrukcyjną mocą tego Demona. Ale z drugiej strony trudno było im uwierzyć, że ten sympatyczny mężczyzna może być tak niebezpieczny. Przybyli jednak tutaj w pewnym celu i nie zamierzali ponosić porażki. Ich nauczyciele musieli się pomylić. Ten podwładny Shabranigdo nie mógł stanowić aż takiego zagrożenia.
- Przybyliśmy tutaj, aby pana zapieczętować! – oznajmił nagle drugi młody Ryozoku w przypływie odwagi.
Xelloss lekko uniósł uchylił, a jego uśmiech się poszerzył.
- Przypuszczałem, że jesteście ciekawą gromadką, ale nie myślałem, że aż tak.   
Gdyby tylko te Ryozoku miały bardziej rozwinięty zmysł magiczny, byłyby w stanie wyczuć złowieszczą aurę otaczającą Mazoku. I z pewnością nie wypowiedziałyby następnych słów.
- Nasi zwierzchnicy to tchórze, dlatego postanowiliśmy wziąć sprawy w swoje ręce! – krzyknął ostatni z trójki stojących z przodu Smoków i zaczął kumulować energię Ceiphieda. – Pieczętując pana, wyzwolimy ten wymiar spod rządów przeklętego Shabranigdo!
- Właśnie! – dołączyły do niego pozostałe Ryozoku, które rozpoczęły własną inkantację, zapominając o tym, że zaledwie chwilę wcześniej odczuwały strach.
Demon wciąż przyglądał się młodzieży z zainteresowaniem, nie wykonawszy ani jednego ruchu. Brak jakiegokolwiek odpowiedzi trochę zaskoczył grupę młodych Smoków. Czyżby Mazoku stwierdził, że nie ma szans uciec przed ich atakiem?
Fioletowowłosy nawet nie drgnął, gdy dosięgła go fala oślepiającej energii. Ryozoku ogarnęła euforia. Udało im się! Zrobili coś niesamowitego! Zapieczętowali samego Xellossa Metallium! Czekali z niecierpliwieniem aż opadnie mgła wywołana przez ich zaklęcie, aby podziwiać swoje dzieło. I wielkim zaskoczeniem okazał się dla nich fakt, że tam, gdzie miał powstać kamienny posąg będący wynikiem poprawnie przeprowadzonego rytuału pieczętowania, wciąż wstał niewzruszony Demon, uśmiechając się przymilnie.
- Chyba wasi nauczyciele nie prowadzą odpowiednio szkolenia na przyszłych Strażników. – zauważył beztrosko Xelloss.
- To… jest… niemożliwe. – wydukała jedna ze Smoczyc.
- Nawet nie jesteście w stanie ocenić mocy swojego przeciwnika, nie wspominając już o braku podstaw w postaci znajomości zasady Równowagi. Ale nie martwcie się… – Mazoku otworzył szeroko oczy. Jego fioletowe bezlitosne tęczówki, wywołało u młodych Smoku prawdziwy strach. – Będę na tyle uprzejmy, aby nadrobić z wami zaległości. – Na ustach mężczyzny zagościł demoniczny uśmiech. 
Wystarczyło, że Demon pstryknął palcami, aby każdego nierozsądnego Ryozoku pochłonął wir mrocznej, złowrogiej energii. W ten sposób rozpoczęła się symfonia miła dla ucha dla każdego Mazoku. Dźwięk nieokiełznanych krzyków wyrażających szczere, autentyczne cierpienie stanowiło doskonałe tło do posilenia się czystym lękiem młodych, niedoświadczonych Smoków. Dla Xellossa była to całkiem smaczna przekąska, chociaż nic nie mogło się równać z emocjami jego ulubionego Smoczka…
Po zaledwie kilku minutach niektóre krzyki ucichły. Fioletowowłosy był zawiedziony. Trójka Smoków, która na samym początku mądrowała się najbardziej, straciła przytomność jako pierwsza. Doprawdy było to po prostu żałosne. Zaskoczyły go jednak mile dwie lękliwe Ryozoku, które wciąż tworzyły akompaniament dla głównego wydarzenia dzisiejszego wieczoru. Prawie po kwadransie jedna ze Smoczyc zemdlała, pozostawiając na placu boju dziewczynę o kruczoczarnych włosach i jasnych, brązowych oczach, w których pojawił się błysk przerażenia, gdy Mazoku stanął tuż przed nią.     
- A więc to ty jesteś główną sprawczynią tego całego pośmiewiska. – Demon uniósł dłoń, w rezultacie czego pozostała czwórka Mazoku opadła bezwładnie na ziemię. Tylko ta jedna Ryozoku pozostała uwięziona w wirze mrocznej energii. – Zapewne chciałaś wywołać zamieszanie przed jutrzejszym posiedzeniem Przymierza Równowagi, czyż nie, panienko od Ruelzhan?
Jasnobrązowe oczy rozszerzyły się w szoku. Dziewczyna przestała krzyczeć, chociaż nie mogła powstrzymać grymasu bólu, który wciąż gościł na jej twarzy.
- Nie, to… nie to było… moim… celem. Mój… pan z pewnością… nie obrażałby w ten… sposób pana… inteligencji. – odpowiedziała wolno dziewczyna. Xelloss musiał przyznać, że ta mała Smoczyca była wyjątkowo odporna na ból.
- A co w takim razie jest twoim celem?
- Miałam… przekazać… panu…  pozdrowienia… od… mojego…. pana…  – szepnęła dziewczyna, która była już u kresu wytrzymałości.
Moment później oczy Ryozoku zaświeciły się na czerwono, a jej ciało przeszedł silny wstrząs W następnej chwili dziewczyna już nie żyła.
Demon uśmiechnął się szeroko. Zrozumiał przekazaną w ten sposób wiadomość. Wróg Równowagi jawnie kpił ze wszystkich Strażników, dając jasno do zrozumienia, że jest całkowicie pewny swojego triumfu.

***

- Podobno miała przybyć z samego rana…  – burknęła pod nosem nieco rozdrażniona Lina.
- Cóż, Phil często rzuca słowa na wiatr. Może się rozmyślił… – dodał z nadzieją Zelgadis.
- Nie wydaje mi się. – odparł Gourry. – Jak Phil coś sobie postanowi, to jest uparty bardziej od ciebie i Liny razem wziętych.
- A na jakiej podstawie stwierdziłeś, że jestem uparta? Znamy się od dwóch dni! – warknęła rudowłosa, obdarzając szermierza groźnym spojrzeniem.
Blondyn uśmiechnął się w odpowiedzi.
- Tyle wystarczy, aby stwierdzić, że jesteś równie uparta, jak nie bardziej, jak Zel.
Początkująca czarodziejka błyskawicznie rzuciła kapciem w mistrza miecza.
- Licz się ze słowami! 
- Chyba dzisiaj już się lepiej czujesz. – zauważył z wrednym uśmieszkiem lawendowowłosy mag.
Czerwonooka spojrzała na niego z poirytowaniem. Po wczorajszym treningu ledwie mogła chodzić. Uwolnienie tak ogromnej, w porównaniu do pierwszego razu, porcji mocy znacznie obciążyło jej organizm. Zasnęła natychmiast, jak tylko położyła się na łóżku i przespała kamiennym snem dwanaście godzin. Miłym aspektem tej sytuacji był brak nieprzyjemnych snów, chociaż wciąż była zła na swojego nauczyciela, pomimo faktu, że dzisiejszego ranka odzyskała sporo sił.
- Zobaczysz, przyjdzie taki dzień, że nie zdołasz umknąć przed moim Fire Ball’em. – powiedziała mściwie. Cały czas ogarniało ją niezadowolenie na wspomnienie faktu, że nie dała rady trafić wojownika ani razu.
- Będę czekać na to z niecierpliwością. – odparł, wciąż uśmiechając się wrednie.
Cała czwórka, wraz z zamyśloną Ryozoku, zgromadziła się w Sali Teleportacji. Ponieważ przemieszczanie międzywymiarowe pochłaniały znaczną ilość energii, każdą z obronnych twierdz w Rejonie Varney wyposażono w pomieszczenia pozwalające na przeniesienie kilku osób w dowolne miejsce kosztem mocy zaklętej w magicznym budynku. Z tego względu korzystano z nich dosyć rzadko, aby nie nadwerężać struktury zaklęć defensywnych danego dworku. Rada Przymierza Równowagi była jednak na tyle ważnym wydarzeniem, że zezwalano na ich użycie bez większych przeszkód.
Sala Teleportacji była dosyć mało okazałym miejscem. Sufit i ściany zostały wykonane z solidnego bladego kamienia, jednak poza ogromnym kręgiem wyrysowanym na nieskazitelnie białej podłodze nie można tam było niczego znaleźć, co nie sprawiało, że można było nazwać ją przytulnym pomieszczeniem. Lina i Gourry w samo południe odprowadzili tutaj  Filię i Zelgadisa, którzy mieli wyruszyć do Zeraquey, samego centrum Eques, terenu neutralnego dla wszystkich dwunastu wymiarów, gdzie miało się odbyć spotkanie Przymierza Równowagi.   
Od rana mieszkańcom dworku towarzyszyły stosunkowo pogodne nastroje. Mistrz ziemi, pomimo wywołania potężnej awantury poprzedniego dnia, wydawał się odzyskać w miarę dobry humor, chociaż często zdarzało mu się odpływać myślami w trakcie rozmowy. Dosyć podobnie postępowała Filia, która mówiła znacznie mniej niż zazwyczaj. Lina pozornie zachowywała całkowicie beztrosko, tocząc z Gourry’m bitwę o jedzenie, co najprawdopodobniej miało stać się ich rytuałem, przynajmniej na czas pobytu rudowłosej w krainie Równowagi, jednak czasami, w przerwie pomiędzy jednym kęsem a drugim, rzucała przelotne spojrzenia na kapłankę Ceiphieda i potężnego Equeshan. Wszyscy starali się zachowywać naturalnie, jednak gdzieś w tle utrzymywała się odrobina niepokoju.
Nagle dyskusję pomiędzy początkującą czarodziejką, szermierzem i mistrzem ziemi przerwał słup białego światła, z którego wyłoniła się niewysoka dziewczyna o ciemnych włosach do ramion ubrana w beżowy kostium składający się z sukienki z krótkim rękawkiem i legginsów, zwieńczony zgrabną peleryną. Lina oceniła nowo przybyłą na jakieś 14, może 15 lat, co wywołało u niej pewien dyskomfort, gdy spojrzała na objętość jej klatki piersiowej.
- Panie Zelgadisie! – Nastolatka rzuciła się wojownikowi na szyję.
- Witaj, Amelio. – odrzekł mężczyzna zmęczonym głosem, co w żaden sposób nie wpłynęło na wręcz rażący entuzjazm dziewczyny, która szybko pobiegła w stronę Smoczycy, ujmując jej obie dłonie.
- Panno Filio! Tak miło panią widzieć!
- Ja też się cieszę, Amelio. – odpowiedziała z lekkim uśmiechem Ryozoku, lecz zanim skończyła zdanie ciemnowłosa już stała przed blondynem.
- Panie Gourry, tak dawno pana nie widziałam!
- Ja ciebie też, ale urosłaś. – odparł z uśmiechem mistrz miecza, co brzmiało trochę komicznie, gdyż córka Philionela była od niego niższa o prawie 40 centymetrów.     
Dziewczyna wyszczerzyła się, ale już nogi niosły ją same w kierunku ostatniej osoby przebywającej w tym pomieszczeniu.
- To pani jest Liną Inverse? – Jej granatowe oczy błyszczały w zachwycie.
Rudowłosa poczuła się bardzo dziwnie. Nie miała pojęcia, czym sobie zasłużyła na taką admirację.
- No… tak. – przyznała. – A ty jesteś córką Philionela, tak?
- Tak! – potwierdziła ochoczo dziewczyna. – Czy to prawda, że już rozumie pani Nurt zaledwie po kilku dniach od przybycia do Eques?
Czerwonooka ze zdziwieniem spojrzała najpierw na dziewczynę a potem na Zelgadisa, który ciężko westchnął i pośpieszył z wyjaśnieniem.
- Shyllien najczęściej nazywają Nurtem przepływy wszelkiej energii, pojmowanie właściwej obecności magicznej zarówno użytkowników magii jak i otoczenia albo po prostu samo rozumienie istoty Równowagi. – Następnie zwrócił się do młodszej dziewczyny. – A ty Amelio, nie możesz bombardować Liny fachowymi określeniami. Owszem uczy się bardzo szybko, ale wciąż jest tutaj zaledwie piąty dzień.
- Och…  – Dziedziczka rodu Seyrun spochmurniała. – Przepraszam, panno Lino, nie pomyślałam.
- Nie ma za co przepraszać. – odparła zaskoczona rudowłosa, przecież nie czuła się urażona.  – Do wielu rzeczy po prostu jeszcze tutaj nie przywykłam.
- Ja w zasadzie też. – przyznała nieco zawstydzona dziewczyna. – Niektórych rzeczy uczę się niby od dziecka, ale wciąż ich nie łapię… Och! – Nagle Amelia zrobiła przerażoną minę, jakby dopiero sobie przypomniała, o czymś bardzo ważnym. – Panie Zelgadisie, miałam wam przekazać wiadomość z wymiaru Wolf Pack Island.
Filia natychmiast się ożywiła.
- Wolf Pack Island? To wiadomość od Xellossa?
- Nie wiem. To oficjalny raport, który miał zostać dostarczony wszystkim uczestnikom posiedzenia Rady Przymierza Równowagi. – wyjaśniła nastolatka, podając Zelgadisowi białą kopertę.
Mag bez słowa sięgnął po raport. Im dalej czytał, tym większe zaskoczenie pojawiało się w jego oczach. Filia, obserwując jego reakcję, nie wytrzymała i krzyknęła poirytowana.
- Panie Zelgadisie! Co się stało?!
- Na granicy wymiarów w Wolf Pack Island pojawiła się wczoraj grupa młodych Ryozoku szkolących się na Strażników. Co ciekawe, jednym z nich okazał się być członek Ruelzhan.
- Ruelzhan? – Smoczyca ewidentnie była w szoku. – Pośród grupy Ryozoku? Co oni tam robili?
- Ważniejsze jest chyba, co pośród nich robił członek Ruelzhan. – wtrąciła Lina.
- Chciał… Cóż… Przekazać pozdrowienia Xellossowi. Po czym uaktywniło się zaklęcie samobójcze.
- Samobójcze? – spytała słabym głosem pobladła Amelia.
- Cóż, to wiele wyjaśnia. – stwierdziła rudowłosa. – Ostentacyjnie pokazują wam, że są na tyle pewni siebie, że nie przeszkodzi im nawet bezpośrednie ujawnienie. Zaklęcie samobójcze podkreśla, że są gotowi na wszystko, aby osiągnąć swój cel.
- Zgadza się. – przytaknął jej Zelgadis. – Co więcej, daje nam znać, że Ruelzhan przeniknęli nasze szeregi, co jest chyba najbardziej niepokojące. Z drugiej strony, skoro adresatem tej wiadomości miał być Xelloss, pewnie chcieli dać mu znać, że wiedzą, że to on głównie infiltruje ich grupę.
- Znając tego namagomi, potraktuje to jak materiał na kolejną zabawę w kotka i myszkę. – Filia westchnęła poirytowana. Wydawało się, że samo wspomnienie tego imienia obudziło jej temperament.
- Kim dokładnie jest Xelloss? – wtrąciła czerwonooka. – To jakiś… jak ich nazywacie… Mazoku?
Blondynka wzięła głęboki oddech, aby się uspokoić i po chwili odpowiedziała na pytanie, wbijając wzrok w podłogę.
- Xelloss Metallium to oficjalnie jedyny bezpośredni podwładny Zellas Metallium, jednej z pięciu lordów Mazoku, najpotężniejszych przedstawicieli bezpośrednich podwładnych Shabranigdo. – Na samym początku Ryozoku zdołała się opanować, jednak im bardziej kontynuowała temat, tym bardziej się wściekała. – A praktyce to wkurzający, chamski i obleśny Demon wiecznie szukający rozrywki kosztem innych, który musiał zostać mianowany kapłanem Shabranigdo w świecie Wolf Pack Island, przez co ciągle mam z nim do czynienia!
- Chyba muszę zapamiętać, aby nie pytać o tematy Mazoku, gdy Filia jest w pobliżu. – powiedziała bardziej sama do siebie początkująca czarodziejka.
- Dobra, Filia, czas na nas. – zarządził Zelgadis.
Smoczyca uspokoiła się i pokiwała głową.
- To prawda.
- To uważajcie na siebie. – dodał Gourry.
- W porządku, chociaż póki co powinno być spokojnie. Wątpię, aby zdecydowali się na ruch w czasie Rady Przymierza Równowagi. To byłoby dla nich zbyt duże ryzyko. – odparł Zelgadis.
- No nie wiem. – wtrąciła Lina. – Ewidentnie pokazali przed chwilą, że są pewni swego. A jeżeli chcą zadrwić z władz Eques, to chyba najlepszą okazją ku temu byłoby właśnie takie spotkanie Przymierza Równowagi.
- Jak niby mieli by coś zrobić? Przeciwnicy Równowagi zostają w tym miejscu unicestwieni, jak tylko się pojawią na terenie Zeraquey. – odpowiedział mag z powątpiewaniem w głosie, ruszając w kierunku kręgu teleportacyjnego.
- Ale istnieje ktoś, kto zawsze potrafił dokonać rzeczy niemożliwych.. – dodała cicho Ryozoku.
Wszyscy spojrzeli z niepokojem na mistrza ziemi, który po usłyszeniu tych słów się zatrzymał.
- Uwierzę w powrót Czerwonego Kapłana, tylko jak ujrzę go na własne oczy. – powiedział cichym, lecz doskonale słyszalnym tonem. – Ale… – Odwrócił się w stronę Gourry’ego. – Na wszelki wypadek nie oddalajcie się od granic bariery ochronnej.
- Tak jest. – odparł wesoło Gourry, obserwując jak Filia i Zelgadis wchodzą w krąg teleportacyjny.
- Do zobaczenia. – powiedziała z lekkim uśmiechem Smoczyca, zanim wraz z mistrzem ziemi zniknęła w strumieniu jasnego światła.

***

Bardzo powoli stawiała kroki. Minął prawie miesiąc od kiedy po raz ostatni czuła pod bosymi stopami delikatne źdźbła trawy w Atlas. Tam, skąd przyszła, musiała zapomnieć o cielesności, o wszelkich doznaniach, jakich można było doświadczyć za pomocą zmysłów, dlatego teraz zamierzała się cieszyć każdą bryzą muskającą jej policzki, zachwycać się dźwiękiem śpiewu ptaków i z radością obserwować ostatnie podrygi lata przed nastaniem surowej, białej zimy.
Zanim uda się do Eques, musiała stopniowo wejść w świat materialny. Ponownie przyzwyczaić się do posiadania ciała, do wykonywania gestów, do bodźców zewnętrznych. Najpierw należało wykonać pierwszy krok, dopiero później można było biec. Bez przygotowania się na świat fizyczny nie miała szans, aby ponownie zanurzyć się w Nurcie.
Miała jeszcze czas, aby się przygotować do powrotu. A przynajmniej miałaby go wystarczająco dużo, gdyby już wtedy zauważyła obecność, której wcale nie powinno być w Atlas.   

***

Lina podchodziła do nauki szermierki zdecydowanie mniej entuzjastycznie niż do edukacji magicznej. Z drugiej strony nie mogła nic zarzucić tokowi myślenia Zelgadisa. W momencie, gdy jej ciało musiało się przyzwyczaić do większej ilości mocy, nie mogła kontynuować swoich eksperymentów z nowymi zaklęciami, zaś trening z mieczem wzmacniał nie tylko kondycję fizyczną, ale i wręcz mógł przyśpieszyć proces adaptacji organizmu do nowego obciążenia mocą. 
Wciąż miała mieszane uczucia co do Gourry’ego. Na pierwszy rzut oka wydawał się jej być co prawda bardzo przystojnym, ale wykazującym się bardzo wolnym myśleniem i słabą pamięcią, mężczyzną, co wzbudzało w niej wątpliwości co do jego wartości jako Strażnika. Nie zapominała jednak o słowach mistrza ziemi, który nie ukrywał, że uważa blondyna za może nieco nierozgarniętego, lecz niezwykle potężnego Equeshan. Ten fakt sprawił, że dziewczyna postanowiła się wstrzymać przed wyrobieniem sobie ostatecznej opinii na jego temat.
Inaczej sprawy się miały z Amelią, która swoim wszechobecnym entuzjazmem i podejściem do życia, zaczynała rudowłosą zdrowo irytować. Nie minęło wiele czasu od zniknięcia Filii i Zelgadisa, kiedy stała się świadkiem monologu na temat sprawiedliwości. Niewątpliwie wynikało z tego, że ciemnowłosa uważała Strażników za bohaterów walczących w imię miłości i przyjaźni. Czerwonookiej na samą myśl zrobiło się niedobrze. Trochę jej się nie mieściło w głowie, że dziecko, które od początku obcowało z magią może mieć tak spaczony obraz rzeczywistości. Rozumiała decyzję Philionela o wysłaniu jej na szkolenie na prawdziwego Equeshan. Jeżeli ta nastolatka, która dotąd mieszkała w bezpiecznym i beztroskim środowisku, miała kiedyś pełnić jedną z najważniejszych funkcji w krainie Równowagi, musiała posmakować, czym jej ojciec naprawdę się zajmuje. Gdy jednak stanął jej przed oczami wyraz twarzy przyszłej Shyllien na samo wspomnienie o samobójczym zaklęciu Ruelzhan, stwierdziła, że chyba ona sama lepiej daje sobie radę ze świadomością, czym zajmują się Strażnicy, niż osoba, która mieszka tutaj od urodzenia, co było dla niej dosyć zaskakującym spostrzeżeniem.     
- Liiinaaa... Jesteś tutaj? – Usłyszała nagle głos Gourry’ego, który wytrącił ją z zamyślenia.
Blondyn zaproponował obu dziewczynom, aby wykonały kilka prostych ćwiczeń z mieczem tuż przed obiadem, czemu początkująca czarodziejka się nie sprzeciwiała a co spadkobierczyni rodu Seyrun przywitała z ogromnym entuzjazmem. W tym celu polecił swoim uczennicom przebranie się w wygodne szare uniformy składające się z luźnych szarych spodni i zwyczajnych bluzek z długim rękawem zaopatrzonych w wygodne ochraniacze w miejscach najbardziej narażonych na kontuzje. Lina odpłynęła myślami w trakcie wiązania swoich długich włosów, gdy przypatrywała się ponownie polu treningowemu Venn, miejscu, gdzie zaledwie trzy dni temu zaczęła poznawać tajniki magii.
- Jestem, jestem. – odparła  po krótkiej chwili, po czym założyła ręce na piersi i utkwiła swoje płomienne tęczówki w mistrzu miecza. – To od czego zaczynamy? 
Blondyn przyjął „profesjonalny” wyraz twarzy i uniósł wskazujący palec do góry.
- Najpierw musicie wyczuć swój miecz. – tłumaczył mentorskim tonem. – Zamknijcie oczy i wczujcie się w energię wewnętrzną waszego miecza.
- Tak jest, panie Gourry! – zasalutowała Amelia.
Lina z niedowierzaniem spojrzała na towarzyszącą jej dwójkę.
- Jak niby mamy wyczuć miecz, skoro wciąż go nie mamy?
Szermierz uderzył lekko pięścią o spód drugiej dłoni w geście olśnienia.
- Wiedziałem, że o czymś zapomniałem! Hehehe… – Zaczął się uśmiechać z zakłopotaniem. – Podajcie mi swoje dłonie i spróbujecie sobie wyobrazić dowolny miecz. – Wyciągnął ręce w kierunku dwóch dziewczyn.
Młodsza dziewczyna od razu zastosowała się do polecenia, Lina ciężko westchnęła i po chwili zrobiła to samo.
- Mamy tylko sobie go wyobrazić? – spytała bez większego entuzjazmu.
- Tak. – potwierdził wyszczerzony szermierz.
- No dobra. – Lina zamknęła oczy i przed oczami pojawił jej się miecz z ostatniego filmu fantasy, na jakim była w kinie. Wątpiła, aby właśnie o to chodziło, ale w końcu takie usłyszała instrukcje.   
Dopiero kilkanaście sekund późnie poczuła drgnięcie mocy. Podświadomie porównała to sytuacji, gdy teleportowała się z pomocą Zelgadisa. Trwało to zaledwie ułamek sekundy, ale zdała sobie sprawę, że zarówno wtedy jak i teraz odczuła magię Strażnika, który trzymał ją za rękę. Poprzez kontrast odkryła, że obie aury znacznie się od siebie różniły. Moc jej nauczyciela była niesamowicie intensywna, chwilami wręcz przytłaczająca, ale wyjątkowo stabilna w swojej potędze. Energię Gourry’ego rudowłosa odebrała jako mniej gwałtowną, lecz bardziej elastyczną. Z jednej strony jasną i ciepłą, a z drugiej niepokojącą, niebezpieczną w inny sposób niż obecność mistrza ziemi.
Lina z zaskoczeniem otworzyła oczy, gdy poczuła, że tuż przed nią unosi się jakiś przedmiot. Od początku pojawiło się u niej przekonanie, że jeżeli już musiałaby walczyć mieczem, to tylko takim jak ten. Wykonana z bardzo twardej i sprężystej stali broń połyskiwała czerwonawym blaskiem. Ostrze wieńczyła krótka, krzywa głownia o szerokim piórze, rozszerzającym się ku końcowi.
- Scimitar będzie dla ciebie idealną bronią. – powiedział zadowolony blondyn, siadając na miękkiej trawie. – Nie należy on do najsilniejszych mieczy, ale jest lekki i może być dla ciebie wsparciem w momencie, gdy nie będziesz mogła korzystać z magii. – Następnie zwrócił się do młodszej dziewczyny, która podziwiała krótki miecz o nieskazitelnie białej, obosiecznej głowni i ostro zarysowanym szczytem. – Tobie, Amelio, trafił się gladius, ten rodzaj broni trafia się zwykle osobom, które preferują walkę wręcz, ale i tak przyda ci się w czasie kilku ćwiczeń.
- Jest pan niesamowity, panie Gourry! W tej jednej krótkiej chwili stworzył pan te miecze? – spytała z czystą admiracją w oczach przyszła Shyllien.
- Nie, no coś ty. – odparł blondyn. – Przywołałem tylko bronie z mojej zbrojowni, które by do was najbardziej pasowały. Później, gdybyście chciały, mógłbym zrobić dla was prawdziwy miecz dostosowany bezpośrednio do was. Ale zazwyczaj osoby, których główną bronią nie jest miecz, nie potrzebują aż tak dostrojonego do siebie miecza. Wykonanie miecza od początku wymaga mnóstwo czasu.
- Scimitar, tak? – odezwała się Lina. – Podoba mi się.   
W oczach Gourry’ego pojawiła się satysfakcja, zanim powiedział:
- Dobra, to teraz spróbujcie się skupić na mieczu.
Obie dziewczyny posłusznie zamknęły oczy i skoncentrowały się na unoszącej się przed nimi metalowej broni. Lina tym razem nie wyczuła niczego specjalnego. Była świadoma magicznej obecności Gourry’ego i Amelii i chociaż wiedziała, że powinna w jakiś sposób zareagować na miecz, nic takiego nie zaobserwowała. Zniecierpliwiona uchyliła powieki i ze zdziwieniem się zorientowała, że w jej dłoni połyskiwała klinga scimitara.
- Ale jak to się stało? – wyjąkała zaskoczona dziewczyna.
Ciemnowłosa otworzyła z ciekawości jedno oko.
- A co się stało? 
Jej gladius wciąż był zawieszony w powietrzu przed przyszłą Shyllien.
Gourry rzucił okiem na oba miecze i podniósł się z ziemi.
- To jest wstępne zapoznanie się z mieczem. – wyjaśnił blondyn. – W zależności od tego na ile jesteście się w stanie komunikować ze swoją bronią, miecze różnie się zachowują. Na tym etapie można je porównać do hm…  – Zamyślił się. – Na przykład do psów. – dodał wesoło. –Im bardziej czują wasze zaufanie i więź, tym gwałtowniejsza jest ich reakcja. W przypadku Amelii, miecz w ogóle nie zareagował, pewnie przez to, że Amelia preferuje walkę wręcz. Lina również nie przejawia zdolności rozumienia mieczy, ale twój miecz zaufał ci na tyle, aby pozwolić ci sobą walczyć. Co nie oznacza, że ty Amelio nie możesz dzisiaj wykonać kilku ćwiczeń za pomocą gladiusa.
Rudowłosa z zaciekawieniem przysłuchiwała się szermierzowi. Musiała przyznać, że gdy mówił on o mieczach, trochę zapominała, że ma do czynienia z wolno myślącą osobą o słabej pamięci.
- Uff… To dobrze. – odetchnęła z ulgą ciemnowłosa.
- Czy jest naprawdę taka duża różnica pomiędzy mieczem, który ja sobie sama wezmę, a mieczem, który mi „pozwoli sobą walczyć”, nawet jak nie czuję z nim żadnej magicznej więzi? – wtrąciła czerwonooka.     
- Oczywiście. – odpowiedział krótko Gourry, uśmiechając się szeroko.
W ułamku sekundy szermierz zniknął z pola widzenia rudowłosej i tylko kątem oka Lina zauważyła, że coś się do niej zbliża. Instynktownie zacisnęła obie dłonie na rękojeści scimitara, ustawiając broń tuż przed sobą. Natychmiast usłyszała szczęknięcie metalu o metal. Wciąż uśmiechnięty blondyn stał tuż przed nią z dwoma mieczami w rękach. Jeden z nich znajdywał się tuż przed szyją Amelii w czasie, gdy drugi był skrzyżowany z bronią rudowłosej.
- Miecz, który pozwoli ci sobą walczyć, wspomaga twój instynkt. Owszem, nie wzmocni siły twojego ataku ani nie stanie się twoją główna bronią, ale może dać ci drobną przewagę nad przeciwnikiem, która czasami może zadecydować o zwycięstwie.   
- Wow… – zachwyciła się nastolatka pomimo faktu, że ostrze blondyna wciąż znajdywało się dosłownie o centymetr od jej szyi.
Rudowłosa szybko otrząsnęła się z pierwszego szoku i wpatrywała się z uwagą szermierza. To dlatego ten nieokrzesaniec, mógł sobie pozwalać na taką beztroskę. Powoli mogła sobie wyobrazić, jak mężczyzna mógł sobie radzić na placu boju i z jakiego powodu Zelgadis tak mu ufał.
- Może zadecydować o zwycięstwie tylko, gdy przeciwnik będzie na moim poziomie. – skomentowała z małym uśmieszkiem Lina.
- Nigdy nie wiesz, co ci może uratować życie. – odparł pozornie wesoło Gourry, chociaż czerwonooka dostrzegła w jego oczach poważny błysk.     
- Czy.. często się zdarza, że Strażnicy giną? – spytała ostrożnie rudowłosa.
- Nie, od dawna nie było takiego przypadku. – odezwała się Amelia.
- To znaczy przed rozpoczęciem działalności Ruelzhan, tak? – sprecyzowała swoje pytanie, chociaż jakoś jej podpadała beztroska w głosie młodszej dziewczyny. Myślała, ze porusza dosyć drażliwy temat.
- Nie, mam na myśli tak w ogóle. Słyszałam tylko o jednej ofierze Ruelzhan. – dodała ze smutkiem.
Lina wymieniła z Gourry’m zdziwione spojrzenia.
- Amelio, ale podobno odnotowano przynajmniej kilkanaście ofiar wśród samych Strażników w wyniku działalności Ruelzhan, nie wspominając już o innych magach.   
Granatowe oczy rozszerzyły się w szoku.
- Jak to?
Początkująca czarodziejka czuła się dosyć dziwnie. Ona, osoba, która przybyła tutaj niecały tydzień temu, miała wyjaśniać sytuację mieszkańcowi magicznego świata?
- Naprawdę o niczym nie wiesz?
- Nie no, wiem, że zaczęły się dziwne ataki osób, chcących obalić zasadę Równowagi, przez co tatuś ma mnóstwo dodatkowych spotkań z reprezentantami innych wymiarów.
Rudowłosa przez pewien czas przyglądała się młodszej dziewczynie.
- Powiedziano mi, że Rada Przymierza Równowagi odbywa się tylko w wyjątkowych sytuacjach. Zabicie jednej osoby, chociaż niewątpliwie jest tragedią, nie spowodowałoby aż takiego poruszenia. Będąc tak blisko Philionela, musiałaś przecież coś więcej słyszeć.
Amelia ewidentnie pobladła.
- Słyszałam tylko o zaginięciach. Tylko raz byłam obecna przy tym, jak ktoś zameldował o śmierci starszego Strażnika. – Zaczęła cicho mamrotać. – Więc te wszystkie osoby… nie żyją?
Lina zaklęła w duchu. Co ten Philionel sobie wyobrażał?! Nie mógł być przecież aż takim ignorantem, aby celowo odsuwać swoją córkę od wszystkiego, co nie było piękne i dobre. To brzmiało wręcz niedorzecznie! Przecież powinien mieć świadomość, co się może stać, gdy dziewczyna po radosnym życiu w sielance zostanie nagle wrzucona w brutalną rzeczywistość. Wyglądał na naprawdę rozsądnego lidera, z którego zdaniem nie polemizował nawet Zelgadis. Z drugiej strony Philionel był ojcem…
- Lina, Amelia, odsuńcie się. – powiedział nagle niezwykle poważny Gourry, wytrącając rudowłosą z zamyślenia.
Jak na zawołanie w samym środku pola Venn pojawił się wir jasnozielonej energii.
- Ale czy to nie jest panna Sylphiel? – spytała Amelia, która na skutek podejrzanego zjawiska, otrząsnęła się nieco z pierwszego szoku po usłyszanych rewelacjach.
- To nie tylko ona. – odparł krótko szermierz, wyciągając szarawą rękojeść pozbawioną jakiegokolwiek ostrza. 
Na potwierdzenie jego słów z energetycznego tornada wyłoniła się postać pięknej, wysokiej kobiety o długich, falujących na wietrze włosach. Jej szeroko otworzone szmaragdowo zielone oczy nie były jednak świadome. Fioletowa tunika i popielate legginsy zostały skąpane we krwi wyciekającej z jej brzucha, w którym tkwił miecz emanujący złowieszczą aurą. Za plecami rannej stał ubrany w czarny kombinezon, zamaskowany osobnik o okrutnych żółtych oczach, wyrażających czystą wściekłość.
- Teleportowałaś nas do Eques z mieczem wbitym w brzuch, pieprzona dziwko?! Ile potrzeba, aby cię zabić?!   
Nie minęło chwila, nim Gourry wypowiedział cicho „Światło” i ponownie zniknął Linie z oczu. Moment później blondyn wbił świetliste ostrze w napastnika, odsuwając go od Sylphiel, z której siłą impetu wyszła wroga klinga. Czerwonooka natychmiast chwyciła Amelię za rękę i teleportowała się tuż za opadającą kobietą, zdążając złagodzić jej upadek. Rudowłosa nieco jęknęła pod ciężarem zielonookiej.
- Amelio pomóż mi ją położyć. – powiedziała szybko, puszczając dłoń przyszłej Shyllien.
Zszokowana nastolatka kiwnęła tylko głową i obie z początkującą czarodziejką ułożyły nieprzytomną na ziemi. Zaraz potem rudowłosa wydobyła z siebie moc, otaczając całą trójkę idealną ognistą bańką.
- Panno Lino, a pan Gourry? – spytała spanikowana ciemnowłosa.
- Poradzi sobie. Teraz ona nas potrzebuje bardziej, a dokładniej potrzebuje ciebie. – dodała Lina. – Znasz się na magii leczniczej, prawda?
- Nie tak jak panna Sylphiel, ale tak… – wyjąkała spadkobierczyni rodu Seyrun.     
- To bierz się do roboty! Ona się zaraz wykrwawi na śmierć! – warknęła rudowłosa.
W granatowych oczach pojawiła się panika.
- Ale jak nigdy tego nie robiłam samodzielnie…
- Zawsze musi być ten pierwszy raz. Jeszcze chwilę temu byłaś przerażona, że Strażnicy stracili życie. Teraz możesz temu zapobiec! – W czerwonych tęczówkach pojawił się ostry błysk.
Amelia była bardzo blada, jej ręce drżały nieopanowanie. Granatowe oczy spoglądały z lękiem to na ranną to na nieugiętą postać Liny. Po krótkiej chwili młodsza dziewczyna spojrzała na rudowłosą z nową determinacją.
- Spróbuję…  – powiedziała, zaciskając obie dłonie na klatce piersiowej Sylphiel.
Dokładnie w tym czasie o bańkę ochronną Liny uderzyło potężne zaklęcie. Rudowłosa lekko się skrzywiła. Wrogi atak osłabił grubość powłoki ochronnej. Skupiła się na ponownej manipulacji własną energią.
Amelia zaczęła ciężko oddychać. Widać było, że uzdrowienie rany Sylphiel może być poza jej możliwościami.
- Panno Lino… Ja chyba nie dam rady…  – powiedziała trzęsącym się głosem.
Jak tylko to powiedziała, Sylphiel szeroko otworzyła oczy. W jednej chwili otoczył ją jasnozielony nurt. Rudowłosa nie musiała długo mieszkać w Eques, aby wiedzieć, że był to silny strumień uzdrawiającej mocy. Dziewczyna uśmiechnęła się w duchu. Niech jej tarcza wytrzyma jeszcze trochę…
Właśnie wtedy uderzyła w nią potężna fala energii. Lina jęknęła, starając się na bieżąco odnawiać barierę, co wcale nie było takie łatwe. Jej ciało wciąż nie przystosowało się do nowo rozpieczętowanej mocy, co skutecznie utrudniało czerwonookiej manipulację.
Kiedyś wrogi atak musiał się kończyć, wystarczy, że utrzyma zaklęcie tylko do tego momentu…
W jednej chwili przeszedł ją potężny dreszcz i utraciła kontrolę.
Nie… Tylko nie to…
Zamknęła oczy w oczekiwaniu na uderzenie wrogiej mocy. Które nie nadeszło.
Uchyliła powieki i ujrzała w odległości kilku metrów Gourry’ego z mieczem wbitym we wrogiego osobnika leżącego bezwładnie na trawie. Mężczyzna ostatnim gestem odwrócił głowę w stronę ciężko dyszącej Liny
- Ogień… A więc to to… zrobi…li…ście… z Ay…ne..res… – wydyszał ciężko, zanim jego wzrok stracił ostrość. 
- Nic wam nie jest? – odezwał się zaniepokojony blondyn.
- Nic. – odparła rudowłosa. Cała czuła się niesamowicie odrętwiała. Jak widać jej ciało mogło znieść jedyne taką ilość mocy, która jakimś cudem wystarczyła. Na próbę skumulowała w dłoni odrobinę energii, ale natychmiast odczuła kolejny, nieprzyjemny dreszcz. No tak, to by było na tyle w temacie korzystania z magii na dzisiaj.
- Nic. – powtórzyła blada jak kartka Amelia, która spoglądała na martwe ciało wroga. Nie minęła sekunda, nim odwróciła się i zaczęła wymiotować.
Rudowłosa bez słowa podeszła do młodszej dziewczyny i podtrzymała jej włosy.
- W porządku? – spytała, gdy wyglądało na to, że przyszła Shyllien już skończyła.
- Chyba już tak. – odparła słabym głosem.
- Amelio, świetnie się spisałaś. Uratowałaś człowieka. – powiedziała z uśmiechem czerwonooka.
- Ja prawie nic nie zrobiłam. – Ciemnowłosa zarumieniła się. – To wszystko twoja zasługa, panno Lino. Gdyby nie ty, zupełnie straciłabym głowę. 
- Obie świetnie się spisałyście. – wtrącił Gourry, który obserwował, jak zielonooką omiatał uzdrawiający nurt. – Dzięki wam Sylphiel żyje.
Lina obdarzyła go badawczym spojrzeniem.
- Swoją drogą sporo ryzykowałeś, bezpośrednio przechodząc do ataku. Masz do czynienia w zasadzie z dwiema nowicjuszkami. Skąd wiedziałeś, że zrobimy to, co trzeba?
Gourry uśmiechnął się.
- Po prostu wiedziałem, że zrobisz to, co trzeba.
Lina patrzyła na niego przez parę sekund, po czym sama się uśmiechnęła.
- Tak właśnie coś myślałam, że tak właśnie pomyślisz.  – Przez krótką chwilę patrzyli sobie w oczy, po czym rudowłosa odwróciła wzrok. – A swoją drogą, jak on się tu dostał? Przecież to miejsce jest objęte barierą.
- To… moja… wina. – Rozległ się słaby głos kobiecy.
- Sylphiel! Witaj z powrotem. – powiedział ciepło Gourry, z zadowoleniem obserwując jak otaczająca kobietę aura zanika, co niewątpliwie oznaczało, że proces leczenia został zakończony.
Sylphiel odpowiedziała mu delikatnym uśmiechem, widać było, że wciąż jest osłabiona, ale udało jej się podnieść do pozycji siedzącej, a następnie spojrzała na Linę i Amelię.
-  Muszę was przeprosić, naraziłam was na niebezpieczeństwo.
Rudowłosa poczochrała swoją grzywkę w geście irytacji.
- Przed chwilą ledwo uszłaś z życiem i pierwsze, co robisz po odzyskaniu przytomności to przepraszanie? 
Sylphiel w jednej chwili się zmieszała i zaczęła się jąkać.
- Ja…
- Powiedz po prostu, co się stało. – przerwała jej czerwonooka.
- Tttak już… – Wzięła głębszy oddech i wzięła się w garść. – Wcześniej przebywałam w Aerwayk, Rejonie uzdrowicieli. Raz na pięć lat wszyscy uzdrowiciele się spotykają i łączą swoje umysły w celu wymiany wiedzy medycznej. Przez cały miesiąc nasza świadomość przebywa w zasadzie poza naszym ciałem. I dlatego powrót musi się odbywać stopniowo. Gdybym od razu pojawiła się w Eques, nie dałabym sobie rady z kontrolą magii. Dlatego musiałam się pojawić w Rejonie o małej obecność magii, aby najpierw przyzwyczaić się do mojego ciała. Z tego względu na chwilę pojawiłam się w Atlas, gdy nie miałam jeszcze pełnej świadomości i wtedy on mnie zaatakował. Odruchowo teleportowałam się właśnie tutaj, a przez to, że mnie trzymał, mógł się teleportować razem ze mną pomimo bariery.     
- Mówiąc krótko, nie miałaś innego wyjścia. – podsumowała Lina. – Więc nie masz nas za co przepraszać. Inaczej sprawa wygląda w przypadku podziękowania. – Rudowłosej niebezpiecznie błysnęły oczy. – Ta dwójka jest tutejsza. – Wskazała na Gourry’ego i Amelię. – Ale ja zostałam w to bagno wciągnięta nie z własnej winy, więc liczę na oddzielną gratyfikację.
- Panno Lino…  – Zaczęła nieśmiało miłośniczka sprawiedliwości.
Sylphiel ewidentnie zdębiała.
- Gratyfikację?
- Gratyfikację. – potwierdziła z satysfakcją początkująca czarodziejka. – To ty jesteś tą, „której hobby jest gotowanie”, tak? – zacytowała pewną wypowiedź Filii. 
Oniemiała uzdrowicielka powoli pokiwała głową.
- To wisisz mi trzydaniowy obiad z wielkim deserem, jasne? 
Zielonooka ponownie wolno pokiwała głową.
- To wtedy będziemy kwita. – odparła zadowolona z siebie rudowłosa.
- Zgoda. – Zielonooka lekko się uśmiechnęła. – A skoro to mamy już za sobą, to kim pani w zasadzie jest?
- Lina Inverse, a skąd się tutaj wzięłam, to trochę dłuższa historia…
- Sylphiel Nels Rada, uzdrowicielka i kucharka. – Kobieta wyciągnęła rękę do rudowłosej, która również się uśmiechnęła i uścisnęła podaną jej dłoń.   
Spokój nie trwał jednak długo, gdyż dosłownie chwilę później cała czwórka odczuła potężny wstrząs, który rozniósł się po całej powierzchni pola Venn.
- Co to było? – spytała cicho Lina.
Odpowiedziała jej blada jak trup Amelia.
- Coś się stało w centrum Eques, Zeraquey…


Led through the mist by the milk-light of moon. All that was lost is revealed
Our long bygone burdens, mere echoes of the spring. But where have we come, and where shall we end?
If dreams can't come true, then why not pretend?

Offline

 

#120 2013-06-24 12:52:51

 Meitsa

Lord Mazoku

Skąd: Scotland/Poland
Zarejestrowany: 2011-05-24
Posty: 2281
Punktów :   
WWW

Re: Rezonans

Ok, przeczytane (mimo, że minął prawie miesiąc po publikacji ^^'). Po raz kolejny czyta się naprawdę dobrze, nie mam żadnych zastrzeżeń. Do moich ulubionych fragmentów należą opisy nauki bronią (hm, inspiracja Magic Knight Rayearth?) i psychologiczny obraz Amelii. Myślę, że jest bardzo wiarygodny, nawet bardziej mi pasuje niż oryginał. Zastanawiam się tylko czy Amelia prawidłowo zareagowała na pochwałę od Liny. Myślę, ze powinno być mniej entuzjastycznie, a wiecej szoku, chociaż to może być z kolei moje skrzywienie, bo lubię się znęcać psychicznie nad bohaterami, a Amelia z założenia jest wulkanem optymizmu, więc może właśnie tak by zareagowała


Nadworny zboczeniec forumowy <3

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
admoch.net.pl psycholog Piła savo przeciw pleśni