Slayers Fans

Odwiedź nas na http://slayers-fans-society.blogspot.co.uk/


#31 2013-08-13 11:14:29

 Rinsey

Kapłan Mazoku

Zarejestrowany: 2011-08-23
Posty: 265
Punktów :   

Re: eksperyment

Faktycznie u Filii tłoczno się zrobiło Zastosowanie wschodniego języka u klientów to naprawdę fajny pomysł. Widać, że postacie są naprawdę przemyślane. Oj tak... i już widzę, jaki chaos nastanie wraz z pojawieniem się Xellossa (Czyli już wiemy co robi Xelloss jak nie ma misji i jak nie dokucza Filii )


Led through the mist by the milk-light of moon. All that was lost is revealed
Our long bygone burdens, mere echoes of the spring. But where have we come, and where shall we end?
If dreams can't come true, then why not pretend?

Offline

 

#32 2013-08-13 11:16:11

urwena

Mazoku średniej klasy

Skąd: Ireland/Poland
Zarejestrowany: 2011-06-18
Posty: 83
Punktów :   

Re: eksperyment

Bardzo ladnie. Robi sie ciekawie Czekam na wiecej, wiecej
Tak mi sie zdawalo, ze Kosuh zaciaga jakims wschodnioslowianskim, choc nie wykluczalam tez rumunskiego- "da" jest dosc uniwersalne. Choc ruski jest latwiejszy do zrozumienia
A nie wiem czy to zamierzone czy literówka, jak liski wpadaja do sklepu to jest tam mowa o "kotach ogonow" czy to nie o kity chodzi przypadkiem?

Offline

 

#33 2013-08-13 14:52:43

Charat

Generał Mazoku

Skąd: Z nienacka
Zarejestrowany: 2011-06-04
Posty: 1325
Punktów :   
WWW

Re: eksperyment

Dobrze wypatrzyłaś, o kity chodziło. Już poprawiłam Musiałam niechcący zamiast i kliknąć na o, a skoro jest takie słowo jak 'koty', to nie podkreśliło v.v Dzięki za wyłapanie

Fakt, zrobiło się tłoczno ale większość to 'sztuczny tłum', który nie wytworzy żadnego zysku dla sklepu. Ale przynajmniej jest wrażenie, że interes się obraca, nie?

Okej, twórzmy dalej.

Edit: Burza. Wrócę do pisania, jak burza przejdzie.

Ostatnio edytowany przez Charat (2013-08-13 14:53:32)


You call it nightmare, I call it fun~!
I cut and slash.

Offline

 

#34 2013-08-13 16:04:39

 Meitsa

Lord Mazoku

Skąd: Scotland/Poland
Zarejestrowany: 2011-05-24
Posty: 2281
Punktów :   
WWW

Re: eksperyment

A no! Mnie tez te koty przykuly uwage, ale zapomniałam powiedzieć ^^'

Zawsze zostaje ci tradycyjne pisanie


Nadworny zboczeniec forumowy <3

Offline

 

#35 2013-08-13 16:19:37

Charat

Generał Mazoku

Skąd: Z nienacka
Zarejestrowany: 2011-06-04
Posty: 1325
Punktów :   
WWW

Re: eksperyment

Fakt, z drugiej strony tradycyjne pisanie zapewne sprawiłoby, że gotowe rozdziały dostawalibyście raz na kilka lat.


You call it nightmare, I call it fun~!
I cut and slash.

Offline

 

#36 2013-08-13 16:21:45

 Meitsa

Lord Mazoku

Skąd: Scotland/Poland
Zarejestrowany: 2011-05-24
Posty: 2281
Punktów :   
WWW

Re: eksperyment

Z tradycyjnego pisania korzystam juz tylko w ekstremalnych sytuacjach typu jazda pociągiem, bo jak cos napisze to trudno mi sie rozczytac i przepisywanie zajmuje tyle czasu, ze dalsza cześć bym napisała


Nadworny zboczeniec forumowy <3

Offline

 

#37 2013-08-13 16:30:36

Charat

Generał Mazoku

Skąd: Z nienacka
Zarejestrowany: 2011-06-04
Posty: 1325
Punktów :   
WWW

Re: eksperyment

Mam podobnie. W pociągach najczęsciej piszę slashe na zamówienie dla syna, bo jest jedną z niewielu osób, które potrafią odczytać moje bazgroły.


You call it nightmare, I call it fun~!
I cut and slash.

Offline

 

#38 2013-08-13 17:30:39

Charat

Generał Mazoku

Skąd: Z nienacka
Zarejestrowany: 2011-06-04
Posty: 1325
Punktów :   
WWW

Re: eksperyment

Turkot kół na żwirowym podjeździe prowadzącym do tylnego wejścia 'Antiques & Maces' zwrócił uwagę Filii. Podniosła głowę znad księgi rachunkowej, koncentrując spojrzenie na widoku za oknem. Zwykły człowiek musiałby wstać i odsunąć firankę, by dojrzeć coś więcej niż zarys postaci. Smoczyca jednak potrzebowała tylko ułamka sekundy na skupienie wzroku. Słuch jej nie mylił, wóz zatrzymał się dokładnie pod wyjściem ze sklepu. Normalnie to z niego właśnie korzystali dostawcy i kontrahenci. Jednak tego słonecznego przedpołudnia Filia nie spodziewała się żadnej dostawy, a dwa największe zamówienia wysyłkowe już dawno były w realizacji.
Przez chwilę obserwowała, jak z wozu wysiada kilka osób. Rozmawiali przyciszonymi głosami, także nie mogła rozróżnić poszczególnych słów, z łatwością jednak wyłapała obcy, śpiewny akcent.
Klienci.
Zeszła po schodach na parter, łapiąc po drodze fartuch i przewiązując go w pasie. Stanęła za ladą dokładnie w momencie, gdy klienci właśnie rozglądali się po części sklepowej. Wykorzystała zatem okazję, żeby się im przyjrzeć.
Do jej sklepu weszło przynajmniej pięć osób. Hałasy z zewnątrz sugerowały, że przynajmniej jeszcze trzy kręcą się wokół wozu. Najbliżej lady stał wysoki, szczupły mężczyzna o białych włosach. Miał na sobie płaszcz podróżny z obszytym futrem kapturem, zakrywającym niemal całą sylwetkę. Cerę miał smagłą, za pasem miał zatknięty miecz. Nie zauważył jej jeszcze, wzrok miał skupiony na swoich towarzyszach, zajętych przeglądaniem rozłożonych towarów.
- Witam w 'Antiques & Maces', w czym mogę państwu pomóc? - zapytała. Błyskawicznie wszystkie oczy skupiły się na jej osobie.
Mężczyzna, którego wcześniej zaobserwowała, zrobil krok w jej stronę. Skinął jej na powitanie głową.
- Dzień dobry. Chcielibyśmy zakupić kilka koniecznych rzeczy. - odezwał się z obcym akcentem białowłosy. Patrzył na Filię oczami błękitnymi jak niebo. - Również sprzedać, jeśli jest taka możliwość.
- To zależy od rodzaju towarów, jakie chcecie państwo sprzedać. - oświadczyła smoczyca.
Mężczyzna skinął głową i rzucił po cichu jakieś słowo. Do lady podeszła młoda dziewczyna. Ciemna skóra i podobne, choć łagodniejsze rysy twarzy upodabniały ją do mężczyzny. Jej wlosy były jednak jasnoróżowe, najprawdopodobniej ufarbowane. Zdradzały ją białe odrosty. Oczy również miała inne, mocno czerwone.
- Chciałabym sprzedać miecz. - oznajmiła bez wstępów.
Filia spojrzała na rękojeść miecza, wystającą zza pleców klientki. Ostrze musiało być niemal tak długie, jak wysoka była dziewczyna.
- Nie, nie chodzi o ten. Nie mam go w tej chwili przy sobie. - pokręciła głową czerwonooka, uśmiechając się. Uśmiech ten nadawał jej twarzy lekko kpiący wyraz. Kojarzył się z kotem. - To nie heavy blade, ale też klasa A+. Doskonale wyważony, obosieczny. Z hartowanej stali. Dodatkowo ma wzdłuż rylca wyryte runy, które po wymówieniu odpowiedniego zaklęcia rozgrzewają ostrze do bardzo wysokiej temperatury. Jest trochę przykrótki, tylko 50 centymetrów długości. Czy byłaby możliwość sprzedania go?
Filia słuchała uważnie. Specyfikacja niewiele jej mówiła, ostrzami wszelkiego rodzaju zajmował się Gravos. Jedno było pewne, mimo obcego akcentu panienka wcale nieźle posługiwała się tutejszą mową.
- Musiałabym go najpierw zobaczyć. - odparła.
Kolejny koci uśmiech i skinienie głową. Dziewczyna odeszła od lady, ustępując miejsca swojemu niebieskookiemu krewnemu.
- Mam listę. - oznajmił mężczyzna, kładąc na czystym blacie kawałek pergaminu i przesuwając go nieznacznie w stronę Filii.
Wyraźnym, pochyłym pismem w dwóch kolumnach wypisano nazwy towarów. Lista rzeczy na sprzedaż była niedługa. Zawierała jednak rzadko spotykane przedmioty. Smoczyca uśmiechnęła się nieznacznie.
Natomiast zamówienie do realizacji okazało się już mniej ekscytujące - zastawy stołowe, naczynia i sztućce, kilka waz. I broń.
- Większość z tych rzeczy mogę państwu sprzedać na miejscu, ale z realizacja tej części... - Filia stuknęła palcem w zamówienie, w sam środek litery o w słowie 'proch'. - Może potrwać nawet kilka tygodni. - uprzedziła.
Mężczyzna znów skinął głową. Nie zdradzał żadnych oznak zaskoczenia. Filia spojrzała na niego surowo. Zazwyczaj ludzie skonfrontowani ze smoczym spojrzeniem zaczynali się denerwować i sami wypełniali ciszę słowami. Zwłaszcza, jeśli nie mieli pojęcia o prawdziwej naturze Filii.
Jednak jej klient wyczerpał limit słów na dzisiaj i tylko dalej się w nią wpatrywał błękitnymi oczami.
- Czy chciałby pan omówić szczegóły zamówienia? - zapytała po dłuższej chwili.
Mężczyzna przechylił głowę nieco w bok. Miał podobny do czerwonookiej koci uśmiech. Nie odpowiedział, tylko obrócił się i spojrzał na swoich towarzyszy, wciąż zajętych przeglądaniem towarów. Wyszukał wzrokiem jedną z postaci i podszedł do niej z cichym pytaniem.
Filia odwróciła wzrok, nie mogła jednak nie usłyszeć strzępków konwersacji toczącej się w nieznanym, melodyjnym języku. Zauważyła, że właścicielka wielkiego miecza przygląda jej się, ale zanim zdążyła zareagować, do lady ponownie podszedł jasnowłosy.
Tym razem prowadził towarzyszkę. Kobieta wyglądała na jego rówieśnicę i była niezwykle urodziwa, jak na śmiertelniczkę. Miała delikatne rysy i prześliczne złocisto-żółte oczy o migdałowym kształcie.
- Chiicemy zakyupić tesz to. - oznajmiła, stawiając na blacie duży kubek. - Weziminy ich tyla. - postukała w zamówienie, dokładnie tak samo jak wcześniej Filia. Jej palec zatrzymał się jednak przy wypisanej liczbie 30.
Zerknęła przy tym na towarzysza, uśmiechając się do niego szeroko. Twarz mężczyzny od razu się wygładziła, odwzajemnił uśmiech.
- Weźmiemy od razu trzydzieści takich kubków, droga pani. - przetłumaczył kulawą wypowiedź swojej partnerki.
Filia skinęła głową i nacisnęła na dzwonek. Zza drzwi prowadzących do niewielkiego magazynu wyłoniła się Marie Lou.
- Dzwoniła pani, panno Filio? - zapytała, nerwowo wycierając ręce o fartuch i podchodząc do lady.
Smoczyca uśmiechnęła się do niej. Mężczyzna i czerwonooka nie okazali zdziwienia, ale ich przepiękna koleżanka zastygła na moment i wpatrywała się w Marie Lou jak w słowo Cephieda. W samym Seyrun nie spotykało się wielu zwierzołaków i zwierzoludzi, na obrzeżach pojawiali się zaś nieliczni. Piękna towarzyszka niebieskookiego musiała rzeczywiście przyjechać z bardzo daleka.
- Nii soposziewajla ja sye Ecaflipa uzieć tu pszi Siejrun. - stwierdziła urodziwa niewiasta. - Czuiye sye jaki bym do byłych czasuch zierkała, gdy ja mauła diziencinka.
Filia zerknęła na swoją pomocnicę. Marie Lou pochyliła się i położyła uszy po sobie, marszcząc brwi i poruszając ustami bez wydawania dźwięku.
- Jeśli dobrze rozumiem, przypominam pani dzieciństwo w rodzinnych stronach? - spytała ostrożnie.
- Da. Byłe czasy, juz moiye grodno nye istnieye do pszyślich dni. - wytłumaczyła kulawo kobieta.
Oczy Marie Lou zrobiły się jeszcze większe, a koniuszek pokrytych futerkiem ust drgnął lekko.
- Obawiam się, że niewiele z tego rozumiem. - oznajmiła.
- Ślevki, pomuc ty mye, jak mówi na to? - kobieta pociągnęła towarzysza za rękaw.
Mężczyzna znów rozjaśnił się, skupiając całą uwagę na partnerce.
- Moja żona pochodzi z dalekiego, nieistniejącego już kraju. - wyjaśnił, obejmując żółtooką. - W jej rodzinnym mieście mieszkał potężny klan Ecaflipów, których pani tygrysia uroda bardzo mojej Kosuh przypomina dziecięce lata.
- Ah, teraz wszystko jasne. - rozpromieniła się Marie Lou. - W takim razie, czy mogę pani pokazać pełną ofertę kubków? A pan pewnie też nietutejszy? - przeniosła bystre spojrzenie na mężczyznę zwanego Ślevki.
Białowłosy pokręcił głową.
- Jesteśmy tu przejazdem. Zatrzymamy się najdłużej na kilka miesięcy, może krócej.
Zanim Marie Lou zdołała wyciągnąć dalsze informacje z przyjezdnych, do sklepu weszła kolejna osoba. Tym razem była to mała dziewczynka, mogła mieć około dziesięciu lat. Białe włosy uczesane w dwa kucyki i przenikliwie błękitne oczy nie pozostawiały wątpliwości co do pokrewieństwa ze Ślevkim.
- Mammi, tatti... O, dzień dobry paniom. - mała przystanęła w drzwiach, przyglądając się uważnie Filii i Marie Lou.
- Pola. - ucieszyła się kobieta, odwracając się w stronę dziewczynki tak szybko, że jeden z warkoczy wymknął się z misternej fryzury i teraz dyndał jej obok ucha. Kosuh pasowała urodą do całej familii, miała jasnofioletowe, jedwabiste włosy zaplecione w w cienkie warkoczyki. Całość została pomysłowo spięta nad karkiem.
Zółtooka przywołała dziewczynkę skinieniem dłoni. Ślevki schylił się i podniósł małą.
- Mammi potrzebuje tłumacza. Pójdziecie z panią wybierać wzory na kubkach. - polecił.
Dziewczynka zgodziła się entuzjastycznie i oddaliła się wraz z matka na zaplecze, odpowiadając w jej imieniu na pytania Marie Lou. Filia słyszała jeszcze przez chwilę, jak mała opowiada o swoim młodszym bracie, który nie mógł przyjechać z powodu przeziębienia.
Skupiła się na wytłumieniu odgłosów z zaplecza, kierując uwagę na milczącego białowłosego i jego równie milczącą świtę.
Ślevki przyglądał się jej w skupieniu, ze spokojem znosząc smocze spojrzenie. Filia zignorowała to i znów pochyliła głowę nad listą.
- Część towarów mogą państwo zabrać od razu. - przypomniała, odznaczając te towary, które miała jeszcze w magazynie. Niektóre pozycje była w stanie zrealizować jedynie częściowo, co zresztą zaznaczyła. Wypisała też przewidywane terminu uzupełnienia zapasów.
Blękitnooki śledził jej zapiski, co jakiś czas kiwając głową.
- Gotowe. - Filia odchyliła się, przesuwając papier po blacie w kierunku mężczyzny.
- Merle. - odezwał się Ślevki, nie spuszczając wzroku ze smoczycy. - Powiedz, że mają podstawić wóz.
Czerwonooka skinęła głową i ruszyła do wyjścia na podwórze. W tej samej chwili drzwi otworzyły się z trzaskiem i do środka wbiegła dwójka roześmianych zwierzoludzkich dzieci.
- Palou! Lily! Nie wolno biegać po sklepie. - zwróciła im uwagę Filia.
Oba liski zatrzymały się i opuściły głowy, wpatrując się w podłogę. Puszyste kity ogonów też pochyliły się ku dołowi, koniuszki podrygiwały niespokojnie.
- Gdzie jest Marie Lou? - zapytała dziewczynka cicho. Cała była ruda, dużo ciemniejsza od brata. Przypominała Jillasa.
- Z klientami. Gdzie jest Terry? - Filia złagodziła trochę ton.
Lily opuściła głowę, za to jej starszy brat zaryzykował szybkie spojrzenie na Filię.
- Nie wiemy. Zostawił nas nad rzeką. Szukaliśmy go i wołaliśmy, ale nie odpowiadał. Pewnie jest znowu głodny... - ostatnie zdanie zostało trwożnie wyszeptane. Smoczyca zmarszczyła brwi.
- Jak to nie wiecie... - zaczęła.
Urwała, gdy do pomieszczenia wbiegł chudy chłopiec. Długie, zielone włosy przysłaniały mu oczy. Nie zauważył czerwonookiej i wpadł na nią z rozpędu. Dziewczyna zdążyła chwycić się za klamkę od drzwi. Chłopiec odbił się i poleciał na plecy, uderzając boleśnie łopatkami o próg.
- Terry! - krzyknęła Filia, obserwując, jak dzieciak gramoli się z ziemi. - Co robisz? Tyle razy prosiłam, żeby nie biegać po sklepie. Przeproś panią.
Chłopiec spojrzał na smoczycę krzywo spod zmierzwionej grzywy, siadając prosto.
- Przepra... - zaczął, obracając głowę w kierunku dziewczyny. I zaniemówił.
- Nic nie szkodzi. Cały jesteś, kawalerze? - zaśmiała się czerwonooka, wyciągając dłoń w kierunku siedzącego. - Jestem Merle. A ty?
- ... szam panią. - dokończył chłopiec, wciąż zagapiony. - Terry. Yyy, Valterria. Yy, ten, jestem cały.
Złotooki Valteria wciąż siedział zapatrzony w dziewczynę, pozwalając jej trzymać się za rękę. Nie spodziewał się, że dłoń Merle muśnie szybko nadgarstek i chwyci go za łokieć. Porządne pociągnięcie postawiło chłopca na nogi.
- Dziękuję. Ale ma pani fajny miecz. - wyrzucił z siebie zielonowłosy, zanim jeszcze na dobre złapał równowagę.
- Nie ma za co. Jaki miły komplement. Na pewno nic cię nie boli? - upewniła się czerwonooka, pochylając się lekko ku Terry'emu.
Chłopak gwałtownie pokręcił głową.
- No to lecę dalej. Trzymaj się, Valterria. - Merle lekko musnęła dłonią policzek chłopca, wyminęła go i wyszła na podwórze. W ślad za nią postąpili pozostali towarzysze Ślevkiego. Liczba klientów zmniejszyła się, za wyjątkiem białowłosego. Mężczyzna jednak nie zwracał na dzieci uwagi, studiował pilnie zapisy naniesione przez smoczycę.
Filia spojrzała na całą trójkę surowo.
- Terry, to było bardzo nieeleganckie. - ponownie zwróciła mu uwagę. Przybrany syn przyjął to ze wzruszeniem ramion, nie patrząc w jej stronę. - Elena z pewnością nakryła już do stołu. Możecie już iść na obiad.
Cała trójka ucieszyła się wyraźnie. Palou ujął siostrę pod ramię, prowadząc ją w stronę schodów. Valterria był tuż za nimi.
- Zaczekaj, Terry. Pomożesz mi jeszcze z klientami. Podejdź tu.
Chłopiec niechętnie spełnił polecenie, kuląc ramiona i wydymając wargi. Przeszedł obok Ślevkiego, rzucając ukradkowe spojrzenie na broń przytroczoną do pasa mężczyzny.
Z zaplecza wynurzyła się Marie Lou, prowadząc klientki.
- Tatti, kupiliśmy takie. Zrobimy rosół i Perun wyzdrowieje. - oznajmiła dziewczynka, podchodząc do ojca i prezentując mu ostateczny wybór.
- Ja panii bayzio wzięćna jesem, panii Marii lu. - mówiła właśnie Kosuh.
- Ależ nie ma za co, nie ma za co. Panno Filio, niestety mamy tylko dwadzieścia sześć sztuk w magazynie. - oznajmiła Marie Lou. - Mówiłam właśnie, że po pozostałe cztery będzie można odebrać później.
- Przyślę Polę, gdy będą gotowe. - wtrącił Ślevki. - Tylko termin?
Filia spojrzała na wybrany przez klientów towar.
- Proszę zajrzeć jutro po południu. - powiedziała wyraźnie. Obcokrajowiec kiwnął głową. - Jeśli to wszystko, to w takim razie zapraszam na rozmowę z moim współpracownikiem. Terry, pomożesz Marie Lou przy pakowaniu.
Filia wyszła za ladę, prowadząc rodziców Poli w głąb sklepu. Dziewczynka chwilę przyglądała się Valterri, a kiedy wychowanek Filii odwzajemnił spojrzenie, wzruszyła ramionami.
- Tędy proszę, panienko. - Marie Lou podeszła do drzwi. Przepuściła Terry'ego i Polę w drzwiach i zamknęła za sobą. Chłopiec wyprzedził córkę Ślevkiego, ale niestety. Różowowłosej dziewczyny z wielkim mieczem nie było już na podwórzu.
Valterria rozglądał się przez chwilę, obchodząc wóz dookoła. W międzyczasie Marie Lou zdążyła otworzyć drzwi do magazynu i razem z Gravosem zaczęła wydawać towar. Towarzysze Ślevkiego ładowali zakupy na wóz.
- Szukasz czegoś? - Pola usadowiła się między pakunkami, tuż za kozłem i z góry spoglądała na poczynania zielonowłosego chłopaczka.
Valterria spojrzał w gorę i zmrużył oczy.
- Nie twój interes. - mruknął nieuprzejmie, wracając do inspekcji. Na żwirowej ścieżce pełno było odcisków męskich butów, jego własnych i dziewczynki. Ślady czerwonookiej musiały zostać zadeptane.
Valterria przyklęknął i zaczął badać mniej wyraźny trop.
- Dlaczego nie pójdziesz na obiad? - zapytała Pola po dłuższej chwili. Terry łypnął na nią spod zielonej grzywki i grzebał dalej w żwirze. - Tamten chłopiec mówił, że możesz być głodny. A tu nie ma nic do roboty, moi wujkowie wszystkim się zajmą. Możesz iść.
Złotooki dalej rył palcami w śladach, drążąc dziurę w jednym miejscu.
- Nic nie powiem twojej mamie. - obiecała Pola, niezrażona brakiem odpowiedzi.
- Nie o to chodzi. - wymruczał Terry, przerywając zniekształcanie śladu. - Filia mama nie chce, żebym za dużo jadł. Uważa, że to dla mnie niebezpieczne.
Milczenie. Białowłosa spojrzała w górę z namysłem a potem przechyliła się do przodu przez poręcz. Koniuszki kitek niemal dotknęły ramienia chłopca.
- Masz. Są ziołowe. Mammi je kupiła, bo mój młodszy brat się przeziębił i teraz bardzo grymasi.  - wyjaśniła, podając mu mieszek.
Valterria spojrzał na oferowany pakunek i zamrugał, przenosząc wzrok na dziewczynkę.
- Nie mogę tego przyjąć. - stwierdził. Odebrał woreczek. - Jeśli twój brat jest chory...
- Te są dla mnie. A ja nie lubię ziołowych. Mammi zawsze kupuje dla mnie i dla brata. - przerwała mu Pola, zabierając ręce. - Są ziołowe, więc ci nie zaszkodzą. A zawsze wytrzymasz do obiadu.
- Nie mogę... - zaczął Terry.
Z magazynu wyszedł Ślevki z żoną, odprowadzany przez Jillasa. Żegnali się krótko i serdecznie, po czym błękitnooki zawołał na towarzyszy, usadził zonę na koźle i sam zasiadł obok niej, ujmując lejce.
- Zobaczymy się jutro! - Pola pomachała mu z odjeżdżającego wozu.
Mlody smok odmachał bez przekonania, chowając prezent za pazuchę. W sam raz, bo Filia właśnie stanęła w progu. Valterria wyprostował się, koncentrując na niej spojrzenie.
- Idź umyć ręce. A potem idziemy na obiad. - smoczyca zwróciła się do syna.
Terry skinął głową, opuszczając ramiona i kierując powolne kroki do środka.

~*~

Wieczorowa pora zastała Filię ponownie nad księgą rachunkową. Nawet po doliczeniu hojnej zaliczki od Ślevkiego i Kosuh, ostateczny wynik jej dokładnych obliczeń wciąż był liczba dwucyfrową.
- Będę musiała zwolnić Marie Lou. - szepnęła smoczyca, składając dłonie razem i opierając na nich głowę. Świeca powoli dopalała się, pokój spowijał półmrok. Filia zapatrzyła się w migoczący płomień, brzegiem dłoni ocierając wilgoć z policzków.
Rozległo się pukanie. Smoczyca usiadła prosto i położyła dłonie na blacie.
- Panno Filio, zamknęłam magazyn i zostawiłam pomalowane kubki na suszarni. - zameldowała Marie Lou. - Będę się już zbierać, czy zechciałaby pani zamknąć za mną?
Złotowłosa spojrzała na zegar, ustawiony na gzymsie kominka.
- Wielkie nieba, już tak późno? Oczywiście, zamknę za tobą. Poproszę Gravosa, żeby cię odprowadził. - Filia wstała i zasunęła za sobą krzesło.
Marie Lou cofnęła się, mrużąc zielone oczy.
- Nie trzeba, panno Filio. Okolica jest bardzo bezpieczna. Urodziłam się i znam tu wszystkich zbirów od pieluch. - zaśmiała się, machając pręgowanym ogonem.
Była kapłanka przez chwilę przyglądała się swojej współpracownicy. Marie Lou była tylko trochę od niej niższa. Cała pokryta była lśniącym, srebrzystym futerkiem w ciemnogranatowe pasy. Miała zgrabne dłonie i długie pazury, które wykorzystywała przy ozdabianiu dzbanów i waz. Początkowo Filia powierzała jej tylko drobne zadania, ale dziewczyna była bardzo pilna i chętnie pracowała z gliną lub przy ozdabianiu wyrobów. Stopniowo przejęła na siebie część obowiązków Filii.
- Dobrze więc. Do zobaczenia rano. - smoczyca odprowadziła kocią zwierzołaczkę do drzwi na dole.
- Dobranoc, panno Filio. - Marie Lou odczekała, aż Filia zasunie kratę i zablokuje ją kłódką. Smoczyca z kolei obserwowała z okna jak jej pracownica kieruje się wzdłuż uliczki, by po chwili zniknąć za rogiem. Nikt jej nie zaczepił.
Filia jeszcze raz sprawdziła wszystkie zamki. Normalnie zajmował się tym Gravos, ale entuzjastyczne odgłosy uderzania młotem o blachę upewniały ją, że obaj z Jillasem pilnie pracują nad zamówieniem. Gdy przystanęła w progu suszarni, by sprawdzić temperaturę, znajome odgłosy skrzypiącej podłogi na piętrze powiadomiły ją, że Elena układa dzieci do snu.
W suszarni pachniało farbą i lakierem. Filia obróciła kubki, by schły równomiernie na całej powierzchni i czym prędzej opuściła pomieszczenie. Pozwoliła sobie na głębszy oddech dopiero po dokładnym zamknięciu drzwi.
Przeszła do kuchni, sprawdzając przy okazji okna. Elena zostawiła dla niej filiżankę gorącej herbaty na stole. Filia zrobiła krok ku schodom prowadzącym na górę, do sypialni, wsłuchując się w miękkie tony kołysanki. Życiowa partnerka Jillasa śpiewała coraz ciszej, co oznaczało, że najmłodsi domownicy już zasypiali. Smoczyca wróciła więc po filiżankę i przeszła do salonu.
Mimo ognia buzującego w kominku w pokoju było chłodno. A przyczyną była niewątpliwie obecność siedzącego na kanapie fioletowowłosego mężczyzny.
- Kolejny ciężki dzień w pracy? - demon uniósł brew, zwracając przystojną twarz w kierunku Filii. Jego ton można było pomylić ze współczującym.
Smoczyca postawiła filiżankę na stoliku i wybrała fotel jak najdalej od Xellossa. Usiadła, wciąż patrząc na demona.
- Czego chcesz? - wycedziła przez zaciśnięte zęby.
Xelloss uśmiechnął się, odstawiając swoją filiżankę na spodeczek.
- Co za brak manier. Czy to nie oczywiste? - mazoku uśmiechnął się do niej, na moment unosząc powieki i ukazując swoją prawdziwą naturę. - Wpadłem sprawdzić, jak sobie dajesz radę  z tym wszystkim.

Ostatnio edytowany przez Charat (2013-08-14 17:01:57)


You call it nightmare, I call it fun~!
I cut and slash.

Offline

 

#39 2013-08-13 17:49:23

Charat

Generał Mazoku

Skąd: Z nienacka
Zarejestrowany: 2011-06-04
Posty: 1325
Punktów :   
WWW

Re: eksperyment

No, i tyle dzisiaj.


You call it nightmare, I call it fun~!
I cut and slash.

Offline

 

#40 2013-08-13 20:33:25

 Meitsa

Lord Mazoku

Skąd: Scotland/Poland
Zarejestrowany: 2011-05-24
Posty: 2281
Punktów :   
WWW

Re: eksperyment

Błędy:
Filia opuściła wyszła za ladę.
(...)jego własnych i dziewczynki. Ślady czerwonookiej(...) - bez tej kropki tylko kontynuacja zdania

Yey! Mamy drame! Ledwo fik sie zaczął, a juz współczuje Marie Lou i mam przeczucie, ze jeszcze cos złego ja spotka.

Val nie moze jeść? Ciekawe, zaintrygowalas mnie.

Jakoś nigdy nie mogłam przywyknac do "Filia mama" ^^'


Nadworny zboczeniec forumowy <3

Offline

 

#41 2013-08-13 21:01:27

Charat

Generał Mazoku

Skąd: Z nienacka
Zarejestrowany: 2011-06-04
Posty: 1325
Punktów :   
WWW

Re: eksperyment

Okej, poprawiłam pierwsze. Nie bardzo rozumiem, o co chodzi z tą kropką.

Marie Lou ma w tej historii konkretną rolę do odegrania. Niewielką, ale zawsze.

Hehehe, cieszę się. O to mi chodziło

Ja też nie, ale jakoś samo 'mama' mi nie pasuje do zaplanowanych relacji. Ale spoko, się wyjaśni niedługo.


You call it nightmare, I call it fun~!
I cut and slash.

Offline

 

#42 2013-08-13 21:20:59

 Meitsa

Lord Mazoku

Skąd: Scotland/Poland
Zarejestrowany: 2011-05-24
Posty: 2281
Punktów :   
WWW

Re: eksperyment

Nevermind z ta kropka, na mózg mi padło

Na razie nie mam czego sie czepiać, czekam na wiecej


Nadworny zboczeniec forumowy <3

Offline

 

#43 2013-08-14 17:03:24

Charat

Generał Mazoku

Skąd: Z nienacka
Zarejestrowany: 2011-06-04
Posty: 1325
Punktów :   
WWW

Re: eksperyment

No dobra, dopisałam. Troszkę.

Jest Xelloss. jest herbata

Hej, to prawie jak 'Jest kranczips, jest impreza'


You call it nightmare, I call it fun~!
I cut and slash.

Offline

 

#44 2013-08-14 17:41:05

 Meitsa

Lord Mazoku

Skąd: Scotland/Poland
Zarejestrowany: 2011-05-24
Posty: 2281
Punktów :   
WWW

Re: eksperyment

Ok, robi sie ciekawie Chociaż z drugiej strony mamy wiecznie powielany schemat pojawienia sie Xella w domu Filii, ale to moje czepialstwa. U mnie tez tak w koncu jest

Ale Xellos nie przyniósł herbaty!


Nadworny zboczeniec forumowy <3

Offline

 

#45 2013-08-17 13:50:30

Charat

Generał Mazoku

Skąd: Z nienacka
Zarejestrowany: 2011-06-04
Posty: 1325
Punktów :   
WWW

Re: eksperyment

Jak to nie, żłopie swoją. A Filia ma fajnie, bo jej Elena robi


You call it nightmare, I call it fun~!
I cut and slash.

Offline

 

#46 2013-08-17 14:24:54

Charat

Generał Mazoku

Skąd: Z nienacka
Zarejestrowany: 2011-06-04
Posty: 1325
Punktów :   
WWW

Re: eksperyment

Turkot kół na żwirowym podjeździe prowadzącym do tylnego wejścia 'Antiques & Maces' zwrócił uwagę Filii. Podniosła głowę znad księgi rachunkowej, koncentrując spojrzenie na widoku za oknem. Zwykły człowiek musiałby wstać i odsunąć firankę, by dojrzeć coś więcej niż zarys postaci. Smoczyca jednak potrzebowała tylko ułamka sekundy na skupienie wzroku. Słuch jej nie mylił, wóz zatrzymał się dokładnie pod wyjściem ze sklepu. Normalnie to z niego właśnie korzystali dostawcy i kontrahenci. Jednak tego słonecznego przedpołudnia Filia nie spodziewała się żadnej dostawy, a dwa największe zamówienia wysyłkowe już dawno były w realizacji.
Przez chwilę obserwowała, jak z wozu wysiada kilka osób. Rozmawiali przyciszonymi głosami, także nie mogła rozróżnić poszczególnych słów, z łatwością jednak wyłapała obcy, śpiewny akcent.
Klienci.
Zeszła po schodach na parter, łapiąc po drodze fartuch i przewiązując go w pasie. Stanęła za ladą dokładnie w momencie, gdy klienci właśnie rozglądali się po części sklepowej. Wykorzystała zatem okazję, żeby się im przyjrzeć.
Do jej sklepu weszło przynajmniej pięć osób. Hałasy z zewnątrz sugerowały, że przynajmniej jeszcze trzy kręcą się wokół wozu. Najbliżej lady stał wysoki, szczupły mężczyzna o białych włosach. Miał na sobie płaszcz podróżny z obszytym futrem kapturem, zakrywającym niemal całą sylwetkę. Cerę miał smagłą, za pasem miał zatknięty miecz. Nie zauważył jej jeszcze, wzrok miał skupiony na swoich towarzyszach, zajętych przeglądaniem rozłożonych towarów.
- Witam w 'Antiques & Maces', w czym mogę państwu pomóc? - zapytała. Błyskawicznie wszystkie oczy skupiły się na jej osobie.
Mężczyzna, którego wcześniej zaobserwowała, zrobil krok w jej stronę. Skinął jej na powitanie głową.
- Dzień dobry. Chcielibyśmy zakupić kilka koniecznych rzeczy. - odezwał się z obcym akcentem białowłosy. Patrzył na Filię oczami błękitnymi jak niebo. - Również sprzedać, jeśli jest taka możliwość.
- To zależy od rodzaju towarów, jakie chcecie państwo sprzedać. - oświadczyła smoczyca.
Mężczyzna skinął głową i rzucił po cichu jakieś słowo. Do lady podeszła młoda dziewczyna. Ciemna skóra i podobne, choć łagodniejsze rysy twarzy upodabniały ją do mężczyzny. Jej wlosy były jednak jasnoróżowe, najprawdopodobniej ufarbowane. Zdradzały ją białe odrosty. Oczy również miała inne, mocno czerwone.
- Chciałabym sprzedać miecz. - oznajmiła bez wstępów.
Filia spojrzała na rękojeść miecza, wystającą zza pleców klientki. Ostrze musiało być niemal tak długie, jak wysoka była dziewczyna.
- Nie, nie chodzi o ten. Nie mam go w tej chwili przy sobie. - pokręciła głową czerwonooka, uśmiechając się. Uśmiech ten nadawał jej twarzy lekko kpiący wyraz. Kojarzył się z kotem. - To nie heavy blade, ale też klasa A+. Doskonale wyważony, obosieczny. Z hartowanej stali. Dodatkowo ma wzdłuż rylca wyryte runy, które po wymówieniu odpowiedniego zaklęcia rozgrzewają ostrze do bardzo wysokiej temperatury. Jest trochę przykrótki, tylko 50 centymetrów długości. Czy byłaby możliwość sprzedania go?
Filia słuchała uważnie. Specyfikacja niewiele jej mówiła, ostrzami wszelkiego rodzaju zajmował się Gravos. Jedno było pewne, mimo obcego akcentu panienka wcale nieźle posługiwała się tutejszą mową.
- Musiałabym go najpierw zobaczyć. - odparła.
Kolejny koci uśmiech i skinienie głową. Dziewczyna odeszła od lady, ustępując miejsca swojemu niebieskookiemu krewnemu.
- Mam listę. - oznajmił mężczyzna, kładąc na czystym blacie kawałek pergaminu i przesuwając go nieznacznie w stronę Filii.
Wyraźnym, pochyłym pismem w dwóch kolumnach wypisano nazwy towarów. Lista rzeczy na sprzedaż była niedługa. Zawierała jednak rzadko spotykane przedmioty. Smoczyca uśmiechnęła się nieznacznie.
Natomiast zamówienie do realizacji okazało się już mniej ekscytujące - zastawy stołowe, naczynia i sztućce, kilka waz. I broń.
- Większość z tych rzeczy mogę państwu sprzedać na miejscu, ale z realizacja tej części... - Filia stuknęła palcem w zamówienie, w sam środek litery o w słowie 'proch'. - Może potrwać nawet kilka tygodni. - uprzedziła.
Mężczyzna znów skinął głową. Nie zdradzał żadnych oznak zaskoczenia. Filia spojrzała na niego surowo. Zazwyczaj ludzie skonfrontowani ze smoczym spojrzeniem zaczynali się denerwować i sami wypełniali ciszę słowami. Zwłaszcza, jeśli nie mieli pojęcia o prawdziwej naturze Filii.
Jednak jej klient wyczerpał limit słów na dzisiaj i tylko dalej się w nią wpatrywał błękitnymi oczami.
- Czy chciałby pan omówić szczegóły zamówienia? - zapytała po dłuższej chwili.
Mężczyzna przechylił głowę nieco w bok. Miał podobny do czerwonookiej koci uśmiech. Nie odpowiedział, tylko obrócił się i spojrzał na swoich towarzyszy, wciąż zajętych przeglądaniem towarów. Wyszukał wzrokiem jedną z postaci i podszedł do niej z cichym pytaniem.
Filia odwróciła wzrok, nie mogła jednak nie usłyszeć strzępków konwersacji toczącej się w nieznanym, melodyjnym języku. Zauważyła, że właścicielka wielkiego miecza przygląda jej się, ale zanim zdążyła zareagować, do lady ponownie podszedł jasnowłosy.
Tym razem prowadził towarzyszkę. Kobieta wyglądała na jego rówieśnicę i była niezwykle urodziwa, jak na śmiertelniczkę. Miała delikatne rysy i prześliczne złocisto-żółte oczy o migdałowym kształcie.
- Chiicemy zakyupić tesz to. - oznajmiła, stawiając na blacie duży kubek. - Weziminy ich tyla. - postukała w zamówienie, dokładnie tak samo jak wcześniej Filia. Jej palec zatrzymał się jednak przy wypisanej liczbie 30.
Zerknęła przy tym na towarzysza, uśmiechając się do niego szeroko. Twarz mężczyzny od razu się wygładziła, odwzajemnił uśmiech.
- Weźmiemy od razu trzydzieści takich kubków, droga pani. - przetłumaczył kulawą wypowiedź swojej partnerki.
Filia skinęła głową i nacisnęła na dzwonek. Zza drzwi prowadzących do niewielkiego magazynu wyłoniła się Marie Lou.
- Dzwoniła pani, panno Filio? - zapytała, nerwowo wycierając ręce o fartuch i podchodząc do lady.
Smoczyca uśmiechnęła się do niej. Mężczyzna i czerwonooka nie okazali zdziwienia, ale ich przepiękna koleżanka zastygła na moment i wpatrywała się w Marie Lou jak w słowo Cephieda. W samym Seyrun nie spotykało się wielu zwierzołaków i zwierzoludzi, na obrzeżach pojawiali się zaś nieliczni. Piękna towarzyszka niebieskookiego musiała rzeczywiście przyjechać z bardzo daleka.
- Nii soposziewajla ja sye Ecaflipa uzieć tu pszi Siejrun. - stwierdziła urodziwa niewiasta. - Czuiye sye jaki bym do byłych czasuch zierkała, gdy ja mauła diziencinka.
Filia zerknęła na swoją pomocnicę. Marie Lou pochyliła się i położyła uszy po sobie, marszcząc brwi i poruszając ustami bez wydawania dźwięku.
- Jeśli dobrze rozumiem, przypominam pani dzieciństwo w rodzinnych stronach? - spytała ostrożnie.
- Da. Byłe czasy, juz moiye grodno nye istnieye do pszyślich dni. - wytłumaczyła kulawo kobieta.
Oczy Marie Lou zrobiły się jeszcze większe, a koniuszek pokrytych futerkiem ust drgnął lekko.
- Obawiam się, że niewiele z tego rozumiem. - oznajmiła.
- Ślevki, pomózie ty mye, jak mówi na to? - kobieta pociągnęła towarzysza za rękaw.
Mężczyzna znów rozjaśnił się, skupiając całą uwagę na partnerce.
- Moja żona pochodzi z dalekiego, nieistniejącego już kraju. - wyjaśnił, obejmując żółtooką. - W jej rodzinnym mieście mieszkał potężny klan Ecaflipów, których pani tygrysia uroda bardzo mojej Kosuh przypomina dziecięce lata.
- Ah, teraz wszystko jasne. - rozpromieniła się Marie Lou. - W takim razie, czy mogę pani pokazać pełną ofertę kubków? A pan pewnie też nietutejszy? - przeniosła bystre spojrzenie na mężczyznę zwanego Ślevki.
Białowłosy pokręcił głową.
- Jesteśmy tu przejazdem. Zatrzymamy się najdłużej na kilka miesięcy, może krócej.
Zanim Marie Lou zdołała wyciągnąć dalsze informacje z przyjezdnych, do sklepu weszła kolejna osoba. Tym razem była to mała dziewczynka, mogła mieć około dziesięciu lat. Białe włosy uczesane w dwa kucyki i przenikliwie błękitne oczy nie pozostawiały wątpliwości co do pokrewieństwa ze Ślevkim.
- Mammi, tatti... O, dzień dobry paniom. - mała przystanęła w drzwiach, przyglądając się uważnie Filii i Marie Lou.
- Pola. - ucieszyła się kobieta, odwracając się w stronę dziewczynki tak szybko, że jeden z warkoczy wymknął się z misternej fryzury i teraz dyndał jej obok ucha. Kosuh pasowała urodą do całej familii, miała jasnofioletowe, jedwabiste włosy zaplecione w w cienkie warkoczyki. Całość została pomysłowo spięta nad karkiem.
Zółtooka przywołała dziewczynkę skinieniem dłoni. Ślevki schylił się i podniósł małą.
- Mammi potrzebuje tłumacza. Pójdziecie z panią wybierać wzory na kubkach. - polecił.
Dziewczynka zgodziła się entuzjastycznie i oddaliła się wraz z matka na zaplecze, odpowiadając w jej imieniu na pytania Marie Lou. Filia słyszała jeszcze przez chwilę, jak mała opowiada o swoim młodszym bracie, który nie mógł przyjechać z powodu przeziębienia.
Skupiła się na wytłumieniu odgłosów z zaplecza, kierując uwagę na milczącego białowłosego i jego równie milczącą świtę.
Ślevki przyglądał się jej w skupieniu, ze spokojem znosząc smocze spojrzenie. Filia zignorowała to i znów pochyliła głowę nad listą.
- Część towarów mogą państwo zabrać od razu. - przypomniała, odznaczając te towary, które miała jeszcze w magazynie. Niektóre pozycje była w stanie zrealizować jedynie częściowo, co zresztą zaznaczyła. Wypisała też przewidywane terminu uzupełnienia zapasów.
Blękitnooki śledził jej zapiski, co jakiś czas kiwając głową.
- Gotowe. - Filia odchyliła się, przesuwając papier po blacie w kierunku mężczyzny.
- Merle. - odezwał się Ślevki, nie spuszczając wzroku ze smoczycy. - Powiedz, że mają podstawić wóz.
Czerwonooka skinęła głową i ruszyła do wyjścia na podwórze. W tej samej chwili drzwi otworzyły się z trzaskiem i do środka wbiegła dwójka roześmianych zwierzoludzkich dzieci.
- Palou! Lily! Nie wolno biegać po sklepie. - zwróciła im uwagę Filia.
Oba liski zatrzymały się i opuściły głowy, wpatrując się w podłogę. Puszyste kity ogonów też pochyliły się ku dołowi, koniuszki podrygiwały niespokojnie.
- Gdzie jest Marie Lou? - zapytała dziewczynka cicho. Cała była ruda, dużo ciemniejsza od brata. Przypominała Jillasa.
- Z klientami. Gdzie jest Terry? - Filia złagodziła trochę ton.
Lily opuściła głowę, za to jej starszy brat zaryzykował szybkie spojrzenie na Filię.
- Nie wiemy. Zostawił nas nad rzeką. Szukaliśmy go i wołaliśmy, ale nie odpowiadał. Pewnie jest znowu głodny... - ostatnie zdanie zostało trwożnie wyszeptane. Smoczyca zmarszczyła brwi.
- Jak to nie wiecie... - zaczęła.
Urwała, gdy do pomieszczenia wbiegł chudy chłopiec. Długie, zielone włosy przysłaniały mu oczy. Nie zauważył czerwonookiej i wpadł na nią z rozpędu. Dziewczyna zdążyła chwycić się za klamkę od drzwi. Chłopiec odbił się i poleciał na plecy, uderzając boleśnie łopatkami o próg.
- Terry! - krzyknęła Filia, obserwując, jak dzieciak gramoli się z ziemi. - Co robisz? Tyle razy prosiłam, żeby nie biegać po sklepie. Przeproś panią.
Chłopiec spojrzał na smoczycę krzywo spod zmierzwionej grzywy, siadając prosto.
- Przepra... - zaczął, obracając głowę w kierunku dziewczyny. I zaniemówił.
- Nic nie szkodzi. Cały jesteś, kawalerze? - zaśmiała się czerwonooka, wyciągając dłoń w kierunku siedzącego. - Jestem Merle. A ty?
- ... szam panią. - dokończył chłopiec, wciąż zagapiony. - Terry. Yyy, Valterria. Yy, ten, jestem cały.
Złotooki Valteria wciąż siedział zapatrzony w dziewczynę, pozwalając jej trzymać się za rękę. Nie spodziewał się, że dłoń Merle muśnie szybko nadgarstek i chwyci go za łokieć. Porządne pociągnięcie postawiło chłopca na nogi.
- Dziękuję. Ale ma pani fajny miecz. - wyrzucił z siebie zielonowłosy, zanim jeszcze na dobre złapał równowagę.
- Nie ma za co. Jaki miły komplement. Na pewno nic cię nie boli? - upewniła się czerwonooka, pochylając się lekko ku Terry'emu.
Chłopak gwałtownie pokręcił głową.
- No to lecę dalej. Trzymaj się, Valterria. - Merle lekko musnęła dłonią policzek chłopca, wyminęła go i wyszła na podwórze. W ślad za nią postąpili pozostali towarzysze Ślevkiego. Liczba klientów zmniejszyła się, za wyjątkiem białowłosego. Mężczyzna jednak nie zwracał na dzieci uwagi, studiował pilnie zapisy naniesione przez smoczycę.
Filia spojrzała na całą trójkę surowo.
- Terry, to było bardzo nieeleganckie. - ponownie zwróciła mu uwagę. Przybrany syn przyjął to ze wzruszeniem ramion, nie patrząc w jej stronę. - Elena z pewnością nakryła już do stołu. Możecie już iść na obiad.
Cała trójka ucieszyła się wyraźnie. Palou ujął siostrę pod ramię, prowadząc ją w stronę schodów. Valterria był tuż za nimi.
- Zaczekaj, Terry. Pomożesz mi jeszcze z klientami. Podejdź tu.
Chłopiec niechętnie spełnił polecenie, kuląc ramiona i wydymając wargi. Przeszedł obok Ślevkiego, rzucając ukradkowe spojrzenie na broń przytroczoną do pasa mężczyzny.
Z zaplecza wynurzyła się Marie Lou, prowadząc klientki.
- Tatti, kupiliśmy takie. Zrobimy rosół i Perun wyzdrowieje. - oznajmiła dziewczynka, podchodząc do ojca i prezentując mu ostateczny wybór.
- Ja panii bayzio wzięćna jesem, panii Marii lu. - mówiła właśnie Kosuh.
- Ależ nie ma za co, nie ma za co. Panno Filio, niestety mamy tylko dwadzieścia sześć sztuk w magazynie. - oznajmiła Marie Lou. - Mówiłam właśnie, że po pozostałe cztery będzie można odebrać później.
- Przyślę Polę, gdy będą gotowe. - wtrącił Ślevki. - Tylko termin?
Filia spojrzała na wybrany przez klientów towar.
- Proszę zajrzeć jutro po południu. - powiedziała wyraźnie. Obcokrajowiec kiwnął głową. - Jeśli to wszystko, to w takim razie zapraszam na rozmowę z moim współpracownikiem. Terry, pomożesz Marie Lou przy pakowaniu.
Filia wyszła za ladę, prowadząc rodziców Poli w głąb sklepu. Dziewczynka chwilę przyglądała się Valterri, a kiedy wychowanek Filii odwzajemnił spojrzenie, wzruszyła ramionami.
- Tędy proszę, panienko. - Marie Lou podeszła do drzwi. Przepuściła Terry'ego i Polę w drzwiach i zamknęła za sobą. Chłopiec wyprzedził córkę Ślevkiego, ale niestety. Różowowłosej dziewczyny z wielkim mieczem nie było już na podwórzu.
Valterria rozglądał się przez chwilę, obchodząc wóz dookoła. W międzyczasie Marie Lou zdążyła otworzyć drzwi do magazynu i razem z Gravosem zaczęła wydawać towar. Towarzysze Ślevkiego ładowali zakupy na wóz.
- Szukasz czegoś? - Pola usadowiła się między pakunkami, tuż za kozłem i z góry spoglądała na poczynania zielonowłosego chłopaczka.
Valterria spojrzał w gorę i zmrużył oczy.
- Nie twój interes. - mruknął nieuprzejmie, wracając do inspekcji. Na żwirowej ścieżce pełno było odcisków męskich butów, jego własnych i dziewczynki. Ślady czerwonookiej musiały zostać zadeptane.
Valterria przyklęknął i zaczął badać mniej wyraźny trop.
- Dlaczego nie pójdziesz na obiad? - zapytała Pola po dłuższej chwili. Terry łypnął na nią spod zielonej grzywki i grzebał dalej w żwirze. - Tamten chłopiec mówił, że możesz być głodny. A tu nie ma nic do roboty, moi wujkowie wszystkim się zajmą. Możesz iść.
Złotooki dalej rył palcami w śladach, drążąc dziurę w jednym miejscu.
- Nic nie powiem twojej mamie. - obiecała Pola, niezrażona brakiem odpowiedzi.
- Nie o to chodzi. - wymruczał Terry, przerywając zniekształcanie śladu. - Filia mama nie chce, żebym za dużo jadł. Uważa, że to dla mnie niebezpieczne.
Milczenie. Białowłosa spojrzała w górę z namysłem a potem przechyliła się do przodu przez poręcz. Koniuszki kitek niemal dotknęły ramienia chłopca.
- Masz. Są ziołowe. Mammi je kupiła, bo mój młodszy brat się przeziębił i teraz bardzo grymasi.  - wyjaśniła, podając mu mieszek.
Valterria spojrzał na oferowany pakunek i zamrugał, przenosząc wzrok na dziewczynkę.
- Nie mogę tego przyjąć. - stwierdził. Odebrał woreczek. - Jeśli twój brat jest chory...
- Te są dla mnie. A ja nie lubię ziołowych. Mammi zawsze kupuje dla mnie i dla brata. - przerwała mu Pola, zabierając ręce. - Są ziołowe, więc ci nie zaszkodzą. A zawsze wytrzymasz do obiadu.
- Nie mogę... - zaczął Terry.
Z magazynu wyszedł Ślevki z żoną, odprowadzany przez Jillasa. Żegnali się krótko i serdecznie, po czym błękitnooki zawołał na towarzyszy, usadził zonę na koźle i sam zasiadł obok niej, ujmując lejce.
- Zobaczymy się jutro! - Pola pomachała mu z odjeżdżającego wozu.
Mlody smok odmachał bez przekonania, chowając prezent za pazuchę. W sam raz, bo Filia właśnie stanęła w progu. Valterria wyprostował się, koncentrując na niej spojrzenie.
- Idź umyć ręce. A potem idziemy na obiad. - smoczyca zwróciła się do syna.
Terry skinął głową, opuszczając ramiona i kierując powolne kroki do środka.

~*~

Wieczorowa pora zastała Filię ponownie nad księgą rachunkową. Nawet po doliczeniu hojnej zaliczki od Ślevkiego i Kosuh, ostateczny wynik jej dokładnych obliczeń wciąż był liczba dwucyfrową.
- Będę musiała zwolnić Marie Lou. - szepnęła smoczyca, składając dłonie razem i opierając na nich głowę. Świeca powoli dopalała się, pokój spowijał półmrok. Filia zapatrzyła się w migoczący płomień, brzegiem dłoni ocierając wilgoć z policzków.
Rozległo się pukanie. Smoczyca usiadła prosto i położyła dłonie na blacie.
- Panno Filio, zamknęłam magazyn i zostawiłam pomalowane kubki na suszarni. - zameldowała Marie Lou. - Będę się już zbierać, czy zechciałaby pani zamknąć za mną?
Złotowłosa spojrzała na zegar, ustawiony na gzymsie kominka.
- Wielkie nieba, już tak późno? Oczywiście, zamknę za tobą. Poproszę Gravosa, żeby cię odprowadził. - Filia wstała i zasunęła za sobą krzesło.
Marie Lou cofnęła się, mrużąc zielone oczy.
- Nie trzeba, panno Filio. Okolica jest bardzo bezpieczna. Urodziłam się i znam tu wszystkich zbirów od pieluch. - zaśmiała się, machając pręgowanym ogonem.
Była kapłanka przez chwilę przyglądała się swojej współpracownicy. Marie Lou była tylko trochę od niej niższa. Cała pokryta była lśniącym, srebrzystym futerkiem w ciemnogranatowe pasy. Miała zgrabne dłonie i długie pazury, które wykorzystywała przy ozdabianiu dzbanów i waz. Początkowo Filia powierzała jej tylko drobne zadania, ale dziewczyna była bardzo pilna i chętnie pracowała z gliną lub przy ozdabianiu wyrobów. Stopniowo przejęła na siebie część obowiązków Filii.
- Dobrze więc. Do zobaczenia rano. - smoczyca odprowadziła kocią zwierzołaczkę do drzwi na dole.
- Dobranoc, panno Filio. - Marie Lou odczekała, aż Filia zasunie kratę i zablokuje ją kłódką. Smoczyca z kolei obserwowała z okna jak jej pracownica kieruje się wzdłuż uliczki, by po chwili zniknąć za rogiem. Nikt jej nie zaczepił.
Filia jeszcze raz sprawdziła wszystkie zamki. Normalnie zajmował się tym Gravos, ale entuzjastyczne odgłosy uderzania młotem o blachę upewniały ją, że obaj z Jillasem pilnie pracują nad zamówieniem. Gdy przystanęła w progu suszarni, by sprawdzić temperaturę, znajome odgłosy skrzypiącej podłogi na piętrze powiadomiły ją, że Elena układa dzieci do snu.
W suszarni pachniało farbą i lakierem. Filia obróciła kubki, by schły równomiernie na całej powierzchni i czym prędzej opuściła pomieszczenie. Pozwoliła sobie na głębszy oddech dopiero po dokładnym zamknięciu drzwi.
Przeszła do kuchni, sprawdzając przy okazji okna. Elena zostawiła dla niej filiżankę gorącej herbaty na stole. Filia zrobiła krok ku schodom prowadzącym na górę, do sypialni, wsłuchując się w miękkie tony kołysanki. Życiowa partnerka Jillasa śpiewała coraz ciszej, co oznaczało, że najmłodsi domownicy już zasypiali. Smoczyca wróciła więc po filiżankę i przeszła do salonu.
Mimo ognia buzującego w kominku w pokoju było chłodno. A przyczyną była niewątpliwie obecność siedzącego na kanapie fioletowowłosego mężczyzny.
- Kolejny ciężki dzień w pracy? - demon uniósł brew, zwracając przystojną twarz w kierunku Filii. Jego ton można było pomylić ze współczującym.
Smoczyca postawiła filiżankę na stoliku i wybrała fotel jak najdalej od Xellossa. Usiadła, wciąż patrząc na demona.
- Czego chcesz? - wycedziła przez zaciśnięte zęby.
Xelloss uśmiechnął się, odstawiając swoją filiżankę na spodeczek.
- Co za brak manier. Czy to nie oczywiste? - mazoku uśmiechnął się do niej, na moment unosząc powieki i ukazując swoją prawdziwą naturę. - Wpadłem sprawdzić, jak sobie dajesz radę  z tym wszystkim.
- Dziękuję, bardzo dobrze. - odparła natychmiast, prostując się jeszcze bardziej. Mazoku tylko uśmiechnął się w odpowiedzi i cierpliwie czekał.
Filia westchnęła i sięgnęła po filiżankę. Xelloss poszedł za jej przykładem, siadając wygodniej i obracając się nieco bardziej w jej stronę.
- A jak się miewa drogi Valterria? - zagadnął po chwili ciężkiego milczenia. Wyraźnie delektował się sytuacją.
Smoczyca zmusiła się by rozluźnić szczęki.
- Również bardzo dobrze. - odpowiedziała szybko. Odrobinę za szybko. Uśmiech demona poszerzył się odrobinę.
- Miło mi to słyszeć. - odparł uprzejmie, znów na moment ukazując fioletowe ślepia z pionowymi źrenicami. - W końcu w dzisiejszych czasach samotnym matkom nie jest łatwo wykarmić potomstwo. - zauważył lekko.
Filia milczała, zaciskając palce na brzegu podłokietnika i uszku od filiżanki.
- Zwłaszcza chłopców w tym wieku, w końcu tak szybko rosną. - kontynuował Xelloss beztrosko. - Val ma ile lat? Czas tak szybko leci. - uśmiechnął się do niej.
- Terry. - wycedziła Filia. - Terry ma cztery lata.
- No proszę, a wygląda dopiero na osiem. - demon kiwnął głową. - Ciekawe, dlaczego? - zastanowił się na głos.
Filia odstawiła naczynie na stół po raz drugi, tym razem z głośnym stuknięciem.
- Przebyłeś taki kawał drogi, żeby podyskutować na temat diety mojego syna? - zapytała ostro.
Xelloss wyglądał na dotkniętego tą uwagą, posyłając jej spojrzenie urażonej niewinności.
- Oczywiście, że nie. Już mówiłem, jestem tu, by sprawdzić jak dajecie sobie radę na nowym miejscu. - odparł wesoło. - Nic nie poradzę, że wzrost młodych smoków jest dla mnie fascynujący. Można to nawet określić zawodowym zainteresowaniem.
Smoczyca spojrzała na niego wrogo, odruchowo sięgając dłonią do uda. Udało jej się jednak powstrzymać gest.
- A ja już mówiłam, że jest w porządku. - podkreśliła ostatnie słowo. - Czy chcesz omówić jeszcze jakieś kwestie czy też musisz już iść, bo obowiązki wzywają? - zapytała słodko.
Mazoku przyglądał jej się z nieodgadnioną miną, po czym wstał płynnym ruchem.
- Oczywiście, możemy zmienić temat. - ciągnął dalej lekkim tonem. - Widzę, że zmieniłaś komplet wypoczynkowy. Nie jest tak wygodny jak ten poprzedni. - zauważył.
Filia akurat wstawała, kiedy padła ta uwaga. Zbladła i zatrzymała się w pół ruchu.
- Xelloss. - ni to syknęła, ni to warknęła.
- Z drugiej strony, rozumiem konieczność. Dziewiczą krew bardzo trudno wywabić z pluszowego obicia... - kontynuował demon z zadowolonym uśmieszkiem.
Tym razem Filia nie opanowała odruchu. Śmignęła spódnica, fartuch i halka. Chwilę później kolce maczugi wycelowane były w twarz fioletowookiego, a sama smoczyca stała od niego na wyciągnięcie ramienia.
- Dosyć. Natychmiast opuść mój dom. - wysapała.
Xelloss ani przez chwilę nie przestawał się uśmiechać. Tylko pokój zrobił się nagle ciemniejszy, a ogień w kominku przygasł nieco.
- Nie mogę tego zrobić, droga Filio. - odparł spokojnie, podchodząc bliżej, dłonią odsuwając maczugę z drogi. - Włożyłem dużo wysiłku w wyprowadzenie was z poprzedniego miasta. Jeśli sprawy nie układają się po mojej myśli, ten wysiłek można by uznać za zmarnowany.
Filia pozwoliła maczudze opaść powoli, wciąż trzymała ja jednak pewną ręką.
- Dziękuję za uroczy wieczór i pyszną herbatę. - Xelloss nachylił się i cmoknął ją w policzek. - Do zobaczenia.
Odstawił pustą filiżankę dokładnie obok naczynia Filii. Zniknął, zanim ciche stuknięcie spodeczka o drewno dotarło do jej uszu.
Herbata Filii była już letnia.

~*~

Obudziła się, gdy na dworze było już jasno. Lekki wietrzyk poruszał firanami. Przed położeniem się spać Filia dokładnie zamknęła okiennice. Zatem Elena musiała je otworzyć i to niedawno. W pokoju nie było jeszcze chłodno.
Umyła się i ubrała szybko, po czym zbiegła po schodach na dół. Śniadanie już trwało, Gravos właśnie wstawał od stołu a Jillas i Elena zmywali pierwsze naczynia. Palou karmił siostrzyczkę a w międzyczasie jej niesforny syn podkradał mu resztki bekonu z talerza.
- Terry, nie rób tak. Pamiętaj o manierach, jesteś w towarzystwie. - upomniała Filia, zasiadając do stołu. - Przepraszam za spóźnienie.
Valterria mruknął coś i usiadł prosto, naburmuszony. Jego talerz był już pusty, ale nie oddał go do mycia.
- Nic się nie stało, panno Filio. Każdy musi sobie czasem pospać. - odparła wesoło Elena, zbliżając się do niej z imbrykiem.
- Mogę jeszcze trochę bekonu? - zapytał Terry, kierując złote oczy na krzątającą się przy stole lisiczkę.
Elena w pierwszym odruchu już otwierała usta, ale przerwała, gdy Filia lekko pokręciła głową.
- Terry. - upomniała ponownie.
- Tak, tak, wiem. - westchnął chłopiec. - Żadnych dokładek. Żadnego podjadania, trzy posiłki dziennie, podwieczorek raz na dwa tygodnie. - wyrecytował.
Zgarbił się i oparł łokcie o stół, krzyżując długie nogi w kostkach. Kantem obuwia zaczął rytmicznie uderzać w nogę stołu.
Jillas wyciągnął córeczkę z fotelika dla dzieci i chusteczką wyczyścił jej pyszczek, spoglądając na Filię. Gravos mył naczynia i pozornie nie poświęcał sytuacji uwagi. Trzeci raz opłukiwał ten sam talerzyk.
- Terry. - westchnęła Filia. - Przecież wiesz, dlaczego zasady są takie a nie inne. Owszem, tak blisko Seyrun ludzie są bardziej tolerancyjni, ale mimo wszystko. Należy dmuchać na zimne.
Cisza. Energiczne postukiwanie buta w nogę od stołu.
- Wszyscy coś poświęcamy, bo nie chcemy powtórki sprzed kilku lat, prawda? - spytała smoczyca łagodnie.
- Nie chcemy. - potwierdził smutno Terry, unikając jej spojrzenia.
Jasnowłosa przechyliła się w jego kierunku, zniżając głos.
- Wiem, że ci trudno skarbeńku. Ale czasy są ciężkie i jeśli chcemy przetrwać, musimy tu zostać. Na świecie nie ma wielu takich miejsc, jak tutaj. Gdzie indziej nie dalibyśmy sobie rady. - tłumaczyła Filia.
Valterria obrócił się do niej nagle, całym ciałem, niemalże łamiąc krzesło. Smoczyca ledwo postrzymała odruch odskoczenia.
- Świat to złe miejsce. Nie powinno tak być. - wysyczał chłopiec wściekle. - Jeśli ktoś nie może nas zaakceptować takimi, jacy jesteśmy, to sam powinien się ukrywać.
To powiedziawszy wstał szybko i prawie wybiegł z kuchni. Filia i Palou zawołali za nim, ale tylko młody lisek zerwał się i pobiegł za nim.
- Ja też chcę! Ja też! - Lily wyciągała łapki za bratem, ale powstrzymał ją ojciec.
- Następnym razem, Lily! - zawołał Palou zza drzwi.
Jillas spokojnie dokończył dekorowanie kitek dziewczynki różowymi wstążkami.
- Gotowe. Chcesz pomóc tacie w pracy, kwiatuszku?
Elena postawiła przed markotną Filią jajka na bekonie i tosty.
- Proszę się tak nie przejmować, panno Filio. - pocieszyła. - To prawda, że Valterria ciężko znosi ograniczenia, ale w głębi duszy rozumie, dlaczego je pani ustanowiła.
Smoczyca westchnęła, dzieląc jajko widelcem na równe kęsy.
- Ostatnio tak ciężko nam się dogadać. - westchnęła.
- To zrozumiałe, panno Filio. - odparła Elena. - Mnie również czasem ciężko było nadążyć za Palou. - przyznała, czerpiąc z własnego doświadczenia samotnej matki wychowującej dorastającego chłopca.
Valterria tymczasem przebiegł skosem przez podwórko i skręcił w boczną uliczkę. Zwalniał stopniowo, aż znalazł się na skraju miasteczka. Stamtąd już spokojnym krokiem udał się w kierunku lasku i rzeki. Palou i uczesana w warkoczyki Lily nie zdążyli go dogonić, ale bez trudu znaleźli go w pobliżu wielkiego kamienia. Było to ich ulubione miejsce zabaw.
Młody smok stał na wielkim głazie narzutowym, powoli wznosząc dłonie do góry i uważnie obserwując swój cień na trawie. Wystarczyło rozłożyć ramiona a dzięki odpowiedniemu ustawieniu o właściwej porze kontur ramion przypominał nieco skrzydła. Cienkie, nieopierzone ale jednak skrzydła.
- Znowu próbujesz latać? - wysapał Palou, kiedy razem z siostrzyczką dotruchtali wreszcie na miejsce. Lily od razu padła na trawę, dysząc ciężko. Starszy lisek oparł pokryte futerkiem drobne dłonie o powierzchnię kamienia.
- Nie marudź. Dekoncentrujesz mnie. - syknął chłopiec z naganą.
Palou wymamrotał przeprosiny, kładąc uszy po sobie.

Ostatnio edytowany przez Charat (2013-08-20 19:43:50)


You call it nightmare, I call it fun~!
I cut and slash.

Offline

 

#47 2013-08-17 21:12:25

 Rinsey

Kapłan Mazoku

Zarejestrowany: 2011-08-23
Posty: 265
Punktów :   

Re: eksperyment

Świetne. Przybycie Xellossa po zwyczajnym, niemal sielankowym dniu pracy, robi wrażenie. chociaż czytelnik spodziewa się, że nasz ulubiony Mazoku już wkrótce się pojawi. Mnożą się również pytania i czytelnik, chce wiedzieć, co będzie dalej


Led through the mist by the milk-light of moon. All that was lost is revealed
Our long bygone burdens, mere echoes of the spring. But where have we come, and where shall we end?
If dreams can't come true, then why not pretend?

Offline

 

#48 2013-08-18 18:00:31

Charat

Generał Mazoku

Skąd: Z nienacka
Zarejestrowany: 2011-06-04
Posty: 1325
Punktów :   
WWW

Re: eksperyment

Czytelnik ma o tyle dobrze, że może zapytać. Albo podzielić się pytaniami na forum, Charat by się ucieszył. Wiedza o tym, czy prowokuję w czytelniku te pytania, na których mi zależało jest bezcenna.

Ano, Xelloss miał się pojawić później. Po namyśle jednak postanowiłam go na chwilkę wprowadzić wcześniej, żeby wam wynagrodzić ogromną ilość OC.


You call it nightmare, I call it fun~!
I cut and slash.

Offline

 

#49 2013-08-18 19:15:28

 Meitsa

Lord Mazoku

Skąd: Scotland/Poland
Zarejestrowany: 2011-05-24
Posty: 2281
Punktów :   
WWW

Re: eksperyment

Ok, kolejny fragment zaostrzył mi apetyt. Filia ma jakiś układ z Xellosem? Nasuwa mi sie wniosek, ze w zamian za pomoc Xell wyznaczył sobie dość osobliwa zapłatę
Chyba jeden błąd dostrzeglam, powinno byc "(...)wyglada JUŻ na osiem lat."


Nadworny zboczeniec forumowy <3

Offline

 

#50 2013-08-18 20:43:24

 Rinsey

Kapłan Mazoku

Zarejestrowany: 2011-08-23
Posty: 265
Punktów :   

Re: eksperyment

Hm... Pytania, które się nasuwają... Jak wspomniała Meitsa układ Filii i Xellossa. Jaki jest jego cel? Czy ma z nim coś wspólnego Val? Co się dzieje z samym Valem i czy Filia jest tego świadoma, czy próbuje działać w ciemno? To przede wszystkim


Led through the mist by the milk-light of moon. All that was lost is revealed
Our long bygone burdens, mere echoes of the spring. But where have we come, and where shall we end?
If dreams can't come true, then why not pretend?

Offline

 

#51 2013-08-18 21:05:00

 Meitsa

Lord Mazoku

Skąd: Scotland/Poland
Zarejestrowany: 2011-05-24
Posty: 2281
Punktów :   
WWW

Re: eksperyment

Ja stawiam na nienaturalnie pojawienie sie Vala na swiecie po tym jak był pól Smokiem pól Demonem. Jakieś wady genetyczne czy cos w tym stylu i dlatego tak szybko rośnie a Xell ma za zadanie go obserwować


Nadworny zboczeniec forumowy <3

Offline

 

#52 2013-08-19 11:08:53

Charat

Generał Mazoku

Skąd: Z nienacka
Zarejestrowany: 2011-06-04
Posty: 1325
Punktów :   
WWW

Re: eksperyment

Okej, odpowiadamy na pytania

'Dopiero' jest jak najbardziej na miejscu, Xelluś wie, co mówi.

*tańcuje po pokoju* Yaaay, udało się, udało Nie, żebym z góry zakładała, ale takie było zamierzenie i bardzo się cieszę, że chociaż częściowo mi się udaje je zrealizować.

Hmm, widzę, że Meitsa ma swoje teorie. Teraz mnie korci, żeby na te wszystkie pytania odpowiedzieć. Ale wtedy nie miałybyście przyjemności z czytania dalej. W każdym razie, wszystkie odpowiedzi będą w tekście. W zamierzeniu


You call it nightmare, I call it fun~!
I cut and slash.

Offline

 

#53 2013-08-19 13:23:07

 Meitsa

Lord Mazoku

Skąd: Scotland/Poland
Zarejestrowany: 2011-05-24
Posty: 2281
Punktów :   
WWW

Re: eksperyment

A wiesz, ze cała noc sie zastanawialam czy dziewicza krew naprawdę jest trudno sprac z pluszu?


Nadworny zboczeniec forumowy <3

Offline

 

#54 2013-08-19 17:21:16

Charat

Generał Mazoku

Skąd: Z nienacka
Zarejestrowany: 2011-06-04
Posty: 1325
Punktów :   
WWW

Re: eksperyment

Generalnie to zależy od:

1. Ilości krwi (generalnie, jak wiadomo, nie są to jakieś ogromne ilości, ale z każdą dziewczyną jest inaczej).
2. Umiejscowienia plamy (może być w jakimś trudno dostępnym miejscu, co utrudnia czyszczenie).
3. Czasu, jaki upłynął od poplamienia do próby czyszczenia (im starszy ślad, tym trudniej usunąć).

Generalnie to nie ma wielkiej różnicy, czy to krew z rozdziewiczenia, z rany ciętej, ukłucia czy krwotoku z nosa. Krew bardzo trudno wywabić z ubrań a jeszcze trudniej z mebli. A jak do tego są to jeszcze jakieś duże ilości (np. ze sporej rany) to już w ogóle.

Może Filii zwyczajnie się nie opylało inwestować w czyszczenie, skoro mogła sobie zafundować nowy komplet. A może po prostu nie chciała tego rodzaju 'pamiątki' w domu. Interpretujcie jak chcecie


You call it nightmare, I call it fun~!
I cut and slash.

Offline

 

#55 2013-08-20 13:11:54

 Meitsa

Lord Mazoku

Skąd: Scotland/Poland
Zarejestrowany: 2011-05-24
Posty: 2281
Punktów :   
WWW

Re: eksperyment

Na 100% zakładam, że nie chciała mieć takiej pamiątki na widoku


Nadworny zboczeniec forumowy <3

Offline

 

#56 2013-08-20 14:10:47

Charat

Generał Mazoku

Skąd: Z nienacka
Zarejestrowany: 2011-06-04
Posty: 1325
Punktów :   
WWW

Re: eksperyment

Z pewnych względów, bardzo mnie to cieszy. Lubię, jak ludzie usiłują odgadnąć motywacje postaci.


You call it nightmare, I call it fun~!
I cut and slash.

Offline

 

#57 2013-08-20 14:21:48

 Meitsa

Lord Mazoku

Skąd: Scotland/Poland
Zarejestrowany: 2011-05-24
Posty: 2281
Punktów :   
WWW

Re: eksperyment

Mnie nie musisz tego mówić, sama jestem spragniona takich domysłów i dociekań

Kurcze, zastanawiam sie czy Xellos zrobił to dla zabawy czy było coś wiecej za tym i miało związek z przysługą.
A Merle na pewno będzie miała coś wspólnego z Valem, ewentualnie mała kruszynka.


Nadworny zboczeniec forumowy <3

Offline

 

#58 2013-08-20 16:51:08

Charat

Generał Mazoku

Skąd: Z nienacka
Zarejestrowany: 2011-06-04
Posty: 1325
Punktów :   
WWW

Re: eksperyment

Mała kruszynka? Mówisz o Poli czy o córeczce Jillasa? Zresztą, zależy co rozumiesz przez 'coś wspólnego'

Powodów Xelloss'a zdradzić nie mogę. Mogę za to napomknąć, że będzie ból i cierpienie Albo, jak mawia moja najlepsza psiapsióła - nieprzewidziane reperkusje.


You call it nightmare, I call it fun~!
I cut and slash.

Offline

 

#59 2013-08-20 16:59:50

 Meitsa

Lord Mazoku

Skąd: Scotland/Poland
Zarejestrowany: 2011-05-24
Posty: 2281
Punktów :   
WWW

Re: eksperyment

Mówię o Poli (sorry, ale nie lubię tego imienia, wnuczka mojej byłej wlascielki mieszkania tak sie nazywa i nie darzylam ich sympatia. Była jeszcze Eryka, brrr). Myśle, ze ich drogi jeszcze sie skrzyzuja, w koncu to nowe pokolenie

A Xellos będzie cierpieć? Yey~!


Nadworny zboczeniec forumowy <3

Offline

 

#60 2013-08-20 17:14:34

Charat

Generał Mazoku

Skąd: Z nienacka
Zarejestrowany: 2011-06-04
Posty: 1325
Punktów :   
WWW

Re: eksperyment

Pola jest akurat skrótem od Apolonii, a to imię mojej prababci. Jak Pola Raksa Hmm, albo Pola Negri

Możliwe, że masz rację. W końcu mała ma wrócić po resztę kubków, więc jest szansa, że jeszcze raz się przynajmniej spotkają.


Xelloss będzie cierpieć. Wszyscy będą cierpieć. Tylko każdy inaczej, yo.


You call it nightmare, I call it fun~!
I cut and slash.

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
Noclegi Punta Gorda Hoteller Norfolkøya rury